fb

sobota, 7 grudnia 2013

z samą mądrością nie chodzi się na targ...

Z samą mądrością nie chodzi się na targ

Ze studiów wprost w małżeństwo i życie znowu nabrało innego wymiaru. Marzyłam o spokojnym domu , pełnym dzieci i przetworów w spiżarce, takich jak miała moja Babcia.
Zakochałam się tak bardzo, że nie przeszkadzało mi , że matka mojego wybranka mnie całkowicie nie akceptowała. Ojciec był bardzo w porządku, lubiłam z Nim rozmawiać. Matka jednak witała mnie w drzwiach słowami : „ a ty znowu jesteś grubsza” , albo często upominała, że źle zajmuję się moim dzieckiem, potem dziećmi. Chciała nawet decydować o tym , ile ich będziemy mieli. Próbowałam jakoś zdobyć jej miłość, ale bez powodzenia. Kiedyś usłyszałam, że jestem z byle jakiej rodziny, bo moja matka ugościła ją lodami podanymi w głębokim talerzu. Moja matka nigdy na takie rzeczy nie zwracała uwagi, talerz był czysty i tyle. Moja teściowa obojętnie co podawała , było na sztywnym obrusie, z srebrną zastawą i serwetnikami na serwetkach, tak sztywnych , że zawsze spadały mi z kolan pod stół, więc byłam jak moja rodzina… Podziwiałam Teściową  za szyk i to w jaki sposób nakrywa stół, starałam się w moim domu niektóre rzeczy przenieść, ale u mnie jest zawsze ciepło, miło i serwetki są papierowe, a za to w kolorowe wzorki.
Ciężko jest żyć w rodzinie, kiedy zawsze druga Synowa była ta super, jej dzieci to były : „ nasze dziewczynki, a wasz Kuba, Bartek i Kajtek” . Nasze małżeństwo przeszło kilka prób, bo drugi Syn chorował i ponad 2 lata mieszkałam z nim w szpitalu. Myślałam, że najgorsze za nami.
Zbliżała się nasza 10-ta rocznica ślubu. Mieliśmy 3 synów i wydawało się , że te trudne chwile nas zbliżyły. Nie chce pisać co się stało, bo jestem teraz w dobrych relacjach z moim byłym mężem, ale fakt jest taki, że nie umiałam być z kimś kto mnie okłamywał ( nie mówił wszystkiego, a to też jest kłamstwo). Próbowałam ratować nasze małżeństwo, na 10-ta rocznicę wynajęłam pokój w hotelu i chciałam dobrze rozpocząć kolejną 10-tkę, ale mój mąż jak zwykle był w pracy. Potem przychodził do mnie po pieniądze na kwiatka z okazji Dnia Kobiet , bo jak powiedział cyt: „ wypadałoby żebym Ci kupił kwiatka” i wtedy we mnie coś pękło. Zrozumiałam, że nie mogę i nie chcę tak żyć. Nie potrafiłam myśleć, ze nic pięknego mnie już w życiu nie spotka, że  życie z kimś takim to wegetacja i oszukiwanie samej siebie. Ja chciałam kochać i czuć , że mnie ktoś kocha, chciałam ufać, bo sama nie oszukiwałam i żyć pełnią życia… czuć smaki i zapachy, zwiedzać świat i pokazywać go moim dzieciom… i wiedzieć, że jestem kochana….
Czułam się martwa….

Dzieci wynagradzały mi brak miłości małżeńskiej.
Nie pogrzebałam tez talentów biznesowych. Przypomniały mi się weselne placki. Zwiedziłam Stary Rynek w Poznaniu i zaproponowałam kawiarniom dostawę domowych ciast. Tak im zasmakowały próbki moich wypieków, że zamówili dostawę. Był tylko jeden warunek, musiały być to okrągłe placki. Nabyłam więc okrągłe blaszki i zaczęłam piec chałupniczo. Mogłam zajmować się najmłodszym synkiem i starszych zaprowadzać i odbierać z przedszkola a w między czasie robiłam zakupy z wózkiem i piekłam. Chciało mi się pracować. Zarabiałam i to znacznie wzbogacało domowy budżet.  Malowałam tez obrazki na szkle, ale zatrułam się oparami z farby i musiałam zrezygnować. Kiedy Kajtek dostał się do żłobka, poszukałam pracy. Kawiarniom zaniosłam przepisy na moje ciasta, żeby zadbać o Klientów, którzy je lubili. Tak zręcznie poprowadziłam rozmowę, że sprzedałam te przepisy … byłam z siebie bardzo dumna. Do dzisiaj ciasta według moich wypieków są w 3 znanych kawiarniach w Poznaniu.

Zrezygnowałam z pieczenia, aby zarabiać więcej i wyjść z domu, ładnie się ubrać… i popracować między ludźmi…
Kto korzysta z dobrodziejstw etatu jest szczęściarzem, tak wtedy myślałam. Nie zapominajmy jednak o wadach umowy, gdyż może ona uśpić inicjatywę…., ale  Suma sumarum etat dawał kiedyś poczucie bezpieczeństwa, co dla kobiet, a zwłaszcza matek- było, jest i będzie bezcenne. Tak więc odchowałam synów i rozmyślałam, gdzie się zatrudnić ?
-Gdyby płacili za gadanie, ty Laura byłabyś milionerką !-zauważyła moja przyjaciółka Renatka. Znała mnie od 1 roku studiów. Razem działałyśmy w Samorządzie Studenckim.
Powiedziała mi o pracy w Gazecie Poznańskiej. Szukali sprzedawców reklam.
          Poszłam do dyrektora i powiedziałam, ze chcę tam pracować. Na to On :
-Właśnie zatrudniłem 25 osób.
-Ale jaka jest gwarancja, ze to będą handlowcy ?- zapytałam
- A Ty będziesz ? Skąd taka pewność ?- otworzył szeroko oczy
- Oczywiście i to jakim !-odparłam zdecydowanie
- A co mi możesz obiecać ?
-Że będę najlepszym handlowcem tutaj-odparłam pewna siebie.
- W jakim czasie ?- zapytał
-W dwa tygodnie- odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Tyle mogę zaryzykować – powiedział z uśmiechem dyrektor, nowo wschodzącej gwieździe, bo że byłam wyjątkowa to było widać : 120 kg, krótkie czerwone włosy na głowie i pyskata maksymalnie, a jaka pewna siebie ?
- To gdzie jest moje biurko ?- zapytałam ?
-Biurko ???????? – zaprowadził mnie do pokoju dla nowoprzyjętych… a tam w jednym pokoiku , przy jakichś ławkach siedzieli ludzie, tłoczno i duszno i… wszyscy przekrzykiwali siebie w rozmowach telefonicznych. Zapytałam mojego nowo poznanego managera Andrzeja, gdzie siedzą starzy handlowcy i tam poszłam od razu. Dosiadałam się do każdego z nich, słuchałam i pisałam i uczyłam się. Robiłam im kawę , jeździłam na spotkania z nimi i wtedy dostałam prawdziwą szkołę sprzedaży.
W drugim tygodniu pracy pojechałam z managerem do Klientki i… wyrzuciła mojego nauczyciela z gabinetu ( ośmielił się skomentować wystrój, nie wiedział, że stała za plecami) a mi kazała usiąść na swoim fotelu i wyobrazić , że to moja firma, po czym zapytała:
-gdzie umieściłabyś reklamę ?
- w „ Całej TY” kolorowym dodatku dla kobiet, bo ten czytają u fryzjera i kosmetyczki i dłużej niż jeden dzień działa dla Klienta.
- dobrze, więc pisz zlecenie- powiedziała Pani Danusia, właścicielka ogromnej hurtowni i sklepu z odzieżą dla kobiet.
- jaka wielkość ? – zapytałam
-całą stronę i to na cały rok- powiedziała Pani Danusia
- to , to ja zadzwonię do szefa po rabat, dobrze? – bałam się wyjść i porozmawiać z managerem który odpalał przy samochodzie papieros od papierosa
-dzwoń kochana-powiedziała Pani Danusia
Szef zaskoczony, dał mi rabat i jak kiedyś później mi powiedział, to wtedy przekonał się , że każdemu trzeba dać szansę, bo ja udowodniłam to co obiecałam.
Podpisałam kontrakt na kolosalną kwotę. Takie podpisywali tylko doświadczeni handlowcy.
Mój manager był w szoku, szef zachwycony i … dostałam własne biurko. To był ogromny awans.
W gazecie kolorowe dodatki były wyciągane ze zwrotów w drukarni. Ja przez cały rok zabierałam je i roznosiłam osobiście po kosmetyczkach, fryzjerach i sklepach w okolicy sklepu Pani Danusi, zapraszałam osobiście do niej do sklepu i tak któregoś dnia zadzwoniła do mnie zdenerwowana. Okazało się, że wszystkie szatnie, nawet  kolejne dostawione są przepełnione, tyle miała Klientek. To był mój sukces.
Sprzedaż reklam to było wyzwanie. Ja czułam ogromna misję, czułam że sprzedaję marzenia , że pomagam przedsiębiorcom. Robiłam to z sercem i pasją, czułam się jak ktoś powołany do tego aby pomagać w ten sposób.
         Jeszcze jedna zabawna historia z pracy w gazecie :
Dostałam listę firm od szefa, które mam obsłużyć. Jeden Klient nie chciał nigdy się ze mną umówić. Próbowałam różnych sposobów, ale na próżno. Podsłuchałam starszych handlowców i usłyszałam o sposobie na tzw. „Rumuna”.
Zadzwoniłam więc do Klienta i powiedziałam:
- Laura ……   , Pani prezesie, proszę o spotkanie, nic Panu nie sprzedam, nawet nie będę próbować, możemy rozmawiać o czym Pan chce, nawet o sporcie, tylko proszę się zgodzić. Potem 3 miesiące będzie Pan miał spokój. Inaczej musze oddać Pana Firmę do bazy i ktoś inny będzie do Pana dzwonił.
- Dobrze, skoro Pani obiecuje, że nic Pani nie sprzeda, to zapraszam jutro-powiedział Pan Antoni, właściciel stacji naprawy aut powypadkowych.
Pojechałam, było miło, rozmawialiśmy o firmie i Pan Antoni tłumaczył mi jak ta firmę tworzył i jak teraz poszerzył działalność o ciągniki siodłowe.
Ja na to, dziewczyna ze wsi :
-to świetnie, mamy dodatek : Agrobiznes, mój szwagier Rolnik roku jest na okładce….- I widzę, że pan Antoni z trudem powstrzymuje się od śmiechu.
Powiedział: - choć dziecko…
 Po czym wstał, wziął mnie za rękę i zaprowadził przed firmę. A tam ziemia usunęła mi się spod nóg…
Myślałam, że ciągnik siodłowy to traktor, a nie TIR , o matko byłam blada jak papier, bo pan Antoni zaproponował mi koniak na lepsze krążenie …
Wtedy porozmawialiśmy z jakiej to jestem wsi, ze dziewczyna z puszczy itd. I okazało się, że Pan Antoni kupił tam ziemię, niedaleko mojego domu rodzinnego, a do tego szuka kogoś kto by mu daczę, taka niedużą 300m, postawił techniką kanadyjską. I tak sprzedałam dom. Firmę budująca te domy znałam z innego spotkania, gdzie Klient kilka godzin opowiadał mi jak stworzył firmę i na czym polega ta nowa technologia. Potrafię też słuchać, a to cenna zaleta handlowca.
Bardzo podobało mi się kojarzenie moich Klientów J

Potem sama wymyśliłam dodatek  „ Przewodnik Poznańskiego Smakosza” sama zrobiłam ofertę i sama od pierwszej do ostatniej reklamy sprzedałam. Był wyjątkowy, bo zawierał na rozkładówce mapę starego Rynku w Poznaniu i zaznaczone miejsca z reklam. Do tego był również rozdawany przez hostessy na imprezach targowych. Goście z mapką trafiali do miejsc które były opisane i pokazane w przewodniku. Jednak Pani dyrektor, bo zyskałam nową Szefową, nie doceniła mojego trudu i dała mi 100zl brutto premii. Po kolejnym numerze, sama zrezygnowałam z pracy.

W taki sposób życie uczyło mnie i nadal uczy jak być dobrym handlowcem….ale też nie dawać się wykorzystywać.

Potem byłam w kilku firmach dyrektorem ds. Marketingu. Organizowałam prace innym i tak organizowałam innym firmy. Otwierałam największe Centrum Zabaw Rodzinnych w Polsce. Jednak tam miałam zawsze nad sobą szefa, a pod sobą ludzi o których się upominałam i tak zostałam „ Stalingradczykiem” . tez był ten kontakt z Klientem, ale brakowało misji, kiedy ciągle słyszałam : pieniądze pieniądze, pieniądze… i najgorsze było z tego to, że ja dawałam z siebie wszystko, a jak już wszystko hulało…. To byłam niepotrzebna….Postanowiłam to zmienić i pracować na siebie i dla siebie…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.