Z samą mądrością nie chodzi się na targ
Ze
studiów wprost w małżeństwo i życie znowu nabrało innego wymiaru. Marzyłam o
spokojnym domu , pełnym dzieci i przetworów w spiżarce, takich jak miała moja
Babcia.
Zakochałam
się tak bardzo, że nie przeszkadzało mi , że matka mojego wybranka mnie całkowicie
nie akceptowała. Ojciec był bardzo w porządku, lubiłam z Nim rozmawiać. Matka
jednak witała mnie w drzwiach słowami : „ a ty znowu jesteś grubsza” , albo
często upominała, że źle zajmuję się moim dzieckiem, potem dziećmi. Chciała
nawet decydować o tym , ile ich będziemy mieli. Próbowałam jakoś zdobyć jej
miłość, ale bez powodzenia. Kiedyś usłyszałam, że jestem z byle jakiej rodziny,
bo moja matka ugościła ją lodami podanymi w głębokim talerzu. Moja matka nigdy
na takie rzeczy nie zwracała uwagi, talerz był czysty i tyle. Moja teściowa
obojętnie co podawała , było na sztywnym obrusie, z srebrną zastawą i
serwetnikami na serwetkach, tak sztywnych , że zawsze spadały mi z kolan pod
stół, więc byłam jak moja rodzina… Podziwiałam Teściową za szyk i to w jaki sposób nakrywa stół,
starałam się w moim domu niektóre rzeczy przenieść, ale u mnie jest zawsze
ciepło, miło i serwetki są papierowe, a za to w kolorowe wzorki.
Ciężko
jest żyć w rodzinie, kiedy zawsze druga Synowa była ta super, jej dzieci to
były : „ nasze dziewczynki, a wasz Kuba, Bartek i Kajtek” . Nasze małżeństwo
przeszło kilka prób, bo drugi Syn chorował i ponad 2 lata mieszkałam z nim w
szpitalu. Myślałam, że najgorsze za nami.
Zbliżała
się nasza 10-ta rocznica ślubu. Mieliśmy 3 synów i wydawało się , że te trudne
chwile nas zbliżyły. Nie chce pisać co się stało, bo jestem teraz w dobrych
relacjach z moim byłym mężem, ale fakt jest taki, że nie umiałam być z kimś kto
mnie okłamywał ( nie mówił wszystkiego, a to też jest kłamstwo). Próbowałam
ratować nasze małżeństwo, na 10-ta rocznicę wynajęłam pokój w hotelu i chciałam
dobrze rozpocząć kolejną 10-tkę, ale mój mąż jak zwykle był w pracy. Potem
przychodził do mnie po pieniądze na kwiatka z okazji Dnia Kobiet , bo jak
powiedział cyt: „ wypadałoby żebym Ci kupił kwiatka” i wtedy we mnie coś pękło.
Zrozumiałam, że nie mogę i nie chcę tak żyć. Nie potrafiłam myśleć, ze nic
pięknego mnie już w życiu nie spotka, że
życie z kimś takim to wegetacja i oszukiwanie samej siebie. Ja chciałam
kochać i czuć , że mnie ktoś kocha, chciałam ufać, bo sama nie oszukiwałam i
żyć pełnią życia… czuć smaki i zapachy, zwiedzać świat i pokazywać go moim
dzieciom… i wiedzieć, że jestem kochana….
Czułam
się martwa….
Dzieci
wynagradzały mi brak miłości małżeńskiej.
Nie
pogrzebałam tez talentów biznesowych. Przypomniały mi się weselne placki.
Zwiedziłam Stary Rynek w Poznaniu i zaproponowałam kawiarniom dostawę domowych
ciast. Tak im zasmakowały próbki moich wypieków, że zamówili dostawę. Był tylko
jeden warunek, musiały być to okrągłe placki. Nabyłam więc okrągłe blaszki i
zaczęłam piec chałupniczo. Mogłam zajmować się najmłodszym synkiem i starszych
zaprowadzać i odbierać z przedszkola a w między czasie robiłam zakupy z wózkiem
i piekłam. Chciało mi się pracować. Zarabiałam i to znacznie wzbogacało domowy
budżet. Malowałam tez obrazki na szkle,
ale zatrułam się oparami z farby i musiałam zrezygnować. Kiedy Kajtek dostał
się do żłobka, poszukałam pracy. Kawiarniom zaniosłam przepisy na moje ciasta,
żeby zadbać o Klientów, którzy je lubili. Tak zręcznie poprowadziłam rozmowę,
że sprzedałam te przepisy … byłam z siebie bardzo dumna. Do dzisiaj ciasta
według moich wypieków są w 3 znanych kawiarniach w Poznaniu.
Zrezygnowałam
z pieczenia, aby zarabiać więcej i wyjść z domu, ładnie się ubrać… i popracować
między ludźmi…
Kto
korzysta z dobrodziejstw etatu jest szczęściarzem, tak wtedy myślałam. Nie
zapominajmy jednak o wadach umowy, gdyż może ona uśpić inicjatywę…., ale Suma sumarum etat dawał kiedyś poczucie
bezpieczeństwa, co dla kobiet, a zwłaszcza matek- było, jest i będzie bezcenne.
Tak więc odchowałam synów i rozmyślałam, gdzie się zatrudnić ?
-Gdyby
płacili za gadanie, ty Laura byłabyś milionerką !-zauważyła moja przyjaciółka
Renatka. Znała mnie od 1 roku studiów. Razem działałyśmy w Samorządzie
Studenckim.
Powiedziała
mi o pracy w Gazecie Poznańskiej. Szukali sprzedawców reklam.
Poszłam do dyrektora i powiedziałam, ze chcę
tam pracować. Na to On :
-Właśnie
zatrudniłem 25 osób.
-Ale
jaka jest gwarancja, ze to będą handlowcy ?- zapytałam
- A
Ty będziesz ? Skąd taka pewność ?- otworzył szeroko oczy
-
Oczywiście i to jakim !-odparłam zdecydowanie
- A
co mi możesz obiecać ?
-Że
będę najlepszym handlowcem tutaj-odparłam pewna siebie.
- W
jakim czasie ?- zapytał
-W
dwa tygodnie- odpowiedziałam bez zastanowienia.
-
Tyle mogę zaryzykować – powiedział z uśmiechem dyrektor, nowo wschodzącej
gwieździe, bo że byłam wyjątkowa to było widać : 120 kg , krótkie czerwone
włosy na głowie i pyskata maksymalnie, a jaka pewna siebie ?
- To
gdzie jest moje biurko ?- zapytałam ?
-Biurko
???????? – zaprowadził mnie do pokoju dla nowoprzyjętych… a tam w jednym
pokoiku , przy jakichś ławkach siedzieli ludzie, tłoczno i duszno i… wszyscy
przekrzykiwali siebie w rozmowach telefonicznych. Zapytałam mojego nowo poznanego
managera Andrzeja, gdzie siedzą starzy handlowcy i tam poszłam od razu.
Dosiadałam się do każdego z nich, słuchałam i pisałam i uczyłam się. Robiłam im
kawę , jeździłam na spotkania z nimi i wtedy dostałam prawdziwą szkołę
sprzedaży.
W
drugim tygodniu pracy pojechałam z managerem do Klientki i… wyrzuciła mojego
nauczyciela z gabinetu ( ośmielił się skomentować wystrój, nie wiedział, że stała za plecami) a mi kazała usiąść
na swoim fotelu i wyobrazić , że to moja firma, po czym zapytała:
-gdzie
umieściłabyś reklamę ?
- w
„ Całej TY” kolorowym dodatku dla kobiet, bo ten czytają u fryzjera i
kosmetyczki i dłużej niż jeden dzień działa dla Klienta.
-
dobrze, więc pisz zlecenie- powiedziała Pani Danusia, właścicielka ogromnej
hurtowni i sklepu z odzieżą dla kobiet.
-
jaka wielkość ? – zapytałam
-całą
stronę i to na cały rok- powiedziała Pani Danusia
- to
, to ja zadzwonię do szefa po rabat, dobrze? – bałam się wyjść i porozmawiać z
managerem który odpalał przy samochodzie papieros od papierosa
-dzwoń
kochana-powiedziała Pani Danusia
Szef
zaskoczony, dał mi rabat i jak kiedyś później mi powiedział, to wtedy przekonał
się , że każdemu trzeba dać szansę, bo ja udowodniłam to co obiecałam.
Podpisałam
kontrakt na kolosalną kwotę. Takie podpisywali tylko doświadczeni handlowcy.
Mój
manager był w szoku, szef zachwycony i … dostałam własne biurko. To był ogromny
awans.
W
gazecie kolorowe dodatki były wyciągane ze zwrotów w drukarni. Ja przez cały
rok zabierałam je i roznosiłam osobiście po kosmetyczkach, fryzjerach i
sklepach w okolicy sklepu Pani Danusi, zapraszałam osobiście do niej do sklepu
i tak któregoś dnia zadzwoniła do mnie zdenerwowana. Okazało się, że wszystkie
szatnie, nawet kolejne dostawione są
przepełnione, tyle miała Klientek. To był mój sukces.
Sprzedaż
reklam to było wyzwanie. Ja czułam ogromna misję, czułam że sprzedaję marzenia
, że pomagam przedsiębiorcom. Robiłam to z sercem i pasją, czułam się jak ktoś
powołany do tego aby pomagać w ten sposób.
Jeszcze jedna zabawna historia z pracy
w gazecie :
Dostałam
listę firm od szefa, które mam obsłużyć. Jeden Klient nie chciał nigdy się ze
mną umówić. Próbowałam różnych sposobów, ale na próżno. Podsłuchałam starszych
handlowców i usłyszałam o sposobie na tzw. „Rumuna”.
Zadzwoniłam
więc do Klienta i powiedziałam:
-
Laura …… , Pani prezesie, proszę o
spotkanie, nic Panu nie sprzedam, nawet nie będę próbować, możemy rozmawiać o
czym Pan chce, nawet o sporcie, tylko proszę się zgodzić. Potem 3 miesiące
będzie Pan miał spokój. Inaczej musze oddać Pana Firmę do bazy i ktoś inny
będzie do Pana dzwonił.
-
Dobrze, skoro Pani obiecuje, że nic Pani nie sprzeda, to zapraszam
jutro-powiedział Pan Antoni, właściciel stacji naprawy aut powypadkowych.
Pojechałam,
było miło, rozmawialiśmy o firmie i Pan Antoni tłumaczył mi jak ta firmę
tworzył i jak teraz poszerzył działalność o ciągniki siodłowe.
Ja
na to, dziewczyna ze wsi :
-to
świetnie, mamy dodatek : Agrobiznes, mój szwagier Rolnik roku jest na
okładce….- I widzę, że pan Antoni z trudem powstrzymuje się od śmiechu.
Powiedział:
- choć dziecko…
Po czym wstał, wziął mnie za rękę i
zaprowadził przed firmę. A tam ziemia usunęła mi się spod nóg…
Myślałam,
że ciągnik siodłowy to traktor, a nie TIR , o matko byłam blada jak papier, bo
pan Antoni zaproponował mi koniak na lepsze krążenie …
Wtedy
porozmawialiśmy z jakiej to jestem wsi, ze dziewczyna z puszczy itd. I okazało
się, że Pan Antoni kupił tam ziemię, niedaleko mojego domu rodzinnego, a do
tego szuka kogoś kto by mu daczę, taka niedużą 300m, postawił techniką
kanadyjską. I tak sprzedałam dom. Firmę budująca te domy znałam z innego
spotkania, gdzie Klient kilka godzin opowiadał mi jak stworzył firmę i na czym
polega ta nowa technologia. Potrafię też słuchać, a to cenna zaleta handlowca.
Bardzo
podobało mi się kojarzenie moich Klientów J
Potem
sama wymyśliłam dodatek „ Przewodnik
Poznańskiego Smakosza” sama zrobiłam ofertę i sama od pierwszej do ostatniej
reklamy sprzedałam. Był wyjątkowy, bo zawierał na rozkładówce mapę starego
Rynku w Poznaniu i zaznaczone miejsca z reklam. Do tego był również rozdawany
przez hostessy na imprezach targowych. Goście z mapką trafiali do miejsc które
były opisane i pokazane w przewodniku. Jednak Pani dyrektor, bo zyskałam nową
Szefową, nie doceniła mojego trudu i dała mi 100zl brutto premii. Po kolejnym
numerze, sama zrezygnowałam z pracy.
W
taki sposób życie uczyło mnie i nadal uczy jak być dobrym handlowcem….ale też
nie dawać się wykorzystywać.
Potem
byłam w kilku firmach dyrektorem ds. Marketingu. Organizowałam prace innym i
tak organizowałam innym firmy. Otwierałam największe Centrum Zabaw Rodzinnych w
Polsce. Jednak tam miałam zawsze nad sobą szefa, a pod sobą ludzi o których się
upominałam i tak zostałam „ Stalingradczykiem” . tez był ten kontakt z
Klientem, ale brakowało misji, kiedy ciągle słyszałam : pieniądze pieniądze,
pieniądze… i najgorsze było z tego to, że ja dawałam z siebie wszystko, a jak
już wszystko hulało…. To byłam niepotrzebna….Postanowiłam to zmienić i pracować
na siebie i dla siebie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.