fb

czwartek, 12 grudnia 2013

amen w pacierzu i sprawiedliwość losu...

Tak jak wspominałam wczoraj razem z Puklem spotkałam się u dyr.  R. Baker'a. Powtórzyliśmy mu ustalenia  (Sprzedam 100 aktywacji i wtedy rozstanę się z AD SRAMAT-em oraz, że natychmiast mój mąż może utworzyć Sieć pod innym Autoryzowanym Dealerem firmy X.)
R. Baker powyższe ustalenia zatwierdził i kazał mi podpisać notatkę służbową na ten temat. Kończyła się zastrzeżeniem, że nie wolno mi rozmawiać z nikim z FIRMY X o trefnej relacji z prezesem Nowakiem. Znaczyło to, że Firma X doskonale zdaje sobie sprawę jak mnie oszukał. Wszystko co złe szuka cienia. ( notatkę do dzisiaj mam w sejfie z innymi dowodami)
-      Cóż to za zapis? - nie kryłam zdziwienia.
-    Aby nie było płotek i żeby nie psuć „Puklowi” opinii - tłumaczył chutliwy Robert Baker, uśmiechając się wyjątkowo krzywo. Obaj z Puklem chcieli mi zamknąć usta, bym nigdy nie mogła poskarżyć się komukolwiek z zarządu czy Centrali.
Mimo wszystko wróciłam do domu pełna nadziei, że mój koszmar z Puklem dobiegł końca. Tymczasem...
Pukiel nie przelał mi pieniędzy 13 listopada, nie przelał i 14-tego. Spytałam go SMS-em, co się dzieje?!
-    Przepraszam, skończyła mi się zdrapka do konta internetowego. Zaraz po weekendzie, w poniedziałek rano wykonam przelew - uspokajał.
W poniedziałek, nareszcie!, na moje konto wpłynęły' środki. Jednak czytając kwotę przelewu - osłupiałam. Nie 70 tysięcy , tylko...  7 siedem!
-      Co to ma być?! — spytałam Pukla telefonicznie.
-    Resztę, pozostawiam na zabezpieczenie stanu magazynu. Nie mam gwarancji, że sprzedasz te telefony, które posiadasz - ściemniał. - Pozostałość zapłacę gdy sytuacja się wyklaruje - łgał bez zająknięcia.
-    Ja posiadam środki na zabezpieczenie magazynu, w kwocie na jaką opiewa umowa agencyjna z Firmą X - oburzyłam się.
Tym samym prezes zmusił mnie bym udała się do kancelarii prawnej. Sprawy sądowe są w toku do dzisiaj.
Amen w pacierzu i sprawiedliwość losu
Największy twardziel by tego wszystkiego nie wytrzymał ! Każdej bezsennej nocy zaglądałam do pokojów moich dzieci i ratowałam się patrząc jak one ufnie śpią. Za każdym razem gdy w telewizji była mowa o matce, która odebrała sobie życie, myślałam - ona musiała przejść coś jeszcze gorszego, skoro podjęła taką decyzję...
Pozyskałam nowego poważnego klienta. Pewnej firmie „Q” sprzedałam aparaty telefoniczne (ze swojego magazynu) - za sumę 90 tys. talarów. Nabyli u mnie kilkadziesiąt tzw. utrzymań. Z panią dyrektor „Q" podpisałam odpowiednie umowy a w ślad za nimi do siedziby „Q” poszły komórki.
Nagle, odebrałam od „Q" rozpaczliwy telefon z prośbą o rozmowę. Okazało się, że ich radczyni prawna nie skalkulowała kwoty, do której „,Q” może kupować bez ogłaszania publicznego przetargu... Podpisane ze mną umowy przekroczyły tę sumę, dlatego „Q” gorąco proszą mnie o anulowanie umowy. Wnioskowali również o zmianę umowy - na transakcję zakupu samych utrzymań - bez aparatów telefonicznych.
W biurze ,,Q’ na własne oczy widziałam sprzedane im aparaty w oryginalnych fabrycznych opakowaniach. Nienaruszone. Zgodziłam się więc na anulację umowy, a mój kierownik, wobec zaistniałej sytuacji losowej, również wyraził na to zgodę. Zatem podpisałam z „Q” aneksy do umowy, na sprzedaż bez aparatów, które powróciły do szaf w moim magazynie.
Co wtedy zrobił wtedy Pukiel - mój kaprawy patron?! Kłamliwie oświadczył, że te aparaty są używane i dlatego ich ode mnie nie przyjmie. I, mimo protestów, mimo rzeczowych dowodów - nie przyjął!
Dobrze wiedział, że za każdy aparat jestem (mocą umowy agencyjnej) obciążona kwotą wielokrotnie przekraczającą jego wartość. Na przykład za aparat Sonny Ericcson obciążano mnie kwotą 1000 netto, podczas gdy jego wartość rynkowa (fabrycznie nowego!) wynosiła ledwie 390 talarów. Za iphona obciążona byłam kwotą 4500 tł. gdy nowy
można było sprzedać za 1300 zł! Oficjalnie miałam więc w magazynie telefony za około 110 tys. zł, a de facto mogłam sprzedać je za zaledwie 35 tysięcy.
Podsumowując;
- SRAMAT (rękoma Pukla) aż dwukrotnie nie wypłacił mi wypracowanej prowizji.
-    Pukiel, łamiąc umowę i kodeks etyczny, podkupił mi wszystkich pracowników. Następnie, żeby mnie ostatecznie pogrążyć:
-        Pukiel celowo nie przyjął ode mnie zwrotu nieużywanych aparatów.
WŁAŚNIE TAK UGOTOWANO MOJĄ FIRMĘ!!!
Nie miałam czasu nawet na to aby się porządnie wypłakać. Jestem człowiekiem czynu, dzień i noc pozostawałam na pełnych obrotach. Biegłam non-stop biegłam do przodu, by nie upaść na twarz!
Jednak wciąż oczekiwałam rozliczenia z prezesem
SRAMAT-u Marianem Nowakiem. Nie otrzymałam go do dziś!
Nie oddano mi również 22 000 zł kaucji wpłaconej Sramat-owi na zabezpieczenie magazynu. Łamiąc umowę nigdy mi ich nie zwrócono.
W tej bulwersującej historii pojawia jednak coś, co przypomina znak od losu...  Jak już wam wspominałam, że kiedy w firmie X zamknięto rok sprzedażowy 2009 Puklowi do wykonania planu zabrakło dokładnie tylu, ile obiecałam mu sprzedać - dotrzymując ustaleń. Bo ja umów dotrzymuję. Zawalając plan Pukiel i jego handlowcy - stracili prawie kilkaset tysięcy premii! Nie bez satysfakcji poinformowali mnie o tym koledzy z Centrali Firmy X.
- Laurka, ciesz się Zobacz jak się ch...wi porobiło! - aż piszczeli z radości.


Wstajemy po ciosie, a tu łup!
W tym czasie mój mąż podpisał już umowę z nowym Autoryzowanym Dealerem FIRMY X - firmą ,, Yogi”. Zajął się rekrutowaniem handlowców do swojego Przedstawicielstwa Sieciowego. Ja, zostałam pracownikiem męża. Aktywnie włączyłam się w pomoc mężowi. Postanowiliśmy pozbierać się choćby tam nie wiem co! i kolejny raz wypłynąć na powierzchnię. Nie sztuką jest odnieść sukces. Sztuka - to podnieść się po ciosie. Mistrzowie grają ze słuchu. W sporcie wygrywa ten bokser, który szybko wstaje z desek. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem - „sędzia czas" odliczał czas po nokaucie.
Prezes AD „Yogi" pierwsze miesiące starał się nam pomagać, tak jak był zobowiązany. Ale przyszedł dzień gdy trafił mi się nieuczciwy klient! Kupił 30 aktywacji najwyższych planów, za co odebrałam 52 tys. prowizji. Niestety, po 5 miesiącach ów klient łamiąc umowę wyłączył nabyte telefony. Tak zdobył, jak sie później okazało , pieniędze na zgłoszenie upadłości. A wtedy Szef „Yogi" zażądał ode mnie oddania całej prowizji - od ręki! Skąd mieliśmy z Romkiem wziąć takie pieniądze?
Prowizje otrzymywaliśmy w odstępach trzech miesięcy, nie mogliśmy więc nagle „urodzić" takiej kwoty. Obracaliśmy poważnymi sumami ale nimi nie dysponowaliśmy Trzeba też pamiętać, że równolegle ponosiliśmy wydatki na życie, leasingi niepotrzebnych już aut. utrzymanie biura, (pokaźną sumę stanowił koszt mojej byłej sekretarki /3-miesięczne wypowiedzenie/), wreszcie - telefonów byłych pracownikowi Przypomnę, że chociaż rozstałam się z nimi (np. po 6 miesiącach) - abonamenty ich numerów' opiewały na 2 lata.
Dlatego poprosiłam szefa „ Yogi". jako menadżera i życzliwego partnera biznesowego, aby moją prowizję co miesiąc umniejszał o 10 tys. i w ten sposób spłacę mu powstałe (nie z mojej winy) zobowiązanie. Jakoś to załatwiliśmy…może nie obyło się bez spięć, ale tez rozumiał, że nas położy na łopatki jeśli od razu zabierze nam całe wynagrodzenie.



Jakiś czas po tym brałam udział w konferencji Firmy X (w Świebodzicach), gdzie dyrektorka omawiała „misję klient”.
-      Drodzy handlowcy, co powinniśmy robić, żeby nam się dobrze sprzedawało i aby klienci czuli nasz power? - zagaiła dyrektorka niczego nie przeczuwając.
-       Wypłacajcie nam wynagrodzenie, proste! - zawołałam.
-        Laura! W czym problem? - zapytała skonsternowana.
-        Przez pól roku nie otrzymałam prawidłowej prowizji za notebooki - wyjaśniłam.
I                              wtedy - cisza na Sali. Takie rzeczy też się zdarzały i nie były one rzadkością.
Jakby tego wszystkiego było mało, pechowo mąż zatrudnił handlowca pana Obiboka, który skradł aparaty otrzymane jako „towar powierzony"'. Wstawił je do komisu i pstryk! Wszystkie sprzedane przez Obiboka aktywacje wyłączyły się. więc musieliśmy za nie zwrócić Yogiemu prowizje. Ten oszust jest nam winien 32 tysiące. Wyrok sądowy pozostaje bezskuteczny, bo Obibok zrobił skok w bok i rozpłynął się we mgle...nawet tak napisał komornik, że : cyt. „ jest jak mgła”
W taki oto sposób zadłużenie Przedstawicielstwa Sieciowego męża - rosło lawinowo. Niestety, ja mimo aktywnej sprzedaży nie otrzymywałam należnych wypłat, bo potrącano mi niezawinione zadłużenie na rzecz AD „Yogi".
W takim udręczeniu minął nam kwiecień a w maju... (Maj miesiąc jaj?) Kolejne tąpnięcie!!! Dlaczego? Cofnijmy się w czasie.
W październiku 2010 roku Firma X wprowadziła do sprzedaży tzw. „foxy" - nie informując żadnego z handlowców jaką prowizję otrzyma za ich sprzedaż! Wobec tego skierowałam pisemne zapytanie do kierownika Kaletty ( zastępcy HUANITY dyrektorki) o wysokość prowizji za te produkty. Odpisał, że: jak wpłynie pierwsza prowizja za ten produkt, to się dowiecie... Przyznacie, że kapkę mało profesjonalnie? No cóż, musieliśmy pracować a nie rozmyślać.
Prowizja za foxy okazała się bardzo atrakcyjna. No to zasuwamy szybciej! Nasprzedawaliśmy tego dużo. za to w maju 2011 wyszło na jaw, że są nam potrącane ogromne kwoty: kilka, kilkanaście tysięcy złotych. Byli nawet tacy sprzedawcy, którzy (niespodziewanie!) musieli oddawać Firmie X 30-40 tys. złotych. W rozliczeniu figurowało to jako: błąd XX. 
FIRMA X pomyliła się w obliczeniach prowizji!
Ooo Merkury! Przecież od tych (uczciwie zarobionych) pieniędzy zapłaciliśmy już podatki, zdążyliśmy je już wydać na życie... Jak nie kijem - to pałką! Przyznacie, że FIRMA X wykazywała kreatywność w skubaniu handlowców?
Na tym nie koniec. Od lutego 2011 Firma X Sajgon Center, wprowadziła nowe prowizje za utrzymanie posiadanych klientów. Nowych zasad nam nie przedstawiła, bo po co?! Poinformowała nas jedynie, że wprowadza nowy system rozliczeń. Prowizja od wartości, czyli za kontrakt, (np. abonament 200-300 zł) - super kasa.

Jak się potem okazało, to od lutego za utrzymania około 100 sztuk na miesiąc, tak jak wcześniej odbierałam 7-8 tys złotych, dostałam 780zł. Ta kwota stanowiła wypłatę dla pracowników Przedstawicielstwa Sieciowego. Resztę biznesu oraz rodzinę utrzymywaliśmy ze sprzedaży aktywacji. I nagle, kiedy w lutym sprzedaliśmy 100 czy nawet 200 sim, prowizji za
utrzymania wpłynęło tylko 780 złotych. Prawie spadłam z krzesła. Tak nas zmanipulowali, że sprzedawaliśmy „wypasione’' plany - za 7,50 od sztuki. Nie do wiary . W rozliczeniu dostarczonym przez Firme X figurował tylko numer utrzymania i kwota żartobliwej prowizji. Żadnych uzasadnień. Większość pracowników FIRMY X została tym poruszona.
Centrala od początku namawiała nas, Agenci również, abyśmy firmy budowali, strony internetowe robili, auta brali w leasing, że jesteśmy partnerami biznesowymi, a kiedy to zrobiliśmy to za wszystko były kary.
Mój kolega Masmed zrobił stronę internetową , na wypasie, a dostał pismo, że ma ją zmienić, bo inaczej 50 tys. zapłaci. Chłopak próbował coś zdziałać , ale to było kopanie się z koniem. Zabijali po kilku miesiącach inicjatywę…

Kiedy zawisły nad nami ołowiane chmury - zdawało mi się. że słońce zaszło na zawsze. Dopadła mnie bezsenność. Podobno człowiek tak długo zachowuje zdrowie, jak długo sypia bez tabletek. Moja bezsenność była chorobą udręczonej duszy. Brak snu osłabiał mnie oczywiście również i fizycznie, zaś ciągły lęk - wyniszczał moją psyche.
Pierwszą myślą w bezsenną noc jest sięgniecie po kieliszek. Wiem czym jest alkoholizm. Mam w rodzinie alkoholika, nie jednego, i to mnie powstrzymało. Nie dopuszczałam myśli, że dzieci mogłyby zobaczyć matkę pijącą. Dlatego, żeby móc zasnąć, wieczorami chodziłam na długie spacery. Błądząc w ciemnościach wsłuchiwałam się w noc. Miałam nadzieję, że od swojej podświadomości dostanę jakąś wskazówkę. Wpadnę na jakąś drogę ucieczki, wyjście awaryjne...
Wśród nocnej ciszy pisałam też wiersze i pamiętnik. Przelewając myśli na papier, odnajdywałam tak potrzebną mi harmonię. Żeby nie tylko MIEĆ, (zarabiać, walczyć) ale równolegle BYĆ (kochać, tworzyć).
Moim pomysłem był Caro - internetowy portal dla handlowców FIRMY X. Miejsce wymiany opinii i doświadczeń. Na tym forum handlowcy zaczęli otwarcie pytać:
Pani dyrektor, jak mogliście nam wywinąć taki numer? To oszustwo. Nie było żadnych aneksów do umów, niczego! Jak można tak postępować z oddanymi ludźmi?!
Dyr. Huanita odpowiedziała, że:
- FIRMA X właśnie testuje nowy system prowizyjny!


- System to można testować laboratoryjnie na szczurach.
spuentował jej odzywkę pewien kolega.
Nasza ciężka lutowa praca, w kwietniu okazała się darmową i jeszcze do tego interesu dołożyliśmy. Założyłam więc w Internecie forum: jak długo będziemy sponsorami Grupy Sajgon Center? Jeżeli za jedno utrzymanie otrzymywałam 5 zł i 5 groszy, to nie starczało mi nawet na benzynę, by do klienta dojechać!
Osobiście udałam się do dyrektora regionu R. Baker a, aby mi to szaleństwo wytłumaczył. Oświadczył, że: mam sprzedawać „internety“’, bo aktualnie FIRMA X dobrze płaci za „internety”...
-    Jak to sobie wyobrażasz? - odparłam. Mam zadzwonić do klienta i spytać: chce pan kupić „internet”? Jak nie, to na drzewo! Ja teraz sprzedaję „internety"!
-       Chutliwy Robert nic nie odpowiedział.
Bardzo wielu handlowców FIRMY X popadło w długi, bo ludzie ciężko pracując wierzyli, że w następnym miesiącu otrzymają godziwą płacę i pozbierają się.
Początkowo FIRMA X zachęcała nas do pogoni za marchewką na kijku. Później, sami biegaliśmy jak szaleni - pod presją bata długów.
Ta opresyjna korporacja dużo ma na sumieniu.
Pisząc o tym wciąż płaczę. W kwietniu 2010 nasz kolega powiesił się. Dostał od FIRMY X jakąś karę, zwolnili go, decertyfikowali, jakąś tajemnica owiana było to owiane i... Skoczył na sznur! Cześć Jego pamięci!
Parę miesięcy wcześniej, inny kolega padł na zawał, po tym gdy (podobnie jak ja) został Sieciowym. FIRMa X tak mu dowaliła, że serce nie wytrzymało. Osierocił żonę w ciąży i półtorarocznego synka... Wieczny odpoczynek!
W marcu na nowotwór zmarł trzeci nasz kolega. Kilkakrotnie apelowałam, prosiłam dyr Baker'a, aby FIRMA X mu pomógła. (Kolega miał trudna sytuację, a na działalności jakiż miał zasiłek chorobowy ?- potrzebował gotówki, miał Glejaka ) Zero zainteresowania człowiekiem, oddanym pracownikiem. Prosiłam przez kilka miesięcy, nikt ze zwierzchników nie zrobił nic. Albert umarł. Cześć Jego pamięci!
Dyrektor Robert Baker miał czelność zjawić się na pogrzebie...
Zanzibar - oszustw czar!
Za wybitne wyniki w pracy, mimo kłopotów me ustawałam w wysiłkach, zdobyłam wyjazd do Zanzibaru!!! Przygotowując się do egzotycznej wycieczki, poddałam się tropikalnym szczepieniom (koszt 500 tl; żadne szczepienia nie są obojętne dla zdrowia), aby
na tydzień przed wylotem odebrać od dyr. HUANITA e-mail: z powodu działań niezgodnych z procedurami FIRMY X, zostaje pani skreślona z listy Zanzibar.
Odpisałam: Kto chce oskarżać, musi mieć dowody! - Qui accusare volunt, probation es habere debent.
Otrzymałam zwrotkę, że pani dyrektor przebywa na urlopie, a zastępuje ją... No zgadnijcie? Mój dobrodziej Kaletta ! Zadzwoniłam do miłego kierownika po wyjaśnienia.
-       Kara spotkała cię za sprzedaż terminali poza promocją - orzekł Kaleta.
-       Moja umowa dopuszcza legalne robienie tego! - odparowałam.
-     Kara jest również za to, że prezes Pukiel (mój były AD) ma na ciebie sądowy wyrok  - ciągnął niewzruszony Kaletta. Byłam bezsilna. Koledzy polecieli do Afryki beze mnie...
Dalsze wyjaśnienia, co do „kradzieży” podróży, zdobyłam dopiero gdy dyr. Huanita bawiła już w Zanzibarze. FIRMA X oznajmiła mi, że wyjazd-nagrodę odebrał za to, że miałam zadłużenie w AD „Yogi”. Tymczasem owo zadłużenie dotyczyło mojego męża, (jako Sieciowego) - nie mnie! FIRMA X nie potrafiła odróżnić mnie od małżonka, którego byłam jedynie pracownikiem.
Ów wyrok zapadł przy mojej zupełnej niewiedzy, nie mogłam się obronić. Z powodu kłopotów finansowych często zmienialiśmy mieszkania, poszukując lokum taniego i dla naszej szóstki w miarę wygodnego. Przez te „wędrówki" dwukrotnie nie odebrałam, listu poleconego, co skutkuje uznaniem go za doręczony. Trudno aby chodzić na pocztę gdzie się już nie mieszka. Miałam ustanowione przekierowanie, ale listów sądu nie obejmuje…ot taki psikus losu i przepis.
Obecnie trwa postępowanie w tej sprawie, ponieważ Pukiel przedstawił sądowi sfałszowaną fakturę! Wiem, że odzyskam te pieniądze, ale... To dowodzi tego. jak Pukiel mścił się za to. że odeszłam. Szkodził mi na każdym kroku. Rozesłał ów wyrok do wszystkich „wysokich” pracowników FIRMY X, bo chciał, by uznali mnie za kompletne dno... ( nawet przyznał sie do tego w Sądzie)


W związku z wysadzeniem mnie z samolotu do Zanzibaru, odwołałam się do  Komisji ds. Etyki. Przed trzy dni byliśmy z mężem przesłuchiwani. „Co się dzieje? Dlaczego FIRMA X tak nas traktuje?" itd.
Zrobiłam wszystko, aby prawda o Zanzibarze wyszła na jaw. Dyrektor Komisji ds. Etyki był zaszokowany tym czego się dowiedział. Niestety, wszystko zostało błyskawicznie zamiecione pod dywan. Mimo przeprowadzenia kontroli dyrektorów FIRMY X i innych osób zamieszanych w ten przekręt... Ostatecznie otrzymałam e-mail, że: w regulaminie konkursu pojawiły się błędy, że zostały poprawione (po fakcie!). ...że człowiek tu nie zawinił!
Domagałam się zwrotu równowartości wygranej solidną pracą wycieczki, ponad 10 tysięcy zł. Odpowiedziano mi, że me wolno odebrać zamiast wycieczki gotówki. Jak się nie pojechało, to przepadło...
O Bogowie! Przecież byłam spakowana do Zanzibaru. To FIRMA X mnie uziemiła.  Natomiast dyr. HUANITA, po powrocie z afrykańskich wojaży, zabroniła mi udziału w jakichkolwiek X-owych konkursach, dopóki nie skończę spłacać zadłużenia wobec AD „Yogi”.
Przecież nie byłam „Yogi" winna ani grosika! Huanita namolnie myliła, mnie z mężem. Zdawała sobie sprawę, że będąc tak skutecznym handlowcem jakim jestem, niebawem wygram kolejną rywalizację, i... Byłoby to w interesie FIRMY X. Im większa sprzedaż, tym większe zyski Grupy, jednak HUANITA Wolała pozbawić świetnego sprzedawcę motywacji, niż zadziałać w interesie firmy, która ją zatrudniała.
 W sądzie pracy roszczę i o te należności.
Jako liderka, uczestniczyłam w wielu premiowych wycieczkach fundowanych pracownikom przez FIRMĘ X. Pamiętam jak na wyjeździe motywacyjnym w Bułgarii, Kaletta  z ekipą się zachowali.
W pijanym widzie - „atrakcyjny Karol" -wykąpał się na golasa w miejskiej fontannie: kobiety, dzieci i starcy - ujrzeli kierownika firmy X w całej rozciągłości. Nie musiałam się opalać. Rumieniłam się ze wstydu przez całą drogę na lotnisko, dokąd natychmiast eskortowała naszą grupę policja.
Za to w Portugalii... Dziarscy koledzy Kaletta  i Kogutek opróżniwszy stos butelek, wyczołgali się z hotelu na plażę. I tu, pod wpływem wódki zrozumieli, że zawsze chcieli być strażakami. Nie wystarczyły im dymiące czachy - dawaj, krzesać ogień. Nie ma z czego? Przecież są drewniane schody!
Za ten ich „figielek' zapłaciła cała grupa pracowników. Podpalacze nie oberwali po kieszeni nic a nic. Karę za nich ponieśli kulturalni uczestnicy wyjazdu, z funduszu przeznaczonego na rozrywkę.


Wiele było trudnych sytuacji na wyjazdach. Z tych ludzi na górze wychodziły jakieś potwory. Nie rozumiałam jak można się tak upodlić ???
  

Tamten czas wspominam jako cisza przed burzą…bo to co się szykowało przeszło moje najśmielsze oczekiwania…

Sztorm był tuż przede mną…choć nie zauważyłam, że mewy inaczej fruną…nie zauważyłam, nie przygotowałam się na to…nie ochroniłam moich dzieci…choć potem zasłaniałam je nie raz …

Od zgłoszenia do komisji etyki byłam prześladowana. Sprawdzono mi wszystko : nagranie na poczcie głosowej, stopke w e-mailu, umowy miałam skanować i wysyłać skany, co było niezgodne z zapisami umowy agencyjnej i nie zgodne z ustawą o ochronie danych osobowych… dostałam wyniki pokontrolne, jako jedyna u agenta miałam wszystkie kontrole…słychac było w Polsce o karach po 50 tys.

Nagle zostałam wezwana do dyr. Baykera aby się wytłumaczyć z tego że nie spełniam standardów sprzedaży, bo miałam w nieodpowiednim kolorze bluzkę…zapytałam jak mi udowodni , że byłam u Klienta w złej bluzce ? pokazał mi moje zdjęcia…tego już było zbyt wiele…bałam się pójść do sklepu po mleko…

Potem mój szef Faraon próbował mi proponować układzik, taki wałeczek, aby mnie na czymś złapać…czyżby i on mnie nie znał ???

Znowu mój mocny kręgosłup moralny mnie „ uwierał” jak cholera, dostałam po dupie. Ale nadal mogłam patrzeć w oczy sobie i moim dzieciom…


Zbliżała się 22 lipca 2011, kolejna rocznica zniesienia niewolnictwa…kilka dni wcześniej zrobiłam sobie nawet zdjęcie w Sejmie przy tabliczce z ta datą…już czułam pewnie, że ten dzień będzie wiele dla mnie znaczył…
( a propos Sejmu, to jeszcz do tego wrócę...a może tym Was zadziwię)



Tego dnia zamilkłam…nie odzywałam się do nikogo…siedziałam z kubkiem w moi ogrodzie pachnącym ziołami i pisałam :
22 lipca, wymowna data...
Siedzę sobie w moim pięknym ogrodzie...
wśród cudnych kwiatów i zapachów...
otoczona miłością moich bliskich, 
jest wieczór, trochę chłodny, a ja zawinięta w kocyku
z gorącym kubkiem herbaty,
mojej ulubionej, z pigwą i cytrynką...
byli dzisiaj moi przyjaciele, 
żeby pomóc, wesprzeć i wysłuchać...
i chyba zaskoczył ich mój widok...
bo nie płaczę, nie żalę się i jestem spokojna.
Zapytałam : czemu się dziwicie ?
A Oni na to, że przecież widzieli nie raz, nie dwa,
że ta praca to było całe moje życie...
Ja im na to całkiem cicho i spokojnie:
było to coś co kochałam, 
coś co pozwalało mi marzyć, 
coś co pozwalało mi spełniać marzenia innych...
coś co dawało mi skrzydła i zwyczajnie pozwalało godnie żyć,
mi i tym których kocham.
Ale skoro od dwóch lat wszystko się zmieniło, 
skoro przestało być bezpiecznie, 
skoro marzenia schowałam głęboko w sercu, 
a każdy dzień zaczynam od strachu,
co dalej, za co kupić chleb i mleko?
Za co nawet wykonywać tę pracę, 
to trzeba to zmienić.
W ciągu kilku dni pomału traciłam:
nadzieję, 
sens tego co robię,
a strach co dalej nie pozwalał mi spać, 
i ta bezsilność trudna do opanowania.
Szamotałam sie jak ptak w sidłach, 
żeby jeszcze raz, jeszcze raz podfrunąć, 
może się uwolnię, może ktoś zauważy,
może ktoś pomoże...
Kiedy doszło do tego kilka listów, 
gdzie widziałam inne piękne ptaki, 
które mają tak samo...ale nie próbują, jakby się poddały...
Kiedy nawet juz przestałam czuć ból ,...
podszedł do mnie mój malutki Synek
i powiedział : Kocham Cię Mamo ...
i puściło wszystko...
poleciały łzy... tuliłam Go tak bardzo , że aż krzyknął:
puść mnie Mamo...
...
zrozumiałam, że jestem u kresu, u brzegu Rubikonu...
i trzeba go przekroczyć...
dla Moich Bliskich, dla Siebie, żeby znowu z szacunkiem 
patrzeć w lustro...
żeby znowu wróciła radość, 
bo jak mawiała moja Babcia :
tylko szczęśliwa Matka wychowa szczęśliwe dzieci.

Dlatego kiedy dzisiaj dostałam wiadomość, 
że ktoś za mnie podjął tą ostatnią decyzję, 
była ulga, jakby ogromny ciężar ktoś zabrał ...
z moich pleców...
a to dobry znak.
I nie namówicie mnie do :
cyt” padania na kolana, błagania o to co miałam, 
przepraszania”
nie odbierze mi nikt czci...
ba, współczuję tym którzy tak myśleli...
Bo może i jestem skaleczonym ptakiem, 
bo za bardzo chciałam dobrze dla siebie i innych, 
bo za bardzo chciałam wolności
i dlatego tak bardzo mam poranione skrzydła...
ale jest balsam na te przypadłości, 
miłość moich Bliskich.
A ponieważ przekroczyłam Rubikon
widzę znowu przyszłość i czuję wiatr...
dlatego spokój mnie otacza...
dlatego miłość mnie wypełnia...
dlatego pisze o tym, dla Was...
przyszłość jest w naszych rękach...

...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.