fb

niedziela, 30 marca 2014

więc chodź pomaluj mój świat....

obrazy malowane słowami....i czynami...

jest taka piosenka :

" Więc chodź, pomaluj mój świat
na żółto i na niebiesko, 
Niech na niebie stanie tęcza 
malowana twoją kredką. 
Więc chodź, pomaluj mi życie, 
niech świat mój się zarumieni, 
Niechaj zalśni w pełnym słońcu, 
kolorami całej ziemi. "

można namalować obraz farbami, kredkami, węglem...
można zatrzymać chwilę muzyką...
i można ów czas opisać...

Zawsze uwielbiałam czytać, ale najgorsze były opisy...tam gdzie ich było dużo ...omijałam...dlatego tak trudno było mi przebrnąć przez "Faraona". Och bo to jeszcze zależało czego to były opisy. Czytając " Nad Niemnem" zachwycałam się przyrodą, byłam tam, byłam tam z boku i wszystko widziałam...albo z " Hrabią Monte Christo" podróżowałam i zwiedzałam rozmaite zakątki mórz i wysp...

Pomyślałam...o czym dzisiaj napisać....jak pokazać jaki piękny może być świat, jak opisać, żebyście chcieli zauważyć...

Idziesz ulicą....
Czy kiedy zapytam kogo minąłeś, będziesz pamiętał? Jakiś szczegół ? Może tak , ale ile zapamiętasz ? 
Zróbcie sobie taki test...rano jak wejdziecie do pracy..napiszcie na kartce co zapamiętaliście...

Bardzo Was to zadziwi, bo zapamiętacie płaczące dziecko w autobusie, albo kogoś kto przebiegł Wam drogę przed autem...albo kierowce obok, który trąbił....a nie zauważycie nic innego...
Kiedy zapytałabym się Was czy pod drodze rosły jakieś kwiaty, kwitły drzewa, a może spotkaliście zwierzęta....nic nie pamiętacie....Mijacie codziennie tę samą sąsiadkę, ale kim ona jest ? co robi? czy mieszka sama? nie wiecie.....
Pędzicie do przodu...nie zauważacie wokół...

To po co tak żyć ???

a postarajcie się żyć inaczej...

Idziesz do pracy, uśmiechnij się do ludzi, których spotkasz ( na początku to trudne, ale potem łatwe), uśmiechnij się do Pani w sklepie, do Pani w piekarni, do Pani w warzywniaku...ja widzę,jak te Panie już czekają kiedy idą i też uśmiechają się do mnie :-) czy nie fajnie jest tak zacząć dzień ?

Albo wsiadam do windy a tam zapach...wow...mogę nawet powiedzieć który perfum tak pachnie ...windą jechał sąsiad...wiem który...zawsze uśmiechem wita się ze mną ...ma piękną Żonę i malutkie dziecko, Synka. I do windy dosiada na 2 piętrze kobieta i...na wejściu : 
-ale drogeria, Ci ludzie nie wiedzą juz na co wydawać pieniądze. Prawda ?
I czeka na moją akceptację.
-ależ to męski perfum...-zaczynam się tłumaczyć...
-no tak Pani kochana, ja wiem, ale ludzie to nie myślą, tyle tego na siebie leją....
-ja tak nie uważam. Ja myślę, że młodzi ludzie lubią ładnie pachnieć...to chyba nic złego. Poza tym to ładny męski perfum.
-Pani, duszny i ....mój mąż Świętej pamięci to używał ładny zapach....( i tutaj mamy przykład, że co ładne to ładne, ale nie dla każdego)
-A mi się podoba ( bronie swojego zdania i bronię zapachu sąsiada)
-A może i tak....-odpowiada Pani Sąsiadka....Nagle, kiedy tylko wyszłyśmy na zewnątrz , spuściła z tonu, przycichła, nawet uległa ....spojrzałam na nią i miała jakiś taki smutek w oczach....
zapytałam :
-A dokąd Pani zmierza, Pani Sąsiadko?
-A tak, idę do sklepu, bo trzeba wyjść. Czasami tak idę kilka razy, ale nie dlatego że nie pamiętam co kupić...idę żeby pobyć między ludźmi....
-To może dzisiaj po południu pójdziemy razem do lasu..tu obok..jest tak pięknie...Porozmawiamy...
Pomyślałam, że się ucieszy starsza Pani.
-E ....nie...ja nie chce nikomu zabierać czasu.....

...

następnego dnia ...po południu przypilnowałam Panią jak szła do sklepu...żeby byc między ludźmi...poszłyśmy do lasu...kilka godzin rozmawiałyśmy....mieszka sama...dzieci jej mieszkają za granicą...Mąż umarł...starała się być bardzo dzielna, kiedy opowiadała jak sobie radzi....ale nie umiała ukryć przede mną samotności...To było ponad rok temu...widujemy się co kilka dni...pijemy herbatę...moje dzieci mają Babcię...a ja wspaniałą osobę blisko, z którą mogę porozmawiać...

Dlaczego o tym napisałam ? Bo chcę pokazać Wam, że trzeba tylko zauważać :-)

Ta Pani mi , a ja Jej ...malujemy świat kolorowymi barwami....już nie jest taki jak był....szary...obie możemy sobie tak wiele dać....



Zauważmy drugiego człowieka, zauważmy motyle, biedronkę....zauważajmy kolory nieba i jakie dzisiaj na niebie jest słonko...zauważajmy zapachy...i ludzi wokół....
tak nie wiele czasami potrzeba....

kiedyś napisałam wiersz....

za betonową ścianą twego domu
mieszka człowiek
czemu jego los
Cię nie obchodzi...
tak , bo my ludzie
jesteśmy wciąż młodzi
nie jesteśmy niedołężni schorowani
nie przeżyliśmy tego co oni
ale to nic człowieku
Ty tez kiedyś będziesz taki..

to było wiele lata temu, kiedy wzruszyłam się na wieść, że znaleziono w mieszkaniu ciało staruszki ( po 2 tygodniach) , tej która kupowała u mnie na rynku truskawki....

dzisiaj jakoś tak coś we mnie drgnęło...może to wczorajszy spacer ...uwielbiam zaglądać w okna i widzieć jak rodziny siedzą przy stole....szłam tak sobie wieczorem i zdałam sobie sprawę, że kilka osób w okolicy znam...że kiedy w zeszłym roku, było mi tak cholernie ciężko...byli przy mnie blisko tylko dwaj przyjaciele...że reszta nie tylko nie zauważała, ale wolała nie wiedzieć, ...nie przyjść na herbatę, bo może i herbaty nie mam ???
Wybaczyłam im wszystkim...ale pamiętam...i wiem, że bardziej wartościowy człowiek, to moja Sąsiadka, która ma dla mnie czas....a ja znajduję dla Niej, że wolę uśmiechać się do ludzi na przystanku i po drodze w sklepie, na poczcie...niż do tzw. pseudo przyjaciół, że świat jest piękny i kolorowy ...bo chce to zauważyć i żyję tak, aby być szczęśliwym człowiekiem, który nie boi się marzyć....niż ....kimś innym....


"Za siódmą górą, za siódmą rzeką, 
twoje sny zamieniasz na pejzaże. 
Niebem się wlecze wyblakłe słońce, 
oświetla ludzkie wyblakłe twarze. 

Więc chodź, pomaluj mój świat 
na żółto i na niebiesko, 
Niech na niebie stanie tęcza 
malowana twoją kredką. 
Więc chodź, pomaluj mi życie, 
niech świat mój się zarumieni, 
Niech mi zalśni w pełnym słońcu, 
kolorami całej ziemi."



zauważajmy i kochajmy życie i ludzi wokół....




sobota, 29 marca 2014

jestem herbacianą różą...taka się urodziłam...i taka zawsze będę...nie ważne w jakim ogrodzie się znajdę...

Czy zawsze o tym wiedziałam ?

NIE


Ale od kiedy wiem, żyję świadomie i takie życie jest piękne.

Dzisiaj napiszę Wam o odkrywaniu siebie...

Kiedy sie urodziłam, świat wcale się nie cieszył...bo czasami i tak bywa. Wiem to z opowiadań.
Później, kiedy chodziłam do szkoły...szukałam swojej tożsamości ...w samotności ...pod drzewem w lesie...
to Dąb stary słuchał moich myśli i Jego podlewałam moimi łzami...bo moje lata dzieciństwa nie były szczęśliwe, ale o tym może kiedyś...napiszę. Dzisiaj tylko o tym wspominam, aby pokazać Wam, że nikt w życiu nie jest przegranym dopóki sam tak nie uzna, że czasem trzeba przejść nie łatwą drogę, aby odkryć siebie, odnaleźć, aby zbudować swój ogród i tam być...w swoim ogrodzie marzeń...nie ważne co dookoła się dzieje i jakich ludzi spotkamy...ogród który stworzymy, będzie naszym ogrodem....

Mając 19 lat wyjechałam do Poznania i mieszkam tutaj do dzisiaj.
I marzę o domku z młyńskim kołem ...w górach...i tak kiedyś zamieszkam...

No to jak odkryć swoją tożsamość ? I po co ??? Można przecież żyć...tak jak inni...
Tak się składa, że nie można...!
Bo kiedy odryjesz kim jesteś ... po co ... w jakim celu żyjesz... zrozumiesz, że nie jesteś jakimś tak kwiatem w jakimś ogrodzie....
Jesteś Tą Różą i jesteś pięknym kwiatem ! a ogród w którym jesteś jest taki, jaki chcesz aby był...jaki sam sobie stworzysz....bo jeśli czekasz aż zrobią go inni...to nie będzie on nigdy taki o jakim marzysz ! NIGDY !!

Czy kiedyś hodowałeś kwiatek ? jakikolwiek ?
Czy Wiesz jak wiele pracy wymaga, wiedzy , cierpliwości i innych sprzyjających okoliczności, aby był piękny ? Aby cieszył nasze oczy ???

Kiedy miałam kilka lat, moja Babcia , najkochańszy człowiek na Ziemi ...uczyła mnie rozpoznawać zioła, razem siałyśmy ogródek wiosną, sadziłyśmy kwiaty...ech ile przy tym było cudownego zamieszania...ile frajdy...a jak ja uwielbiałam rankiem wybiec z domu boso i obserwować, zaglądać w każdą grządkę, podlewać i czekać kiedy wzejdą, kiedy rzodkiewkę pierwszą z piaskiem Babcia pozwoli z ziemi wyciągnąć i schrupać...albo kiedy znajdę pierwszą zaróżowioną truskawkę...
Hodowaliście kiedyś tulipany ? je się sadzi w sierpniu-wrześniu, a wychodzą dopiero wiosną...jakże tulipany nauczyły mnie cierpliwości....bo kiedy wzeszły, kiedy pączki sie pokazały, chciałam zajrzeć do środka i zrobiłam to, i ...pączki były jeszcze zbyt młode...pozasychały...i musiałam czekać kolejny rok, aby zobaczyć jaki będą miałay kolor...bo na wszystko potrzeba czasu....ileż ja wtedy lekcji dostałam...

Kiedy jednak tak siałam z Babcią różne kwiaty...szukałam tych moich ulubionych...nie było...kochałam wszystkie...i maciejki wieczorem pachnące, i czarnuszkę delikatną schowaną w misterne gałązki, i nagietki i malwy i astry, i wszystkie kwiatki na wiosnę...a narcyze za zapach najbardziej, .....nie lubiłam tylko róż...bo kłujące i takie samotne..rosły przy murze domu...jakby nie potrzebne nikomu...Wiele było z nimi zachodu, przycinania, ocieplania na zimę, pryskania na owady...ale w sumie kiedy zakwitły, takie różowe i pachnące były piękne...tylko jakoś w tamtym miejscu...nie pasowały...

Kilka lat temu...pojechałam do mojej przyjaciółki...na wieś i przed domem jej sąsiadki rosły cudne kwiatki, ..........................................................i rosła tam jedna herbaciana róża.......................................................
popatrzyłam na nią i wiedziałam.....to ja ....to ja jestem tą różą....tylko ogród się zmieniał....pewnie że najlepiej czułabym się w ogrodzie różanym....ale czy na pewno ? Przecież kocham te wszystkie inne kwiatki......zaczęło do mnie docierać kim jestem...dlaczego czasami nie umiałam się odnaleźć ....dlaczego moje życie jest usłane cierniami....

Myślicie pewnie, że dlatego, że się urodziłam różą między pospolitymi kwiatami?

Nic bardziej mylnego ! Przecież ja te własnie kwiaty najbardziej kochałam i podziwiałam i tak jest do dzisiaj...

Tylko ja nie wiedziałam kim jestem.....trzeba bowiem zdać sobie z tego sprawę, odkryć siebie...zobaczyć, poznać, a dopiero potem zacząć podróżować i szukać swojego ogrodu...i może sie okazać , że ten w którym teraz jesteś jest właśnie tym ogrodem,

kiedy zrozumiesz swoja wartość,
kiedy pokochasz siebie w sobie
Kiedy pogodzisz się z tym co było i zaczniesz dbać o siebie :-)





ten ogród to moja miłość...miłość którą mam w sobie, która wypływa i rozświetla innym życie...
wtedy jestem w każdym ogrodzie sobą i czuję się dobrze...

tylko nikt nie zrobi tego za Ciebie....musisz szukać...odnaleźć siebie...

i nie raz będą łzy i bezsilność...i nie raz będziesz pytać się po co ? dlaczego ?
pytaj się zawsze tylko : w jakim celu to wszystko ????

znajdziesz odpowiedź, odnajdziesz siebie...

i bądż SOBĄ WRESZCIE !!!!!

weź w obie ręce swój potencjał i idź ! zdobywaj to co inni będa mówili, że nie do zdobycia, że się nie uda itd.
Ty zdobędziesz wszystko !
Bo kiedy wiesz kim jesteś, jesteś WYGRANYM CZŁOWIEKIEM !


idę dzisiaj spotkać się z Kobietami przez duże K, tymi co podjęły decyzję : chcę coś zmienić w swoim życiu, chcę zawalczyć o siebie, o swoich bliskich............

w końcu ja wiem jak to jest najlepiej, bo sama przez to przeszłam....idę spotkac się z nimi, aby powiedzieć :

Wstań !Otwórz oczy ! Walcz ! Walcz o siebie ! Odkryj siebie ! I idź ! Idź do przodu z podniesioną głową !

Bo kiedy wiesz kim jesteś , i dokąd zmierzasz, to możesz wszystko....


wstań jak feniks z popiołów ....




niedziela, 23 marca 2014

dzieci i miłość bezwarunkowa...niestety kilka dni temu ktoś wszedł na poziom trzeci...

dzisiaj smutny post...bo stały się rzeczy nieodwracalne...ktoś wszedł na III poziom...tutaj nie da się nic poprawić...tutaj tracimy coś albo kogoś...

tylko przypomne jeszcze raz ...po raz trzeci tą piękną opowieść a potem napisze Wam co się stało, aby Was przestrzec przed tym co się może stać...kiedy nie kochamy własnych dzieci...

a oto znana Wam historia :

Poziom drugi 

"Dwa anioły, kobieta biegnąca do pracy, strome schody…
- Popchnij ją, popchnij!
- Ale schody strome, zabije się!
- Przytrzymam! Ubezpieczam! Tylko nogę złamie – pchaj, mówię!
- Głupi jesteś??? Przecież musi do pracy zdążyć, trzy dni z rzędu się spóźniała!
- Owszem a teraz jeszcze posiedzi dwa miesiące na zwolnieniu, a potem ją wyrzucą.
- Tak nie wolno! Co ona bez pracy zrobi? Pensję ma dobrą!
- Pchaj, mówię, potem ci wytłumaczę, pchaj!

Te same anioły, autostrada, dwie kobiety w służbowym samochodzie. Jadą za ciężarówką załadowaną belami drewna.
- Zrzucaj kłodę, nie przeciągaj!
- Taką kłodą można zabić! Przecież jak trafi czołowo w szybę to obie zginą!
- Zrzucaj, mówię, odchylę tor lotu, tylko się przestraszą.
- Po co chcesz je straszyć???
- Potem ci wytłumaczę, nie ma czasu, za zakrętem będzie bilbord: „ZWOLNIJ!!! W DOMU NA CIEBIE CZEKAJĄ!!!”, zrób tak, żeby się tam zatrzymały.
- Obie płaczą, dzwonią do domów, okrutny jesteś!!!

Kolacja firmowa.
Dwa anioły, mężczyzna z obrączką, dziewczyna.
- Niech jeszcze wypije.
- Dość! Już jest pijany! Spójrz tylko, podrywa dziewczynę!
- Nalej mu jeszcze, niech pije!
- Żona w domu czeka, dwoje dzieci… stracił kontrolę nad sobą, dziewczynę ciągnie do hotelu…
- No i dobrze, niech się zgadza!
- Zgodziła się, poszli, cholera jasna! Żona się dowie, będzie rozwód!
- Ano, będzie awantura! I o to chodziło!

Zachód słońca. Dwa anioły.

- Ale praca stresująca!
- Witaj w pracy na poziomie drugim. Tutaj uczymy przez stres. Do wczoraj miałeś praktyki na pierwszym poziomie – uczycie tam przez filmy i książki, a tutaj mamy tych, komu już książki nie pomagają. Musimy ich wytrącić z koleiny jakimś zdarzeniem, stresem, szokiem – żeby się zatrzymali na chwilę, pomyśleli.


Pierwsza kobieta będzie siedziała w domu ze złamaną nogą. Znowu zacznie szyć, a jak ją wyrzucą z pracy, to będzie miała już pięć zamówień – nawet się nie zmartwi. Kiedyś już szyła, a teraz od 10 lat odkłada swoja pasję, uważa, że musi na państwowej posadzie pracować, że socjal jest ważniejszy od harmonii i szczęścia z zajmowania się ulubionym zajęciem. A z szycia będzie miała więcej pieniędzy plus zadowolenie każdego dnia.

Z dwóch kobiet płaczących na autostradzie jedna za tydzień odejdzie z tej pracy, wróci do domu, znajdzie pracę w swoim miasteczku, tam gdzie jej rodzina, mąż, dziecko. Urodzi drugie, zacznie studiować psychologię – te kobiety współpracują z wami na pierwszym poziomie.

- A zdrada? Czy zdrada może wyjść komukolwiek na dobre? Rodzina się rozsypie!
- Rodzina? Tam już dawno nie ma rodziny! Żona zapomniała, że jest kobietą, mąż pije, kłócą się, szantażują, targują się dziećmi. To długi proces, bolesny, ale każde z nich się czegoś nauczy. Żona wróci do waszych książek, zacznie żyć dla siebie, zbuduje wspaniały związek, będzie szczęśliwa, dzieci będą dorastać w miłości, bez awantur…
- A uda się zachować rodzinę?
- Jest taka szansa.

- Co za praca!
Przyzwyczaisz się. Ważne, ze skuteczna. Jak tylko wytrącisz człowieka z jego strefy komfortu, to się zacznie ruszać! Większość ludzi jest tak skonstruowana.
- A jak i to nie pomoże?
- To mamy jeszcze poziom trzeci – edukujemy za pomocą straty. Ale to całkiem inna historia..." Piotr Mordkowicz. Przekład I.Z.


...a dzisiaj historia mojej koleżanki ze studiów...Marysi

Marysia ma Męża, którego bardzo kocha i dwie córki : Kasię ( 16 lat )  i Zosię ( 5 lat)....i dzisiaj ma jedną Córkę, bo drugą straciła....

Często bywałam u Niej w domu...widziałam co się dzieje...rozmawiałyśmy ...ale Ona wiedziała najlepiej. Wszystko tłumaczyła swoim strasznym dzieciństwem , matką która ją niszczyła...

Ja też jestem z toksycznego domu... ojciec alkoholik, matka uzależniona od niego...ale jak wyjechałam na studia poszłam do AA żeby mi ktos pomógł, żeby przestało tak boleć...żeby móc normalnie żyć...bo byłam od nich uzależniona...( nawet w Poznaniu bolał mnie brzuch kiedy ojciec zaczynał pić)
i taką pomoc otrzymałam...choc to wcale nie znaczy, że i mnie do dzisiaj nie boli, że moi rodzice nie chcą znać ani mnie ani moich dzieci....bo są moje.

Jestem głośna w domu, mam to po Babci, ale nie znaczy że i nad tym nie pracuję. Czasami podniosę głos, ale nie niszczę, nie katuję, nie znęcam się psychicznie nad dziećmi, tak jak mi to robiono...bo jestem świadomą osobą....a dorosły człowiek nie powinien powielać wzorców. Powiedziała mi kiedyś pewna Pani Profesor Psycholog, z którą się przyjaźnię, że "dorosłość to wybór, dorosłość to umiejętność zmiany, pracy nad sobą, dorosłość to staranie się nie popełniać tych samych błędów...i nie tłumaczy nikogo to, że wychował się w trudnym domu i miłości nie miał i nie doświadczył, a miał tylko ból....bo wszystko jest w jakimś celu, bo może właśnie po to się stało, żeby wychował cudowne wrażliwe dzieci...że to była lekcja".

I tak właśnie jest.

Moja siostra zapytana kiedyś dlaczego tak bardzo goni do pracy swoje dzieci, odpowiedziała : " a co my miałyśmy lepiej ? Od tego są !" ...miałyśmy ciężko, pracowałyśmy od świtu do nocy, ale na wsi tak jest, wiele dzieci tak ma, nawet nie buntowałysmy się, bo jak skoro nie wiedziałyśmy, że może być inaczej ???

Tylko czy z tego powodu nasze dzieci mają mieć tak samo ???
czy one nie powinny mieć dzieciństwa ? Mogą i powinny pomagać, ale nie być niewolnikami...bo my już wiemy świetnie jak to robić,...jak nas traktowano. Przecież to są nasze dzieci, krew z krwi, kość z kości....
I kochają nas tak bardzo.

Nie wolno kochać dzieci za coś !
Nie wolno kochać dzieci Bo..... ! ( bo sie dobrze uczą, bo sa ładne, bo sa mądre, bo sa podobne do mnie lub nie podobne, bo mądre, bo .....kochajmy za to, że są dziećmi, są nasze :-) )
Nie wolno kochać dzieci, kupując im prezenty i rozpieszczając, bo nie uczymy ich miłości, tylko zależności, stają się wtedy roszczeniowe i nigdy nie spotkają prawdziwej miłości..nigdy szczęśliwe nie będą...bo będą szukały ideału, ksiącia lub księżniczki...a do tego ciagle będa oczekiwały, a prawdziwa miłość ( zapraszam do listu do Koryntian) jest piękna, nie oczekuje...
Nie wolno wyróżniać dzieci ! Tu można przegiąć...ja sama tak zrobiłam, bo kiedy juz miałam 2, potem 3 Synów, nadal kupowałam im takie same ubrania, identyczne bo i fajnie wyglądali i nie chciałam żadnego wyróżniać ( to była moja trauma z dzieciństwa, nie kochanego, najstarszego dziecka, które było poniżane i wyróżniane w odwrotny sposób) i pewnego dnia dzieci się zbuntowały...i to nie najstarszy Syn, tylko najmłodszy i powiedział: Mamo ja jestem Kajtek i nie chcę mieć spodni i kamizelki jak Kuba czy Bartek, bo ja jestem inny ! ( miał wtedy 6 lat !)...przemyślałam...miał rację...tyle czytałam o "Rodzeństwie bez rywalizacji" a zapomniałam o indywidualności każdego człwoieka, a dziecko to też człowiek !

Od tamtego dnia już nigdy niczego nie narzucałam i nie narzucam w ich ubiorze...bo każdy z nich lubi co innego...
I tak się ciesze po cichu , że żaden nie nosi kolczyków w nosie i glanów...ale jeszcze wszystko przede mną...i tak być może...i kiedy w zeszłym roku najstarszy Syn przyszedł zapytać czy może zrobić sobie tatuaż...najpierw zamarłam...a potem po przemyśleniu zgodziłam się , tylko postawiłam jeden mały warunek...sam musi na niego zapracować...kosztował 300zł...Kuba cały tydzień pracował w kuchni, aby na niego zarobić....i kiedy miał już te 300zł  zapytałam : to pokaż jaki sobie tatuaż wybrałeś, bo chyba pracując cały tydzień myślałeś jaki ma być ?
odpowiedział: -mamo, szkoda tych 300zł, lepiej kupię sobie buty do biegania nowe....( po cichu otarłam łzę...udało się ), ale czasami trzeba dzieciom pozwolić popełnić ich własne błędy...bo sami muszą zdobyć doświadczenie...

Wybaczcie, że opowiadam na przykładach...ale tak chyba zrozumieć jest najlepiej...i nie uważam się za super mamę...o nie...zresztą to słowo jest takie przegadane : Super Mama, która ma jedno małe dziecko, masakara jakaś, albo Super Niania, która nie ma własnych dzieci....to dla mnie tak, jakby ksiądz opowiadał o życiu w rodzinie...a co On ( z całym szacunkiem) może na ten temat powiedzieć ???

Tyle wstępu..wracamy do Marysi...
Miała dwie córki...ma dzisiaj jedną...drugą pochowała w czwartek...

Kasia, była dobrą spokojną dziewczynką, za spokojną jak na nastolatkę...Nie wiem czy Marysia wybaczy sobie kiedykolwiek to co się stało...Mąż Marysi...od śmierci Kasi...z pokoju nie wyszedł...pije...żeby nie czuć....nie był nawet na pogrzebie...nie może uwierzyć...

Kasia jak to nastolatka, zakochała się...Chłopak fajny, poznałam Go , spokojny tak jak Ona...miły, ułożony, z tzw. dobrego domu....piękna to była miłość...bo ta pierwsza jest taka wyjątkowa...
Maria , jej matka, sama miała trudne dzieciństwo...uważała że na miłość jest za wcześnie...że Kasia ma pomagać jej w domu, zajmować się dzieckiem , młodszą siostrą, ma się uczyć...a ta nawet jak przynosiła super oceny, to matka nigdy jej nie pochwaliła...uważała że jej też nie chwalono...a wyrosła na porządnego człowieka...ciagle znajdowała Kasi nowe zadania...Młoda, bo tak na Nią mówiliśmy, nie miała kiedy wyjść z domu....czasami mi mówiła : Ciociu...ja wiem, że mama miała trudne dzieciństwo...ja wiem, że Babcia jej nie kochała...nas też nie potrafi kochać...ale dlaczego mama umie kochać Zosię ? To moja siostra, tez ją kocham, ale jak wiele bym dała, aby choc raz mama mnie tak przytuliła jak ją"...( cholera, ja ja ją rozumiałam...też tak miałam...i z matką i ojcem, ile razy zdobywałam wszystko, byłam najlepsza uczennicą, żeby choc raz, jeden raz usłyszeć, że ktoś mnie kocha...żeby mnie ktoś przytulił...) To było takie dziecinne myslenie, ale byłam wtedy dzieckiem. nawet jako dorosła kobieta nie raz chciałam tak zdobyć miłość rodziców, sukcesami, z których oni drwili...zawsze.
Tłumaczyłam Kasi, że mama ją kocha, tylko nie potrafi tego okazać...( ale sama z Marią rozmawiałam i usłyszałam, że nie ma serca do Kasi, że jest podobna do jej matki, że jest ....no własnie...ale była jej córką...)
Patrze każdego dnia na moje dzieci...Bartek jest tak bardzo podobny do swojego ojca...Romek tak samo..chyba Kuba i Kaju sa najbardziej podobni do mnie , ale tez i swoich dziadków...nie potrafię tak na nich patrzeć..kocham je bo to moje dzieci...wszystkich ich kocham najbardziej....

Kasia...miała wypadek...

Marii...świat usunął się spod nóg...tyle chciała jej powiedzieć...a już nie powie...najbardziej jednak jej żal, że nie kochała jej najbardziej jak potrafiła i mogła...że nie przytulała codziennie...że nie była najlepszą matką...
kiedy prawie siłą odciagałam ją od łóżka Kasi...kiedy leżała na OJOM-ie...ciagle powtarzała: "czy ona słyszała chociaż teraz, ten jeden raz, że ją kocham ???"

pocieszałam ją : slyszała na pewno...( Kasia wiedziała, ze matka ją kocha, rozmawiałysmy o tym nie raz, tylko czy Maria teraz będzie umiała żyć z tym ???)

Pozostała Zosia..., która straciła Siostrę, o którą i Ona nie raz upominała się przed matką...widziała, ze matka ja kochała bardziej...czy ona sobie i matce wybaczy ??? Czy mąż Marii pogodzi się ze stratą ? Ma ogromny żal do Marii...że nie kochała ich starszej Córki...i do siebie, że nie reagował ostrzej, że nie wystarczająco tłumaczył i może nie wysłał obu Pań gdzieś razem, w Bieszczady, aby pobyły same ze sobą i się dogadały ???

czasami jest za późno...aby cos zmienić...aby powiedzieć Kocham...

pięknie napsiał to ksiądz Twardowski: "śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"

Ja wiele lat robiłam wszystko, aby rodzice mnie pokochali...już nie robię...nie chcę już nawet ich widzieć...wtedy mniej boli...ale jak ciężko jest żyć z taką miłością...bo ja ich kocham...mimo wszystko...

Czasami pomaga się odciąć...i tak robię...moje dzieci Dziadków prawie nie znają, najmłodszy ich nie widział, miał 3 miesiące, więc nie pamięta, kiedy ostatni raz u nich byłam..

Tylko ja przerwałam w taki sposób ten ciag ...to domino ...ja moje dzieci kocham i one mnie kochają i będą miały piekne życie, bo ich wspieram...i pozwalam popełniac ich własne błędy...choć tłumaczę...nie wybieram za nich szkoły, zainteresowań...to ich życie, ale kiedy zauważę coś co ich kręci to wspieram...i podsuwam tzw. Pomagacze :-) czyli książki, mikroskop, dobrych trenerów, Cotcha, a nawet czasem pozwalam na to, co całkowicie się kłóci ze mną...sami musza się nauczyć...czasami też i spróbować

Kiedy 2 lata temu mój najstarszy Syn przyszedł i powiedział, że w szkole wszyscy wiedza co to alkohol, część więc co to papierosy i trawka, a on nic nie wie jak taka "tit"..najpierw zamarłam....ale potem powiedziałam : choć synu ....i wyciagnęłam z barku whyski...takie stare 25 lat  i nalałam mu z lodem...i sobie i powiedziałam :

Pij...spróbuj i zobacz jak sie poczujesz i zrób to przy mnie, bo jest bezpiecznie i będziesz wiedział...
papierosy...hmm jesteś sportowcem, liczysz ilości białka, a chcesz palić ? nie chcę ! no to pamietaj, że to twoje płuca...ja dbałam o nie 16 lat i nie paliłam przy Tobie, to i teraz Ty o nie dbaj !
trawka ? ...jak kiedys sama zapalę...to Ci opowiem..ale nie rób tego z kolegami, bo każdy reaguje inaczej...nie zgadniesz jak to będzie z Tobą...

a opowiadać w szkole co to nie robisz ...opowiadaj jak wygrywasz Regaty, zdrowo sie odzywiasz, o 6 tej rano wstajesz i gotujesz dla siebie i trzymasz dietę, będziesz jedyny w klasie i to jest COOL

mądre mam dziecko...zrozumiało...

z Bartkiem jest spokojnie, ten jest taki akuratny..poukładany i musze go nawet czasami odciagać od książek...

a z Kajtkiem już jest czasami wesoło, ale to tylko znaczy, że więcej czasu trzeba mu poświęcić więcej rozmawiać...poszukać zainteresowań...i będzie dobrze....i mimo uwag w dzienniczku, ja i tak go kocham...bo umie przyjść i mi o tym od razu opowuedzieć.a nie było tak zawsze...

a Mały...mój Skarbek...nawet jak sie budzi to patrzy na mnie i sie uśmiecha i czeka kiedy otworzę oczy i to zobaczę :-)


Kochajmy nasze dzieci po prostu...nie za coś...nie dlatego...tylko kochajmy tu i teraz...ogłaszam dzisiaj dzień przytulania dzieci...one tak wiele się od nas uczą...

ja dostaję czasami liściki...pod poduszką mi zostawiają...tak bez okazji...bo ja im kiedyś wkładałam w kanapki..a czasem zostawiam na biurku, lodówce ...i mimo, że piszę : chciałabym mieć posprzątane w domu, albo zarobione zakupy to zawsze na końcu jest Kocham Was ....mama

dzisiaj znalazłam list pod poduszką :
Mamo, potrzebuję nowe buty....Nie musi być dzisiaj..kocham Cię Twój Bartek....

to idę kupic buty...szybciutko..bo szkoda niedzieli na zakupy...

weźcie dzieci ...wszystkie ...i jedźcie do lasu...jest taka cudna wiosna....

ja dzisiaj z moją trójką młodszych...najstarszy jest na obozie przed Mistrzostwami w Monachium...ale na pewno zadzwoni :-) albo ja zadzwonię ? to przecież nie ma znaczenia, kiedy się kogoś kocha najbardziej na świecie :-)

kochajcie swoje dzieci !!!

A co by było gdybyście adoptowali dzieci ??? czy i ich nie trzeba kochać ?

A te chore ...do końca  życia zależne od Was ?

Od takich rodziców uczmy sie miłości...bo Oni wiedzą co to miłość bezwarunkowa :-)












niedziela, 16 marca 2014

wyjdź na deszcz !!! i się zakochaj !!!....





Nigdy nie wypadłeś ze strefy komfortu ? Serio ?

Szczerze ???...nie wierzę !!!

A kiedy wypadłeś to co czułeś ?
Strach, upokorzenie, bezsilność, smutek, przerażenie, ....

Czułeś to kiedyś ?
To wypadłeś ze swojej strefy komfortu ...wiele razy...
Czasami na krótko, czasami na długo, czasami to było mało bolesne, czasami bolało bardzo i trwało długo.

A ja Ci chcę pokazać teraz jak wyjść samemu poza swoją strefę komfortu.

Pomyslałeś, tylko po co ? Ona lubi ból i smutek i bezsilność ?

Nic bardziej mylnego...nie lubię .....................
Kocham życie i kocham ludzi i dbam , aby nie bolało, ale czasami trzeba samemu wyjść poza swoją strefę komfortu, bo może nas coś ominąć, albo czegos możemy nie zauważyć, albo zwyczajnie trzeba to zrobić, żeby zacząc jeszcze lepiej żyć !!!

Jak to zrobić ?

jest wiele sposobów na to :-)

Zaczynam dzień od kawy..najlepiej z mlekiem, ciepłym...lekko spienionym...to daje mi rozkosz poranka.
Zacznij dzień filiżanką zielonej herbaty...albo sokiem pomarańczowym...to zupełnie inne doznania.

Idę z moim najmłodszym Synkiem do przedszkola i całkiem nie dawno on mnie czegoś nauczył.
Idziemy zawsze tą samą drogą, podglądamy kwiaty na skwerku, liczymy ile nowych sie pojawiło, i czy już kwitną niektóre...Guzio nagle zmienia zdanie i mówi:
 -mamo, chodźmy inna drogą, tam z drugiej strony szkoły.
-ale , dlaczego ? nie zobaczymy kwiatków , a pewnie sa juz dzisiaj nowe ?
-mamo, ale zobaczymy inne kwiatki i tam jest plac zabaw i huśtawka
Kwiatków innych nie było, ale jak wiele się nauczyłam :-) z drugiej strony może być coś innego...ciekawego i dla tej drugiej osoby ważnego...więc warto zmienić czasami drogę...

Wychodzenie w szpilakch do pracy...są spotkania na które nie wypada inaczej, żeby nie być źle odebranym, żeby dobrze i pewnie się czuć, żeby pokazać czasami szacunek do drugiego człowieka, bo swoim wyglądem przecież i taki komunikat przekazujemy.
Opowiem Wam pewne spotkanie :
Przyszłam na 12.00 do Prezesa pewnej firmy...była 11.55. Zameldowałam się w sekretariacie i usłyszałam jak Asystentka prezesa mówi do Niego ( nadmienię było to nasze pierwsze spotkanie) :
-Panie Prezesie, Pani Laura z ....... przyszła.
-Pani Laura ma jeszcze 5 minut  !!!- głośnym i donośnym głosem odpowiedział głos zza ściany...a ja wcisnęłam się w fotel...
Po czym punktualnie o 12.00 wyszedł na korytarz człowiek ubrany w spodnie w kratke z mankietami ala "dzieci kwiaty", koszula ze "słowackim kołnierzykiem" i żółty, nie ....cytrynowy krawat z kaczorkiem Tweety...i na głowie ogromna burzą loków...
Ten Prezes to dopiero wyszedł poza swoją strefę komfortu !
Nie skomentowałam, nie pokazałam , że mnie cała ta sytuacja rozśmieszyła tak bardzo tylko powiedziałam:
-Panie Prezesie, widzę że się dogadamy w biznesie, bo i ja lubię niekonwencjonalne rozwiązania.
Rozmawialiśmy 2 godziny...współpracowalismy potem wiele razy...to był wspaniały człowiek...

Więc pomogło to że przekroczył schematy, wyszedł poza wszelkie normy.
Jak to nazywają profesjonaliści : wyszedł z pudełka. Dla mnie to i tak to samo, bo coś zmienił, nie powiela schematów...

Inny Prezes Banku, kiedy zadzwonił abym wpadła, a byłam na urlopie, kiedy przeprosiłam na wejściu, za mój strój nie biznesowy, zdjął krawat, marnatkę, rozpiał guzik w koszuli i zapytał, czy teraz jest lepiej i czy możemy kontynuować spotkanie. Jak widzicie i tak można i trzeba czasami.

Można w dwie strony podawać takie przykłady.Wszystko zależy od sytuacji.

Jednak czy kiedy zmienimy drogę do pracy , może nas potkać też coś nieoczekiwanego ? Coś co zmieni całe nasze życie ? Dokładnie tak !!!

Ludzie zmieniają swoje miejsce zamieszkania z różnych powodów, ale czasami choćby dlatego, że chcą być bliżej ukochanej osoby...bo czy kiedy mieszkają w dwóch krańcach Polski, to miłośc może rozkwitnąć ?
Zostawiają swoich przyjaciół, rodzinę, znajomych...wychodzą również poza swoją strefę komfortu.

Czy do tego potrzeba odwagi ?
bardzo wiele ...

Czy można przewidzieć efekty tej zmiany ? Z tym bywa róznie, raczej nie...choć wiemy czego się spodziewamy...a życie weryfikuje wszystko...

W zeszłym roku miałam pracę, która zaczynała przynosić dochody...nie takie jakich sie spodziewałam, ale jednak już coś sie działo. Pojechałam na NAC...poznałam Pawła....poznałam wielu ludzi, ale Paweł zmienił moje myślenie...Paweł wykrzyczał mi: " WRÓC DO PODSTAW, ODKRYJ SWÓJ TALENT, ŻYJ W ZGODZIE Z SOBĄ, RÓB TO CO KOCHASZ I Z TEGO BĘDĄ PIENIĄDZE !!!"

Po Nac-u zrezygnowałam z owej pracy...chciałam byc uczciwa...wiedziałam, że juz nie chcę pracowac jako handlowiec, ani rekrtutowac ludzi do pracy i szkolic ich na mega handlowców...wiedziałam, że ten etap juz za mną. Postawiłam wszystko na jedna kartę...zaczęłam tworzyć biznesplan i dążyć do swoich marzeń, bo tylko w ten sposób moge być szczęsliwa i spełniona.
Po drodze byli tacy co mówili: nie słuchaj !!! wychowujesz sama 4 dzieci, musisz miec bezpieczeństwo, musisz mieć na życie !!!...a nie miałam, byłam po wypadku i gdyby nie przyjaciele...to nie wiem co by było...
Nie było nocy, którą spokojnie bym przespała, nie miałam z czego zapłacić mieszkania, nie miałam czasami na chleb...sprzedawałam wszystko z domu..to tylko rzeczy...tak sobie tłumaczyłam...i tak jest...nie mam nawet grama złotej biżuterii, ale i bez tego można żyć...poprzednią zime przechodziłam w pantoflach, bo najpierw dzieci musiały miec buty...ileż razy miałam mokre nogi...i jaki wstyd, jak chowałam na spotkaniu buty, żeby nikt nie zauważył...Już nie wspomne o niczym więcej...ale wiedziałam, ze jak wrócę do domu i zrobie herbatę i przytule moje dzieci, to one nie moga widzieć mojego strachu..musza widzieć mnie uśmiechniętą i szczęśliwą...tak myślałam wtedy.
Życie jednak znowu wyrzuciło mnie z mojej strefy komfortu...miałam wypadek...nie mogłam pracować...
a dzieci ? Któregoś dnia najstarszy Syn, powiedział mi coś tak przykrego...i zrozumiałam, ze to był błąd, że trzeba z nimi porozmawiać, że muszą wiedzieć przynajmniej starsi , że nie jest mi wcale tak radośnie i lekko, że ból rozrywał mi serce i strach nie pozwalał spać w nocy...musiałam im opowiedzieć, najdelikatniej jak potrafiłam, że też czuję, że czasem trzeba popłakać i to nic złego, że nie jestem żadną twardzielką, tylko ich mamą ...czułą i kochającą i że bardzo trudno jest pogodzić to wszystko...zarobić na Nich, ale i mieć czas dla nich, żeby pograc z nimi w piłkę, iśc na rower, do lasu...i jeszcze potrzebuję czasu dla siebie...
Bartek to skwitował najlepiej:
-mamo, jak potrzebujesz popłakać, to powiedz, wtedy i nam kiedy coś sie nie uda, chetniej Tobie o tym opowiemy...
to była lekcja...
Zmieniłam wszystko...piekłam domki z piernika, żeby sie utrzymać..w międzyczasie jeszcze od kogoś niegodziwego czegoś ciężkiego doświadczyłam, ale to chyba po to, aby wiedzieć, że nie tylko korporacje niszczą ludzi, że mały przedsiębiorca może okazac sie także oszustem...tego też doświadczyłam.
I wtedy powiedziałm sobie dosyć !!! Potrzebuje pracy, ale nie za wszelką cenę !!! Poradzę sobie !!!
Nie chce oszukiwać i sprzedawać czegoś, co tym nie jest ! I nie pozwolę się poniżać i wykorzystywać !

Napisałam biznesplan i poszukałam kogoś, kto we mnie uwierzy...znalazłam kogoś kto znał mnie dobrze...i pokazałam pasję, determinację i moje marzenie...

i idę w tym kierunku...bo to dobra droga...a wiele razy chciałam zarobić na to marzenie...zmieniłam wszystko...i się dzieje...


Kuba, mój najstarszy Syn, kiedy dostał się do Kadry Reprezentacji Polski powiedział:
-mamo, dziękuję, bo nie pozwoliłaś mi sie poddać, a trzy razy chciałem zrezygnować...to ty dawałas mi siłę, wiedziałem, że jesteś blisko, wiedziałem, że we mnie wierzysz...i miałem Coacha..osobistego...

I ma go do dzisiaj, choć załatwiłam mu kogos jeszcze, bo inaczej to wygląda z pozycji matki...inaczej z boku...i trudno oddzielić emocje...a Coach powinien słuchać i delikatnie podpychać...wole jednak rolę mentorki względem mojego Syna :-)

Wczoraj napisał mi taki ciepły list...mój malutki Kubuś dorasta..staje się mężczyzną...i czasami tak wiele mnie uczy...

Każdy człowiek ma swoje zasady, ale czasem trzeba odpuścić, zmienić je...dlatego, że świat idzie do przodu. To jest także wychodzenie poza swoją strefę komfortu.

To jest jak z zadaniem matematycznym, wybaczcie porównanie :-)
Czasami trzeba zmienić perspektywę, jakis czynnik dołożyć, aby je rozwiązać.

W liceum miałam cel, wygrać olipiadę matematyczną. Codziennie rozwiązywałam 5 zadań z przewodnika dla nauczycieli...miałam cel i nie poszłam spać, dopóki tego nie zrobiłam.
Pewnego razu trafiło sie zadanie z geometrii, którą uwielbiałam po prostu, ale nie umiałam znaleźć rozwiązania. Była jedna dana w czworościanie foremnym i trzeba było zauważyć  jakąś zależność.
Odrobiłam inne lekcje..i nadal męczyłam sie z tym zadaniem...w końcu o 2-giej w nocy poszłam do garażu, znlazłam kondensatory po spalonym telewizorze Rubin i wyciągnęłam z nich kolorowe druciki...zbudowałam czworościan foremny i kolorowym kordonkiem zaznaczyłam przekątne...i od razu zobaczyłam zależność :-)

Zaspałam do szkoły...na historii, którą uwielbiałam uniknełam dwójki, bo kiedy Pan Profesor zapytał, co się stało? Nie wierzył, że się nie przygotowałam, wyciągnełam mój czworościan z teczki i uśmiechnął się i mi darował...dodał tylko, że to Historia jest Królową Nauk :-) ...a ja wiem, że Matematyka ...odpowiedziałam.

Ileż czasem potrzeba determinacji w dążeniu do celu...
Ileż razy trzeba wyjść ze strefy komfortu..zmienić myślenie...aby osiagnąć czasami nawet i to co nie zamierzone :-)..tak się czasami udaje :-)

Ćwiczmy na małych rzeczach...

Może to że pada deszcz, wcale nie jest powodem, aby siedzieć w domu ?

Załóż kalosze i idź do lasu...na spacer ...z dziećmi...i nawet jak trzeba będzie wstawić pranie po powrocie, to może komuś pomożesz po drodze, albo ktos do Ciebie się uśmiechnie...a może zwyczajnie nakarmisz kaczki, którym dzisiaj mało kto coś do zjedzenia przyniesie...i pooddychasz świerzym...leśnym powietrzem...

i po drodze wymyślisz wiersz....o deszczu...pewnie tak ktos wymyślił " deszczową piosenkę " :-)

no to wyjdź !!!!!! wyjdź na deszcz !!!!!! i sie zakochaj !!!! zakochaj się w deszczu :-)















piątek, 7 marca 2014

Poziom II...kolejna historia i finał poprzedniej...rzecz o związkach...

Fachowcy od NLP mówią, że trzeba opuścić swoją strefę komfortu, aby zmierzyć się z życiem, aby coś osiagnąć, aby wreszcie poznać siebie. I to jest prawda niezaprzeczalna.


Czy można to zrobić inaczej ? Lepiej ? 
Jeśli ktos z Was odrył jak , to prosze o informację, bo bardzo chciałabym wiedzieć.

Przeczytajcie kolejny raz tę historię, bo mimo że ją opowiadam innym...nie zawsze chcą słuchać, nie zawsze słyszą...i ...wypadanie ze strefy komfortu boli...oj boli...

Poziom drugi 

"Dwa anioły, kobieta biegnąca do pracy, strome schody…
- Popchnij ją, popchnij!
- Ale schody strome, zabije się!
- Przytrzymam! Ubezpieczam! Tylko nogę złamie – pchaj, mówię!
- Głupi jesteś??? Przecież musi do pracy zdążyć, trzy dni z rzędu się spóźniała!
- Owszem a teraz jeszcze posiedzi dwa miesiące na zwolnieniu, a potem ją wyrzucą.
- Tak nie wolno! Co ona bez pracy zrobi? Pensję ma dobrą!
- Pchaj, mówię, potem ci wytłumaczę, pchaj!

Te same anioły, autostrada, dwie kobiety w służbowym samochodzie. Jadą za ciężarówką załadowaną belami drewna.
- Zrzucaj kłodę, nie przeciągaj!
- Taką kłodą można zabić! Przecież jak trafi czołowo w szybę to obie zginą!
- Zrzucaj, mówię, odchylę tor lotu, tylko się przestraszą.
- Po co chcesz je straszyć???
- Potem ci wytłumaczę, nie ma czasu, za zakrętem będzie bilbord: „ZWOLNIJ!!! W DOMU NA CIEBIE CZEKAJĄ!!!”, zrób tak, żeby się tam zatrzymały.
- Obie płaczą, dzwonią do domów, okrutny jesteś!!!

Kolacja firmowa.
Dwa anioły, mężczyzna z obrączką, dziewczyna.
- Niech jeszcze wypije.
- Dość! Już jest pijany! Spójrz tylko, podrywa dziewczynę!
- Nalej mu jeszcze, niech pije!
- Żona w domu czeka, dwoje dzieci… stracił kontrolę nad sobą, dziewczynę ciągnie do hotelu…
- No i dobrze, niech się zgadza!
- Zgodziła się, poszli, cholera jasna! Żona się dowie, będzie rozwód!
- Ano, będzie awantura! I o to chodziło!

Zachód słońca. Dwa anioły.

- Ale praca stresująca!
- Witaj w pracy na poziomie drugim. Tutaj uczymy przez stres. Do wczoraj miałeś praktyki na pierwszym poziomie – uczycie tam przez filmy i książki, a tutaj mamy tych, komu już książki nie pomagają. Musimy ich wytrącić z koleiny jakimś zdarzeniem, stresem, szokiem – żeby się zatrzymali na chwilę, pomyśleli.


Pierwsza kobieta będzie siedziała w domu ze złamaną nogą. Znowu zacznie szyć, a jak ją wyrzucą z pracy, to będzie miała już pięć zamówień – nawet się nie zmartwi. Kiedyś już szyła, a teraz od 10 lat odkłada swoja pasję, uważa, że musi na państwowej posadzie pracować, że socjal jest ważniejszy od harmonii i szczęścia z zajmowania się ulubionym zajęciem. A z szycia będzie miała więcej pieniędzy plus zadowolenie każdego dnia.

Z dwóch kobiet płaczących na autostradzie jedna za tydzień odejdzie z tej pracy, wróci do domu, znajdzie pracę w swoim miasteczku, tam gdzie jej rodzina, mąż, dziecko. Urodzi drugie, zacznie studiować psychologię – te kobiety współpracują z wami na pierwszym poziomie.

- A zdrada? Czy zdrada może wyjść komukolwiek na dobre? Rodzina się rozsypie!
- Rodzina? Tam już dawno nie ma rodziny! Żona zapomniała, że jest kobietą, mąż pije, kłócą się, szantażują, targują się dziećmi. To długi proces, bolesny, ale każde z nich się czegoś nauczy. Żona wróci do waszych książek, zacznie żyć dla siebie, zbuduje wspaniały związek, będzie szczęśliwa, dzieci będą dorastać w miłości, bez awantur…
- A uda się zachować rodzinę?
- Jest taka szansa.

- Co za praca!
- Przyzwyczaisz się. Ważne, ze skuteczna. Jak tylko wytrącisz człowieka z jego strefy komfortu, to się zacznie ruszać! Większość ludzi jest tak skonstruowana.
- A jak i to nie pomoże?
- To mamy jeszcze poziom trzeci – edukujemy za pomocą straty. Ale to całkiem inna historia..." Piotr Mordkowicz. Przekład I.Z.


Kolega o którym Wam pisałam...wypadł ze strefy komfortu.

Poszukał kawalerki...mieszka tam z Żoną i Synkiem...znalazł pracę i Żona jego również, pracuje w butiku. Z dwóch pensji opłacają kawalerkę i mają na normane życie. Ich Synek znowu się uśmiecha...tylko czy zapomni to wszystko ?

Czy można było szybciej zrobić tą zmianę ? Gdyby ów właściciel szeregowca zareagował wcześniej w ten sposób, pewnie już od kilku miesięcy wiedli by normalne życie.

Dzisiaj historia Ani. Sympatycznej koleżanki ...nasze dzieci bawią się w piaskownicy.

Ona miła , uśmiechnięta, zawsze dla wszystkich dobra...pomocna...ale ja widziałam w tych jej pieknych brązowych oczach ból...Kiedy spotykałyśmy się na placu zabaw, była cicha...zamyślona....zagubiona...

Ze skrawków tego co opowiadała...ukrywając fakty, wiedziałam, że jest ofiarą...tylko nie znałam oprawcy.

Jej Córeczka...czasami więcej swoim zachowaniem mi opowiadała niż Ania...wiedziałam że boi się swojego ojca...kiedy wspominałam o tatusiu, Malutka natychmiast zaraz sie usztywniała....kochała tatusia, ale było widać, że się go bała...

Zapytałam kiedyś wprost Anię, co się dzieje ? Nic nie odpowiedziała...tylko milczenie...i łzy w oczach..wymowne...miała....

Opowiedziałam jej o moim dzieciństwie...otworzyłam się...powiedziałam co czuło dziecko zranione tak bardzo ...i co teraz czuję jako dorosła kobieta...jaka drogę musiałam przejść, aby nauczyć się żyć ....jak trudno to poukładać i że czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu, ..nawet kosztem krytyki ze strony rodziny...znajomych...( celowo nie piszę przyjaciół, bo przyjaciele rozumieją ) ...kiedy trzeba mieć siłę , aby zmeinić całe swoje życie...i nie tylko dla dobra dzieci, choc to ważny powód ale największą motywacją musi być Dobro dla siebie...bo dla siebie trzeba robić najwięcej...bo nie można tkwić w jakims chorym układzie...pozwalać sie krzywdzić w jakikolwiek sposób...trzeba to zmienić.

Widziałam, jak coraz szerzej otwierała oczy...

Zapytała mnie : A czy nie bałaś się, że zostaniesz sama ?

Odpowiedziałam :  Jasne , że wtedy się bałam ! Bałam się samotności , bałam się odrzucenia przez rodzine, przez znajomych, bałam się wytykania palcami ( o !  rozwódka z dziećmi), bałam się tekstów w stylu : wina zawsze leży po połowie, coś jest z nią nie tak ! 

I doświadczyłam tego...a nawet więcej...
Dla rodziny jestem cyt. " podwójnym dnem "
Dla wielu koleżanek stałam się " zagrożeniem" ...pilnuja swoich mężów, zupełnie nie rozumeim dlaczego, a może rozumiem...pewnei czują sie gorsze ode mnie.
Dla Sąsiadów byłam tą " k.......ą " bo jak można tak późno wracać  do domu ( to nic, że musiałam sama utrzymać tyle dzieci)
Dla obcych ludzi, matką z 4 dzieci ....nie wynajmą mieszkania...
Dla potencjalnego Pracodawcy ...tu lepiej nie wspomnę...bo słów brak...
Dla urzędów...Patologia, bo jak można sobie dać zrobić tyle dzieci ?

itd..itd...

Tylko to ich RZECZYWISTOŚĆ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 a moja RZECZYWISTOŚĆ nie jest ich RZECZWISITOŚCIĄ  :-) :-) :-)

MOJA JEST MOJA....JEST TAKA JAKĄ CHCĘ ABY BYŁA...

jest piękna , kolorowa...a nawet bajkowa...tak, żyję w swoim świecie :-) 

i rodzina...kiedyś zrozumie albo nie...ale nic na siłę...moją rodziną są moje dzieci :-)
koleżanki...otaczam sie takimi, które myslą podobnie do mnie i pomagamy sobie, więc budujemy, ciagniemy w górę...
sąsiedzi...i to zmieniłam...mam nowych sąsiadów i tym razem nie zabiegałam o ich względy, sami mnie odwiedzają, zaczepiają i rozmawiają...odwiedzam kogo chcę....
mieszkanie wynjełam od ludzi, którzy nie mieli probelmu z tym że mam 4 dzieci i sama ich utrzymuję, bo sami też mają dzieci...
Praca : tworze swoją firmę i według swojej wizji...nigdy już żadnych korporacji...
a urzędy...powalczyłam z nimi i po przejściu tej drogi, teraz walczę o innych...

Też kilka razy w życiu wypadałam ze swojej strefy komfortu.
Też zaliczyłam II poziom...III był blisko...ale wyciagnełam wnioski i do góry trzymam głowę...

Ania miała kilka dni temu udar mózgu...leży w szpitalu...

Idę do niej z wydrukowana opowieścią...II Poziom...i z kwiatkami, żeby Jej było przyjemnie...

Wiem, że kilka tygodni temu odeszła od oprawcy...zabrała Córeczkę i odeszła...ale czy teraz wyciągnie wnioski i zacznie wreszcie żyć dla siebie ????

I nie myślcie, że uważam, ze powinna być sama ? 
O nie...ale musi najpierw sama wstać...pokochać siebie...odkryć siebie :-) 

a potem wierzę, że jeszcze spotka tego kogoś, kto sprawi jej niebo w niebie...

bo potem będzie jeszcze  lepszym człowiekiem ...i kochając siebie ...będzie umiała stworzyć cudowny dom...i związek...

czasami dobrze...że wypadamy ze strefy komfortu...choć kiedy wypadamy jest strasznie...

ale takie lekcje uczą nas tak wiele...

Ania wyjdzie z tego...

i mocno trzymam za Nią kciuki...


A Wy...zastanówcie się czasem, kiedy wytykacie palcami rozwódkę...albo rozwodnika.

Nigdy nie wiadomo jak los Was doświadczy...
tak trudno dzisiaj spotkać TE OCZY ...jedne na całe życie...czasami długo się szuka..albo kilka razy doświadcza ...zanim się spotka te właściwe...

Te doświadzczenia tez uczą...budują...uczymy sie co jest w życiu ważne.

Już nie wystarcza TE OCZY, tak jak jest kiedy ma się 20-25 lat...nie wystarczy tzw. Chemia, żeby związek był udany. Wtedy już wiele innych czynników jest niezwykle ważne, ale też inne tracą znaczenie....

Gdyby tak mieć ten rozum i 25 lat :-)....tak byłoby najpiekniej :-)

Ale każdy wiek ma swoje uroki , więc cieszmy się każdym dniem i każdą chwilą...tak jest najlepiej:-)

i dobra rada...czasami sami się postarajmy wyjść ze swojej strefy komfortu....nie stawiajmy sobie niepotrzebnych płotów...

ale o tym za kilka dni napiszę...jak to zrobić...













wtorek, 4 marca 2014

Obudźcie się człowieki !!!

Obudźcie się Człowieki !!!!

hmm...niektórzy nigdy sie nie obudzą...bo chcą żyć tak jak mają...
Oni nawet mówią, że " dobrze jest jak jest "
Bo czy pragnie słońca i wolności kanarek urodzony w klatce ?  On jest szczęśliwy ...w pewnym sensie.
Ale gdyby choć raz wzbił się do nieba...poczuł wolność...
nie każdy umiałby się wzbić i nie każdy cieszył z wolności...wielu wróci do swojej znajomej klatki...

Ale to jest tylko ptaszek...

Człowiek ma umysł...i tylko od nas zależy czy chcemy coś zmienić, czy nie...

W zeszłym roku pewien facet wykrzyczał mi :

 OBUDŹ SIĘ  !!!!! OTWÓRZ OCZY !!!!! WRÓĆ DO PODSTAW !!!!!!

i zaczęła sie metamorfoza...ona juz trwała...ale pomalutku...stopniowo...delikatnie...
a czasami potrzeba KOPA w tyłek...aby zabolało i aby zrozumieć...

i ruszyłam do przodu... "z bolącymi plecami"  ale szybciej...zrobiłam plan...wyznaczyłam cele...
i najważniejsze : przestałam słuchać innych....przestałam się przejmować....

krok po kroku...było ciężko...czasami nie dawałam rady...ale wiedziałam, że tylko trzeba odpocząć i dalej pokonywać przeszkody i dalej, dalej ruszyć do przodu...

postawiłam wszystko na jedną kartę...były chwile zwątpienia...z boku słyszałam :
 Tobie nie wolno...masz dzieci, nie wolno Ci ryzykować !
....ale mimo, że czasami było bardzo ciężko...wstawałam co rano i mówiłam sobie : wytrzymasz...wytrzymasz to wszystko...i wstaniesz...nie słuchaj nikogo...bądź jak ten koń...nie zbaczaj z raz obranego celu...i dalej podnosiłam głowę i szłam...wierzyłam , że uda się...że zaświeci słońce...że każdy kolejny dzień będzie lepszy...a bywało różnie...

... i otwierałam oczy ....bo były szeroko zamknięte...otwierałam i od nowa uczyłam się życia...smaków ...zapachów...
... najbardziej uczyłam sie siebie...poznawałam lepiej...i wreszcie bardzo polubiłam...

pełno różnych sloganów wszędzie...ale one zmieniaja nasze życie ...mnie zmieniły...bo w nie uwierzyłam...

"tylko szczęsliwa matka wychowa szczęsliwe dzieci "
" pokochaj siebie, bo wtedy prawdziwie pokochasz innych"
" jeśli chcesz zmian , zacznij je od siebie "
" jesli chcesz aby świat sie zmienił, on sie nie zmieni, tylko Ty możesz sie zmienić "
 itd...

i to nie puste słowa...to mądre myśli...

ja mam swoje przemyślenia  i obsewracje, ale one nie są z tymi cytatami rozbieżne...są spójne...

po kilkudziesięciu latach słowa zapisane przez pewną Panią Nauczycielkę w pamiętniku, mieliście kiedys pamiętnik ? ja miałam kilka...koleżanki się wpisywały, nauczyciele...znajomi...
Więc w tym pamiętniku pewna Pani mi napisała:

" Idź tam gdzie śpiew słyszysz , tam dobrzy ludzi mieszkają,
bo uwierz mi , źli ludzie, nigdy nie śpiewają..."

już Wam kiedyś opiasałam, jak wiele ten wpis zmienił w moim życiu.

potem Pani Wychowawczyni wpisała mi :

"miej serce i patrzaj w serce"

i dzisiaj wreszcie czuję tak do końca co to znaczy...tak bardzo poznałam smak tego i stosuję.

Kiedy umył jest Otwarty, wszystko wygląda inaczej...

Więc OBUDŹ SIĘ CZŁOWIEKU !

Pomyśl, kim chcesz być , dokąd zmierzasz i idź !!!!!!!!

Wiosna za oknem...a u mnie wiosna w sercu...
Kocham siebie i kocham wiosnę...i kocham wiosnę w drugim człowieku...
dzisiaj zapytał mnie kolega :

-Laura , zakochałaś się ? Ciągle się uśmiechasz ?
-Tak :-) zakochałam się w słońcu, w lesie, w motylu i biedronce na łące.
-Nie rozumiem.
-A rozumiesz dlaczego tulipany kwitną na wiosnę ?
- Taka kolej rzeczy
- To tak samo u mnie :-) Tylko tulipany nic nie moga zmienić , a ja tak :-)
- Czyli u Ciebie tak jest cały rok, kiedy zechcesz ?
- Na tym polega piękno bycia człowiekiem...

Zamyślił się ....a ja uśmiechnełam...bo życie jest takie piękne...

Nie dajmy sie kopać życiu, bierzmy je w ręce i jak z gliny ..twórzmy coś pięknego...

Obserwowałam nad morzem w wakacje pewnego Garncarza...jakże to był miły widok moim oczom...
kiedy z kawałka gliny  robił kwiaty, dzbanuszki, rybki...ile serca w to wkładał...ile było w tym dokładności...pieczołowitości...serca...
patrzyłam z boku...On każdej z tych rzeczy dawał cząstkę siebie...

żałowałam, że nie mogłam nic zabrać do domu...ale odnajdę Go i  sprawię sama sobie prezent...
taki talizman...na szczęście...

W życiu moim różnie bywało, ale wyciagnełam wnioski i nawet kiedy stanę tak jak bym chciała...ponaprawiam to co jest do naprawienia...tylko musze mieć jak...i muszę prosto stać...
a jeszcze ciagle znajduję pod nogami grosiki...choć i w tej mierze wszsytko zmieniam...

Ale kiedy umysł otwarty i serce drogowskazem....wszystko się zmieni...

trzymam za Was kciuki :-)

Miłego i mało bolesnego Przebudzenia :-)   Człowieki !!!!