Po 10 latach…
wspólnych…
W
2005 roku, na skutek radykalnych decyzji osobistych, rozpoczęłam nowe życie. Ja
i moi trzej Muszkieterowie : Kubuś, Bartuś i Kajtuś. Chłopcy mieli po: 9, 6, 4
latka. To były małe robaczki… ale decyzja była od kilku miesięcy w mojej
głowie. Nie wiedziałam tylko jak ją zrealizować.
W
listopadzie , a dokładnie 1 listopada 2004roku, był program Ewy Drzyzgi : „
Rozmowy w toku”. Pokazała ludzi, którzy pomagają rodzicom pogodzić się z utratą
dziecka a dzieciom pomagają przejść na drugą stronę.
Pomyślałam
wtedy, że te moje problemy to nic, bo pamiętałam mieszkając z Bartkiem w
szpitalu tyle razy, jak odchodziły dzieci, jaki ból przeżywali rodzice, jak mi
było trudno, bo te dzieci jeszcze dzień wcześniej bawiły się z moim synkiem,
znałam je. To jest inaczej, kiedy słyszysz, że komuś umarło dziecko, a inaczej
jak znasz tą Rodzinę…
Pomyślałam
wtedy, że trzeba Ewie podziękować i pod wpływem impulsu usiadłam do komputera,
wyszukałam adres i napisałam, że dziękuję za ten program, bo wcale nie powinnam
się martwić, tylko patrzeć w przyszłość, bo mam przecież zdrowe dzieci. Mój Syn
wyzdrowiał.
Kilka
dni później zadzwoniła do mnie jakaś Pani z TVN i zaproponowała, żebym
wystąpiła w „Rozmowach w Toku” u Ewy Drzyzgi. Najpierw nie chciałam…ale kiedy
powiedziała, że otrzymam wynagrodzenie, to zainteresowałam się tym. Przecież
pieniądze były mi potrzebne.
Kilka
dni później pojechałam z Kubusiem do Krakowa.
Przed
nagraniem spotkała się ze mną Pani producent i zapytała:
-Pani
Lauro , jakie ma pani największe marzenie?
-
żeby kupić dzieciom buty na zimę- odpowiedziałam bez zastanowienia.
-
Ale ja pytam nie o rzeczy oczywiste, tylko o marzenia?- powiedziała zdziwiona
-
Czy pani myśli, że mogę marzyc o podróżach, wakacjach, kiedy teraz to jest
najważniejsze…- powiedziałam cichym głosem.
Wtedy
zdałam sobie sprawę, co się stało. Straciłam marzenia. Przestałam być
szczęśliwa. Wegetuję !
Podczas
nagrania Ewa zapytała mnie co się stało. Potem inni opowiadali swoje historie i
moja była najmniej tragiczna, wtedy zrozumiałam, że ja mam wyjście. Że tylko
ode mnie zależy co będzie dalej… Na koniec Ewa zapytała czy mam jakieś
rozwiązanie , a ja że właśnie dojrzałam do otwarcia firmy i pracy na własny
rachunek. Obiecałam to przed milionami ludzi… taaakie zobowiązanie…
W
drodze do domu, pod pociąg którym wracaliśmy z Kubusiem, młody chłopak 27 lat
rzucił się w Zabrzu i zginął na miejscu. Siedziałam sztywna , Kubuś spał na
moich kolanach, a ja bałam się ruszyć, bo za oknem leżała połowa ciała tego
samobójcy. Wtedy miałam wreszcie czas na myślenie. Wiedziałam, że muszę sama
wziąć życie w swoje ręce. Tylko ode mnie zależy los mój i moich dzieci…
Następnego
dnia zrobiłam biznesplan mojej firmy. Potrzebowałam 6 tys, aby ruszyć z
gabinetem rolletic, Studio Zdrowia już było w mojej głowie. Poszłam więc do
moich dawnych Klientów i… sprzedałam jednego dnia 60 karnetów do studia i
miałam swoje 6tys na otwarcie. To był znak, że mam to zrobić. Potem wynajęłam
piwnicę, zrobiłam remont, w większości sama, trochę pomogli przyjaciele.
Okazało się, ze potrafię kłaść tynk strukturalny i to całkiem nieźle J 4 grudnia 2004 otworzyłam
Studio Zdrowia.
Szybko
miałam komplet i wydzierżawiałam kolejne urządzenia, bo brakowało terminów dla
Klientek. Przez kilka miesięcy stanęłam na nogi, zarobiłam na swoją wolność.
Mój mąż swoim zachowaniem tylko utwierdzał mnie w decyzji, że trzeba się
rozstać. Dzień przed Prima Aprilis zabrałam dzieci i wyprowadziłam się do
wynajętego mieszkania, podczas kiedy on był w kolejnej delegacji. Zostawiłam mu
piwo na serwetce z napisem : „wypij za moją przyszłość i szczęście”
Ten etap zamknęłam, było potem nie raz
ciężko, ale nie chce do tego wracać. Nigdy tej decyzji nawet przez chwilę nie
żałowałam, tym bardziej, że już kilka dni po mojej wyprowadzce sąsiadki mi
meldowały, że mój jeszcze mąż nie mieszka sam. Teraz w sumie się cieszę, że
jest z kimś i jest szczęśliwy, bo przynajmniej dał mi spokój i nie musze się
martwić o ojca moich dzieci… a także kiedy się jakoś poukładało, trwało to
trochę, to dzieci mogą normalnie widywać ojca, choć bardzo rzadko.Niestety
Panowie często walczą, ranią a nie myślą o dzieciach i pewnie nie rzadko jest
też i odwrotnie. Dlatego pamiętajmy, że to one najbardziej cierpią .
Zaczęłam
nowy etap.
W 2005 roku, na skutek radykalnych decyzji osobistych,
wypłynęłam z głębin oceanu, gdzie z braku światła mieszkają tylko białe ryby –
wypłynęłam w nieznane, ale zawsze to lepsze od tego co było. W prezencie
urodzinowym otrzymałam nowe życie i nową pracę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.