Jak wyrosłam na rasowego handlowca ?
Wywodzę
się z rodziny chłopskiej o nietuzinkowych Przodkach. Ojciec mojego Dziadka
otrzymał Order Virtuti Militari 1),
zaś On sam …cudem przeżył wywiezienie przez NKWD 2) na Sybir. Wracając z „ białych niedźwiedzi”, ukradł ruskim
beczkę śledzi. Panował wtedy potworny głód. Dziadek ukradł te śledzie, aby
ocalić życie całemu wagonowi ludzi. Niestety za ten uczynek przez całe lata
ścigało go NKWD i KGB 3).
Aby zgubić ich posłużył się dokumentami swojego przyjaciela, który zginął na
jego oczach. Mój Dziadek nazywał się Piotr Szewiel- ukrywając się posługiwał
się dokumentami Piotra Rukowicza. Mimo tej mistyfikacji w końcu i tak go
znaleźli. Wielokrotnie był aresztowany, poddawany torturom, ale nigdy nie
przyznał się, że On to Piotr Szewiel. Pamiętam jak Babcia opowiadała, że już na
świecie była ich cała czwórka dzieci, czyli i moja matka, a Dziadka jeszcze
raz, dwa razy w roku aresztowali. Babcia nie wiedziała gdzie Go zabierają i czy
wróci. Wracał, ale cichy, odmieniony, smutny.
Normalnie
Babcia nie chciała tego wspominać, ale kiedyś Dziadek po kilku głębszych
opowiedział mi tą historię i potem jak pytałam to Babcia opowiadała.
Po
tym co przeżył, już u kresu swych dni bał się, że po Niego znów przyjdą.
Dlatego nigdy, nawet kiedy umarł Stalin i represje się skończyły, nie odważył
się spotkać z własnym Bratem mieszkającym w Rydze. Bał się o swoją Rodzinę i o
Brata.
Dziadek
Piotruś ( bo tak go zawsze nazywaliśmy) za to, że pomógł wielu ludziom, do
śmierci karany był strachem. Na przykładzie jego losów przekonałam się, jak
trudno żyć, nawet mając dobre intencje i czyste sumienie. On żył mądrze.
Dzisiaj się mówi, że żył : Uważnie.
Właśnie
Dziadek Piotruś nauczył nas (wnuczęta), że honor i duma są najważniejsze! Nawet
potężni prześladowcy nie złamali GO, nie złamią i mnie. Carpent tua poma
nepotes- OWOCE TWOJEJ PRACY BĘDĄ ZBIERAĆ WNUKI.
1)
Order Virtuti Militari – najwyższe Polskie odznaczenie wojskowe,
nadawane za wybitne zasługi bojowe. Jest najstarszym orderem wojskowym na
świecie, spośród nadawanych do chwili obecnej. Ustanowiony przez króla
Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1792 roku dla uczczenia zwycięstwa w bitwie
pod Zieleńcami po rozpoczęciu wojny polsko-rosyjskiej przeciwko konfederacji
targowickiej w obronie Konsytucji 3 Maja
2)
NKWD –
3)
KGB- ( Komitet Bezpieczeństwa Państwowego)- radziecka struktura
administracyjna dokonująca politycznej inwigilacji obywateli…Istniała od
1954-1991 roku. Było następcą CZKA i NKWD
Uważam,
że za swoje prawe życie Dziadek Piotruś jednak odebrał nagrodę. Miał wspaniałą
Rodzinę ! Doczekał się czworga dzieci i aż 17-orga wnucząt. Zdążył nawet poznać
swoje 3-oje prawnucząt. Jednym z nich jest mój najstarszy SYN Jakub. Tuż po
śmierci Dziadka, urodziłam mojego drugiego Syna Bartłomieja Piotra. O tym jak
bardzo dziadek nas kochał, świadczą chociażby poranki z bułeczkami.
A
było to tak … Za „ komuny” do wiejskiego sklepu GS-u 4) przywozili tylko 10 bułek każdego dnia.
Wyobraźcie sobie 10 bułek na kilka wsi ?! ( dziś młodzież nie ma pojęcia, że za
PRL-u zwykłe bułki były rarytasem) Więc Dziadek Piotruś wstawał o świcie,
polował w Drezdenku na bułki w piekarni i przywoził je nam na śniadanie. Poza
tym, raz w tygodniu każde dziecko dostawało od Dziadzi sznekę z glancem 5). Chciało Mu się nas rozpieszczać i jechać 4 km na rowerze.
Dziadek, kiedy miałam kilkanaście lat,
opowiadał nam o wojnie. Ale , żeby nas nie za bardzo smucić, wspomnienia
przeplatał zabawnymi wspomnieniami, anegdotami. Opowiadał nam jak poznał Babcię
wracając pieszo z wojny, torami…Babcia była od Niego 16 lat młodsza.
Idzie więc Piotruś podkładami
kolejowymi, patrzy, łąka a na niej CUD DZIEWCZYNY układają siano w kopki. W
Babci zakochał się od pierwszego wejrzenia. W środku dnia zrobiło się ciemno i
piorun go strzelił J ( pewnie to był AMOR ). Musiało ich oboje mocno trafić, bo 9
miesięcy później urodziła się moja ciocia. Babcia została matką w wieku 17 lat,
ale wtedy to była norma …. Zresztą kto tak naprawdę wiedział ile miała lat ?
Chyba tylko Ona sama. Urodziła się w Śmiłowie pod Poznaniem. W czasie wojny
bawiła dzieci pewnej Niemce. W zamian za to, aby Babci nie wywieźli Niemcy na
roboty, ta promotorka zmieniła Babci dokumenty i odmłodziła ją, aby nie
kwalifikowała się do wyjazdu i nadal zajmowała się dziećmi. Wśród Niemców też
bywali dobrzy ludzie. Babcia nigdy nie pamiętała o ileż to lat zmieniono jej
metrykę. Ale skoro Dziadek inaczej się nazywał , to chyba to wtedy nie było
nienormalne ? Takie rzeczy się zdarzały.
Babcia
Stefcia była czuła i bardzo kochała nas wnuki. Często piekła nam placki. Zawsze
robiła nam skromne, ale równe paczki na Święta. Było nas wnuków w końcu nie
mało. Babcia Stefcia uwielbiała jeść, zresztą była szefową najlepszej
restauracji w okolicy, gotowała na weselach. Nawet mój ojciec przywoził Ją
specjalnie do nas do domu, bo tylko Babcia umiała wszystko tak dobrze
przyprawić J
Moi przodkowie nie mieli lekko. Moja druga
Babcia Marysia, urodzona za Bugiem, posiadała dwanaścioro rodzeństwa. W 1939
roku Hitlerowcy rozstrzelali jej braci i ojca na murze ich domu, na oczach
sióstr , matki i jej samej.
Babcia często mawiała, że kobiety w
naszej rodzinie są silne, że przetrwają wszystko. Ja myślę, że znam wiele
takich kobiet, nie tylko wśród najbliższych mi osób.
Babcia Marysia, była moją ukochaną
babcią . Uczyła mnie zbierać zioła, przyrządzać z nich nalewki, mikstury.
Wspólnie robiłyśmy zaprawy, chodziłyśmy do lasu. Rozumiała mnie jak nikt inny.
Babcia była moją mentorką, to Ona zachęcała mnie do robienia rzeczy , na które
rodzice mi nie pozwalali, albo których nie zauważali. To babcia lubiła słuchać
moich pierwszych, nieporadnych wierszy, oglądała moje obrazki robione ołówkiem,
obrazy, zachęcała do malowania na ścianie, nawet w pokoju u Babci miałam widok
na całą ścianę, bo Babcia mi pozwoliła go namalować. Potem wszystkie sąsiadki
wołała, aby im pokazać moje dzieło. Kiedy rodzice zabraniali mi gdzieś pojechać,
na jakiś konkurs, kryła mnie w każdym calu, często jeżdżąc ze mną. Miała
wszystkie złote zęby i do dzisiaj kiedy opowiadam bajki mojemu najmłodszemu
Synkowi, to się uśmiecham kiedy w bajce są wróżki. Moja babcia umiała czarować
i miała złote zębyJ
Drugiego Dziadka nie pamiętam zbyt dobrze, bo zmarł kiedy miałam
7 lat. Z opowiadań tylko wiem, że podobno kiedy miałam 2 latka, Dziadek Fabian
już stwierdził, że mam żyłkę do biznesu jak mało kto i to już było widać.
Niestety Dziadkowie kochają bezwarunkowo, nie muszą wychowywać,
a rodzice ? Tu już jest inaczej. Ojciec był w Partii. Nie wolno mu, ani nam
było chodzić do kościoła. Dlatego zostałam ochrzczona sekretnie w wieku 1,5
roku, w środku tygodnia, razem z moją wtedy dopiero co urodzoną siostrą. Ksiądz
Popielewicz, który nas chrzcił był przyjacielem Dziadka Piotrusia, a więc udało
się to załatwić.
4) GS-Gminna Spółdzielnia "Samopomoc Chłopska" (potocznie: GS)
– nazwa spółdzielni produkcyjno-handlowo-usługowych
istniejących w większości gmin wiejskich i miejsko-wiejskich.
Utworzone w
okresie PRL Gminne Spółdzielnie miały wówczas
praktycznie monopol handlu na wsi (w
miastach ich odpowiednikami były w pewnym zakresie spółdzielnie spożywców "Społem"). Poza działalnością
gospodarczą niektóre GS-y zajmowały się także aktywizacją lokalnej społeczności poprzez prowadzenie Klubów Rolnika.
Większość
Gminnych Spółdzielni przetrwała reformy rynkowe. Działają dziś nie tylko na
terenach wiejskich, ale nawet w dużych miastach, gdzie GS-y znalazły się wraz z
przyłączaniem okolicznych wsi (tam funkcjonują z reguły pod nazwą: Miejska Spółdzielnia Zaopatrzenia i
Zbytu).
5) szneka z glancem- drożdżówka
z lukrem, często była nadziewana makiem, konfiturami lub twarożkiem
Z samą mądrością
nie chodzi się na targ
Jestem
najstarsza z trojga rodzeństwa. W domu byłam „ tą od wszystkiego”. Ciężko
pracowałam w polu i z przyjemnością w ogrodzie. Nikt wtedy nie przejmował się,
że dziecko powinno mieć dzieciństwo lub, że jakaś praca jest za ciężka. W wieku
12 lat samodzielnie sprzedawałam wyhodowane w gospodarstwie ziemniaki, ogórki,
truskawki, kwiaty….
Wstawałam
o 4 rano i koniem z wozem, woziłam dwa razy w tygodniu, towar na rynek w
Drezdenku. Ja jechałam wozem, a moja młodsza siostra , która wstydziła się
naszego konia, jechała przede mną na rowerze J
Na targu bez lekcji marketingu, pojęłam
prawa rynku. Nie trudno było zauważyć, że kto ma jako jedyny dany towar ,
dyktuje cenę. Zaczęłyśmy więc z siostra skupować banany i zarabiałyśmy jako
jedyny ich dystrybutor.
Wykładu z ekonomii uczyło nas życie.
Pewnego
razu kierowniczka obozu harcerskiego, która wpadła do nas po ziemniaki,
zauważyła 2 zgrzewki dżemu z aroni. Kupiłyśmy go z siostrą do pieczenia, bo
potrzebny była nam z czarnej porzeczki dżem do tortów na wesele sąsiadki, ale
że nie było, to wzięłyśmy z aroni.
-Po
ile ten dżem z aroni ? –zapytała Pani Kierownik
-Po
5zł słoiczek-odpowiedziałam podając cenę 2 razy wyższą od zakupu, bo nie
chciałam sprzedać tego dżemu, był nam potrzebny.
-To
biorę wszystkie i na jutro 5 zgrzewek poproszę- złożyła zamówienie.
Sprzedałam
i obok w sklepie kupiłam kolejny do domu.
Tego
samego dnia miła starsza Pani zapytała również o ów dżem. Dodała, że ma on
właściwości wyrównujące ciśnienie i jest bardzo zdrowy.
Obeszłyśmy
z siostrą całe Drezdenko i skupiłyśmy cały zapas dżemu z aroni i …. Byłyśmy
bogate. Powiesiłyśmy kartkę :
„
tylko u nas dżem z aroni wyrównujący ciśnienie”
Nawet
znajoma Pani Doktor kupowała go u nas. Pilnowałyśmy aby nie było go gdzie
indziej i…. zarabiałyśmy. To była nasza chwila J
Tak
zarobiłyśmy swoje pierwsze pieniądze wpłacone do banku.
Na
targu szybko zdobyłam Klientów. Zawsze miałam dobry i świeży towar, byłam miła
i komunikatywna. Zresztą jako dziecko musiałam sobie wiele razy radzić sama…
Ojciec był zbyt zajęty swoją pracą, albo kiedy był w domu, był „ poza
zasięgiem”. Matka pracowała ciężko w gospodarstwie, ale uważała, ze dzieci
powinny sobie radzić same. Mówiła często „ spartańskim wychowaniu” i teraz jak
patrzę z odległości czasu, to było to hartowanie nas na przyszłość. Czasami Matka, jak ją uprosiłyśmy, uszyła nam
coś wyjątkowego, bo pięknie szyła. Wtedy miałyśmy z siostrą coś, czego nie mają
inni.
A
propos szycia mojej Matki. Umiała pięknie szyć, ale nie umiała wziąć za to
odpowiedniego wynagrodzenia. Czasami siedziała kilka nocy nad suknią, albo
kostiumem, a i tak brała za to grosze.
Pewnego razu, kiedy jej nie było w domu, przyszła jedna z jej klientek odebrać
„SZYCIE” , czyli swoje uszyte przez moją matkę ubrania. Pomyślałam, a co tam,
sprawdzimy.
Matka
siedziała nad jej suknia balową tydzień, haftowała, przyszywała koraliki itd…
-Witam
Panią Pani Kubisiowa J -powiedziałam
- A
dzień dobry, mama jest ?- powiedziała Klientka
-
Niestety mama pojechała z klaczą do ogiera, ale w czym mogę Pani pomóc ?-
zagadnęłam
-
Chciałam odebrać moje „szycie” i suknie
przede wszystkim, bo jutro wielki bal…- powiedziała.
Widziałam
jaka była szczęśliwa tym jutrzejszym dniem, jak promieniała. Miałam więcej
odwagi więc i powiedziałam:
-
wszystko jest uszykowane, ale chciałabym aby Pani przymierzyła to „ dzieło
sztuki”, bo mama spędziła nad nim tydzień po nocach, jest piękna, cudna…, może
kiedyś i mi na bal mama taką uszyje ?
-
oczywiście , bardzo chętnie przymierzę- powiedziała Pani Kubisiowa
- a
ja jeśli trzeba zaznaczę poprawki, jeśli będą ( często byłam przy przymiarkach
Klientem , pomagałam mamie)- dodałam
Pani
Kubisiowa ubrała się w błękitna suknię i aż oczy jej się świeciły.
Już
oczami wyobraźni wirowała w tańcu ze swoim narzeczonym… już widziała te
wszystkie oczy wpatrzone w nią w tej cudnej sukni uszytej przez moją mamę….
Kiedy
zapytała ile płaci za szycie, powiedziałam, że mama jest skromna kobietą i
proszę zapłacić tyle , ile uważa Pani , że warta jest praca, widząc tego efekt.
Zapłaciła
7 razy tyle niż napisała mama na karteczce, która zdążyłam odpiąć zanim podałam
jej suknię do mierzenia.
Za
inne rzeczy powiedziałam tylko 2 razy tyle…. I bez mrugnięcia okiem płaciła.
Inni
tak samo. Potem, jak opowiedziałam mamie, zgodziła się, że kiedy ktoś będzie
odbierał szycie, jej nie ma a ja kasuję. I wcale nie było mniej Klientów, a
praca była zapłacona jak należy.
Poza tym, mieszkałyśmy w lesie. Grzyby
, ryby, zioła…. Z tego się zarabiało pieniądze. Ryby jedliśmy, zioła , np.
perz, sprzedawałyśmy, a grzyby było i dla nas i na sprzedaż. Kiedy były w
dobrej cenie na skupie, to sprzedawałyśmy świeże, a kiedy cena leciała na dół,
suszyłyśmy i w zimie przyjeżdżali kupcy ze Śląska i brali wszystko. Za grzyby,
a dokładnie kurki, kupiłyśmy Ojcu pierwszy samochód, Syrenkę. Miała jeszcze
drzwi otwierane odwrotnie niż teraz mają auta.
Poznałam
wtedy moc pieniądza.
Witam w gronie, w którym Cię brakowało. <3
OdpowiedzUsuńIlonko, namawialiście to w końcu pękłam :-)
OdpowiedzUsuń