fb

czwartek, 5 grudnia 2013

2 i 3 rozdział książki...moja historia ... szkic

Jak wyrosłam na rasowego handlowca ?
Wywodzę się z rodziny chłopskiej o nietuzinkowych Przodkach. Ojciec mojego Dziadka otrzymał Order Virtuti Militari 1), zaś On sam …cudem przeżył wywiezienie przez NKWD 2) na Sybir. Wracając z „ białych niedźwiedzi”, ukradł ruskim beczkę śledzi. Panował wtedy potworny głód. Dziadek ukradł te śledzie, aby ocalić życie całemu wagonowi ludzi. Niestety za ten uczynek przez całe lata ścigało go NKWD i KGB 3). Aby zgubić ich posłużył się dokumentami swojego przyjaciela, który zginął na jego oczach. Mój Dziadek nazywał się Piotr Szewiel- ukrywając się posługiwał się dokumentami Piotra Rukowicza. Mimo tej mistyfikacji w końcu i tak go znaleźli. Wielokrotnie był aresztowany, poddawany torturom, ale nigdy nie przyznał się, że On to Piotr Szewiel. Pamiętam jak Babcia opowiadała, że już na świecie była ich cała czwórka dzieci, czyli i moja matka, a Dziadka jeszcze raz, dwa razy w roku aresztowali. Babcia nie wiedziała gdzie Go zabierają i czy wróci. Wracał, ale cichy, odmieniony, smutny.
Normalnie Babcia nie chciała tego wspominać, ale kiedyś Dziadek po kilku głębszych opowiedział mi tą historię i potem jak pytałam to Babcia opowiadała.
Po tym co przeżył, już u kresu swych dni bał się, że po Niego znów przyjdą. Dlatego nigdy, nawet kiedy umarł Stalin i represje się skończyły, nie odważył się spotkać z własnym Bratem mieszkającym w Rydze. Bał się o swoją Rodzinę i o Brata.
Dziadek Piotruś ( bo tak go zawsze nazywaliśmy) za to, że pomógł wielu ludziom, do śmierci karany był strachem. Na przykładzie jego losów przekonałam się, jak trudno żyć, nawet mając dobre intencje i czyste sumienie. On żył mądrze. Dzisiaj się mówi, że żył : Uważnie.
Właśnie Dziadek Piotruś nauczył nas (wnuczęta), że honor i duma są najważniejsze! Nawet potężni prześladowcy nie złamali GO, nie złamią i mnie. Carpent tua poma nepotes- OWOCE TWOJEJ PRACY BĘDĄ ZBIERAĆ WNUKI.
               
1)      Order Virtuti Militari – najwyższe Polskie odznaczenie wojskowe, nadawane za wybitne zasługi bojowe. Jest najstarszym orderem wojskowym na świecie, spośród nadawanych do chwili obecnej. Ustanowiony przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1792 roku dla uczczenia zwycięstwa w bitwie pod Zieleńcami po rozpoczęciu wojny polsko-rosyjskiej przeciwko konfederacji targowickiej w obronie Konsytucji 3 Maja
2)    NKWD –
3)    KGB- ( Komitet Bezpieczeństwa Państwowego)- radziecka struktura administracyjna dokonująca politycznej inwigilacji obywateli…Istniała od 1954-1991 roku. Było następcą CZKA i NKWD


Uważam, że za swoje prawe życie Dziadek Piotruś jednak odebrał nagrodę. Miał wspaniałą Rodzinę ! Doczekał się czworga dzieci i aż 17-orga wnucząt. Zdążył nawet poznać swoje 3-oje prawnucząt. Jednym z nich jest mój najstarszy SYN Jakub. Tuż po śmierci Dziadka, urodziłam mojego drugiego Syna Bartłomieja Piotra. O tym jak bardzo dziadek nas kochał, świadczą chociażby poranki z bułeczkami.
A było to tak … Za „ komuny” do wiejskiego sklepu GS-u 4) przywozili tylko 10 bułek każdego dnia. Wyobraźcie sobie 10 bułek na kilka wsi ?! ( dziś młodzież nie ma pojęcia, że za PRL-u zwykłe bułki były rarytasem) Więc Dziadek Piotruś wstawał o świcie, polował w Drezdenku na bułki w piekarni i przywoził je nam na śniadanie. Poza tym, raz w tygodniu każde dziecko dostawało od Dziadzi sznekę z glancem 5). Chciało Mu się nas rozpieszczać i jechać 4 km na rowerze.

         Dziadek, kiedy miałam kilkanaście lat, opowiadał nam o wojnie. Ale , żeby nas nie za bardzo smucić, wspomnienia przeplatał zabawnymi wspomnieniami, anegdotami. Opowiadał nam jak poznał Babcię wracając pieszo z wojny, torami…Babcia była od Niego 16 lat młodsza.
         Idzie więc Piotruś podkładami kolejowymi, patrzy, łąka a na niej CUD DZIEWCZYNY układają siano w kopki. W Babci zakochał się od pierwszego wejrzenia. W środku dnia zrobiło się ciemno i piorun go strzelił J ( pewnie to był AMOR ). Musiało ich oboje mocno trafić, bo 9 miesięcy później urodziła się moja ciocia. Babcia została matką w wieku 17 lat, ale wtedy to była norma …. Zresztą kto tak naprawdę wiedział ile miała lat ? Chyba tylko Ona sama. Urodziła się w Śmiłowie pod Poznaniem. W czasie wojny bawiła dzieci pewnej Niemce. W zamian za to, aby Babci nie wywieźli Niemcy na roboty, ta promotorka zmieniła Babci dokumenty i odmłodziła ją, aby nie kwalifikowała się do wyjazdu i nadal zajmowała się dziećmi. Wśród Niemców też bywali dobrzy ludzie. Babcia nigdy nie pamiętała o ileż to lat zmieniono jej metrykę. Ale skoro Dziadek inaczej się nazywał , to chyba to wtedy nie było nienormalne ? Takie rzeczy się zdarzały.
Babcia Stefcia była czuła i bardzo kochała nas wnuki. Często piekła nam placki. Zawsze robiła nam skromne, ale równe paczki na Święta. Było nas wnuków w końcu nie mało. Babcia Stefcia uwielbiała jeść, zresztą była szefową najlepszej restauracji w okolicy, gotowała na weselach. Nawet mój ojciec przywoził Ją specjalnie do nas do domu, bo tylko Babcia umiała wszystko tak dobrze przyprawić J
          Moi przodkowie nie mieli lekko. Moja druga Babcia Marysia, urodzona za Bugiem, posiadała dwanaścioro rodzeństwa. W 1939 roku Hitlerowcy rozstrzelali jej braci i ojca na murze ich domu, na oczach sióstr , matki i jej samej.
         Babcia często mawiała, że kobiety w naszej rodzinie są silne, że przetrwają wszystko. Ja myślę, że znam wiele takich kobiet, nie tylko wśród najbliższych mi osób.
         Babcia Marysia, była moją ukochaną babcią . Uczyła mnie zbierać zioła, przyrządzać z nich nalewki, mikstury. Wspólnie robiłyśmy zaprawy, chodziłyśmy do lasu. Rozumiała mnie jak nikt inny. Babcia była moją mentorką, to Ona zachęcała mnie do robienia rzeczy , na które rodzice mi nie pozwalali, albo których nie zauważali. To babcia lubiła słuchać moich pierwszych, nieporadnych wierszy, oglądała moje obrazki robione ołówkiem, obrazy, zachęcała do malowania na ścianie, nawet w pokoju u Babci miałam widok na całą ścianę, bo Babcia mi pozwoliła go namalować. Potem wszystkie sąsiadki wołała, aby im pokazać moje dzieło. Kiedy rodzice zabraniali mi gdzieś pojechać, na jakiś konkurs, kryła mnie w każdym calu, często jeżdżąc ze mną. Miała wszystkie złote zęby i do dzisiaj kiedy opowiadam bajki mojemu najmłodszemu Synkowi, to się uśmiecham kiedy w bajce są wróżki. Moja babcia umiała czarować i miała złote zębyJ

Drugiego Dziadka nie pamiętam zbyt dobrze, bo zmarł kiedy miałam 7 lat. Z opowiadań tylko wiem, że podobno kiedy miałam 2 latka, Dziadek Fabian już stwierdził, że mam żyłkę do biznesu jak mało kto i to już było widać.
Niestety Dziadkowie kochają bezwarunkowo, nie muszą wychowywać, a rodzice ? Tu już jest inaczej. Ojciec był w Partii. Nie wolno mu, ani nam było chodzić do kościoła. Dlatego zostałam ochrzczona sekretnie w wieku 1,5 roku, w środku tygodnia, razem z moją wtedy dopiero co urodzoną siostrą. Ksiądz Popielewicz, który nas chrzcił był przyjacielem Dziadka Piotrusia, a więc udało się to załatwić.

4) GS-Gminna Spółdzielnia "Samopomoc Chłopska" (potocznie: GS) – nazwa spółdzielni produkcyjno-handlowo-usługowych istniejących w większości gmin wiejskich i miejsko-wiejskich.
Utworzone w okresie PRL Gminne Spółdzielnie miały wówczas praktycznie monopol handlu na wsi (w miastach ich odpowiednikami były w pewnym zakresie spółdzielnie spożywców "Społem"). Poza działalnością gospodarczą niektóre GS-y zajmowały się także aktywizacją lokalnej społeczności poprzez prowadzenie Klubów Rolnika.
Większość Gminnych Spółdzielni przetrwała reformy rynkowe. Działają dziś nie tylko na terenach wiejskich, ale nawet w dużych miastach, gdzie GS-y znalazły się wraz z przyłączaniem okolicznych wsi (tam funkcjonują z reguły pod nazwą: Miejska Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu).
5) szneka z glancem-  drożdżówka z lukrem, często była nadziewana makiem, konfiturami lub twarożkiem
Z samą mądrością nie chodzi się na targ 

Jestem najstarsza z trojga rodzeństwa. W domu byłam „ tą od wszystkiego”. Ciężko pracowałam w polu i z przyjemnością w ogrodzie. Nikt wtedy nie przejmował się, że dziecko powinno mieć dzieciństwo lub, że jakaś praca jest za ciężka. W wieku 12 lat samodzielnie sprzedawałam wyhodowane w gospodarstwie ziemniaki, ogórki, truskawki, kwiaty….
Wstawałam o 4 rano i koniem z wozem, woziłam dwa razy w tygodniu, towar na rynek w Drezdenku. Ja jechałam wozem, a moja młodsza siostra , która wstydziła się naszego konia, jechała przede mną na rowerze J
         Na targu bez lekcji marketingu, pojęłam prawa rynku. Nie trudno było zauważyć, że kto ma jako jedyny dany towar , dyktuje cenę. Zaczęłyśmy więc z siostra skupować banany i zarabiałyśmy jako jedyny ich dystrybutor.
         Wykładu z ekonomii uczyło nas życie.
Pewnego razu kierowniczka obozu harcerskiego, która wpadła do nas po ziemniaki, zauważyła 2 zgrzewki dżemu z aroni. Kupiłyśmy go z siostrą do pieczenia, bo potrzebny była nam z czarnej porzeczki dżem do tortów na wesele sąsiadki, ale że nie było, to wzięłyśmy z aroni.
-Po ile ten dżem z aroni ? –zapytała Pani Kierownik
-Po 5zł słoiczek-odpowiedziałam podając cenę 2 razy wyższą od zakupu, bo nie chciałam sprzedać tego dżemu, był nam potrzebny.
-To biorę wszystkie i na jutro 5 zgrzewek poproszę- złożyła zamówienie.
Sprzedałam i obok w sklepie kupiłam kolejny do domu.
Tego samego dnia miła starsza Pani zapytała również o ów dżem. Dodała, że ma on właściwości wyrównujące ciśnienie i jest bardzo zdrowy.
Obeszłyśmy z siostrą całe Drezdenko i skupiłyśmy cały zapas dżemu z aroni i …. Byłyśmy bogate. Powiesiłyśmy kartkę :
„ tylko u nas dżem z aroni wyrównujący ciśnienie”
Nawet znajoma Pani Doktor kupowała go u nas. Pilnowałyśmy aby nie było go gdzie indziej i…. zarabiałyśmy. To była nasza chwila J
Tak zarobiłyśmy swoje pierwsze pieniądze wpłacone do banku.

Na targu szybko zdobyłam Klientów. Zawsze miałam dobry i świeży towar, byłam miła i komunikatywna. Zresztą jako dziecko musiałam sobie wiele razy radzić sama… Ojciec był zbyt zajęty swoją pracą, albo kiedy był w domu, był „ poza zasięgiem”. Matka pracowała ciężko w gospodarstwie, ale uważała, ze dzieci powinny sobie radzić same. Mówiła często „ spartańskim wychowaniu” i teraz jak patrzę z odległości czasu, to było to hartowanie nas na przyszłość.  Czasami Matka, jak ją uprosiłyśmy, uszyła nam coś wyjątkowego, bo pięknie szyła. Wtedy miałyśmy z siostrą coś, czego nie mają inni.
A propos szycia mojej Matki. Umiała pięknie szyć, ale nie umiała wziąć za to odpowiedniego wynagrodzenia. Czasami siedziała kilka nocy nad suknią, albo kostiumem, a i tak  brała za to grosze. Pewnego razu, kiedy jej nie było w domu, przyszła jedna z jej klientek odebrać „SZYCIE” , czyli swoje uszyte przez moją matkę ubrania. Pomyślałam, a co tam, sprawdzimy.
Matka siedziała nad jej suknia balową tydzień, haftowała, przyszywała koraliki itd…
-Witam Panią Pani Kubisiowa J -powiedziałam
- A dzień dobry, mama jest ?- powiedziała Klientka
- Niestety mama pojechała z klaczą do ogiera, ale w czym mogę Pani pomóc ?- zagadnęłam
- Chciałam odebrać moje „szycie”  i suknie przede wszystkim, bo jutro wielki bal…- powiedziała.
Widziałam jaka była szczęśliwa tym jutrzejszym dniem, jak promieniała. Miałam więcej odwagi więc i powiedziałam:
- wszystko jest uszykowane, ale chciałabym aby Pani przymierzyła to „ dzieło sztuki”, bo mama spędziła nad nim tydzień po nocach, jest piękna, cudna…, może kiedyś i mi na bal mama taką uszyje ? 
- oczywiście , bardzo chętnie przymierzę- powiedziała Pani Kubisiowa
- a ja jeśli trzeba zaznaczę poprawki, jeśli będą ( często byłam przy przymiarkach Klientem , pomagałam mamie)- dodałam
Pani Kubisiowa ubrała się w błękitna suknię i aż oczy jej się świeciły.
Już oczami wyobraźni wirowała w tańcu ze swoim narzeczonym… już widziała te wszystkie oczy wpatrzone w nią w tej cudnej sukni uszytej przez moją mamę….

Kiedy zapytała ile płaci za szycie, powiedziałam, że mama jest skromna kobietą i proszę zapłacić tyle , ile uważa Pani , że warta jest praca, widząc tego efekt.
Zapłaciła 7 razy tyle niż napisała mama na karteczce, która zdążyłam odpiąć zanim podałam jej suknię do mierzenia.
Za inne rzeczy powiedziałam tylko 2 razy tyle…. I bez mrugnięcia okiem płaciła.
Inni tak samo. Potem, jak opowiedziałam mamie, zgodziła się, że kiedy ktoś będzie odbierał szycie, jej nie ma a ja kasuję. I wcale nie było mniej Klientów, a praca była zapłacona jak należy.
         Poza tym, mieszkałyśmy w lesie. Grzyby , ryby, zioła…. Z tego się zarabiało pieniądze. Ryby jedliśmy, zioła , np. perz, sprzedawałyśmy, a grzyby było i dla nas i na sprzedaż. Kiedy były w dobrej cenie na skupie, to sprzedawałyśmy świeże, a kiedy cena leciała na dół, suszyłyśmy i w zimie przyjeżdżali kupcy ze Śląska i brali wszystko. Za grzyby, a dokładnie kurki, kupiłyśmy Ojcu pierwszy samochód, Syrenkę. Miała jeszcze drzwi otwierane odwrotnie niż teraz mają auta.

Poznałam wtedy moc pieniądza.

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.