pisałam już o strachu...ale wrócę dzisiaj do tego tematu...bo widzę go tyle wokół...
Cóż to jest strach ?
To wyobrażenie tego co może się stać, tego co zwykle się dzieje w określonej sytuacji, to coś co sami tworzymy patrząc na swój własny bagaż doświadczeń...więc czy strach i doświadczenie mają coś wspólnego ???
TAK i to bardzo wiele !
Czy dziecko, które jest czyste i niewinne, potrafi przewidzieć że może się poparzyć ? Albo , że samochód na jezdni może go zabić ? NIE !
Bo nie ma jeszcze doświadczenia.
Pamiętam, kiedy mój Synek Bartek, miał 2,5 roku i po bardzo ciężkiej chorobie...jego organizm był wycieńczony, a On będąc 17 razy w szpitalach...nawet już rączkę do pobrania krwi wystawiał bez bólu i łez...bo tego bólu nie czuł...lekarz mi to wytłumaczył...natomiast tak bardzo bał się wszystkiego...ciemności...szpitali...białego i zielonego fartucha....do tego doszły jeszcze inne lęki, kiedy zaczął rozumieć pewne sprawy bał się wejść do wody do jeziora, bo tam są rybki go zjedzą...Jego wyobraźnia szalała....Bał się własnego cienia....a miała 2,5 roku !!!
Co z tego, że wyszedł z choroby...ciężkiej..kiedy jego głowa była pełna strachu ???????
Lekarz pediatra dał mi kontakt do Homeopaty. Bardzo sceptycznie podeszłam do tego, ale kiedy widzi się taki ból dziecka własnego, człowiek zrobi wszystko aby mu pomóc....
Pojechałam....czekałam kilka miesięcy na wizytę...potem kilka godzin ona trwała...Mały rysował obrazki a Pani doktor pytała...pytała o dziwne rzeczy...a ja odpowiadałam....wtedy zdałam sobie sprawę, jakie to wszystko jest ważne dla tak Małego Człowieka....ale o tym kiedyś...bo to materiał na kolejny artykuł.
Po tych kilku godzinach odpowiedziała, że mam przyjechać następnego dnia po receptę...
Pojechałam i wysłałam ją do Koszalina, bo tam była apteka gdzie robiono ten lek. Przyszła przesyłka a tam malutka fiolka z kropelkami.
Pani doktor Mówiła, że co drugi dzień 1 kropelka pod język na czczo i...uważać bardzo na dziecko...
To co wtedy się działo, było niesamowite...Bartek przestał się bać wszystkiego...był jak czysta tablica...
musiałam go wszędzie trzymać za rękę, z dala od gorących rzeczy i jezdni i nawet pojechałam z nim nad jezioro, żeby sprawdzić i nie bał się szedł tak do wody , że musiałam go pilnować, żeby nie poszedł za daleko.
Po około 2 tygodniach umiał żyć na nowo...zdobył nowe doświadczenie i zapomniał...
Nigdy już nie płakał w nocy, nie bał się szpitali i nie wychodziły mu duchy ze ściany...
Dzisiaj ma 15 lat, jest najlepszym uczniem w szkole i uwielbia horrory...
A więc udało się....jakby zresetować jego doświadczenia i pozbył się strachu.
Czy i my tak robić powinniśmy ?
NIE
Jesteśmy dorośli...powinniśmy pamiętać wszystko, wyciągać wnioski , ale nie powinniśmy bać się życia !!!
Jak nie za pierwszym, drugim, trzecim razem to za kolejnym się uda :-)
Bo życie to sinusoida...i trzeba brać je za rogi i tańczyć...nie uciekać jak przed bykiem, tylko tańczyć...nawet jak pada deszcz, nawet jak jest nawałnica, to w tańcu wszytko wygląda inaczej i po każdej burzy wychodzi tęcza....
Nie zadręczajmy siebie tym co nam nie wyszło !
Nie przeżywajmy kolejny raz swoich niepowodzeń !
Nie szukajmy przysłowiowej Dziury w Całym....jak jej nie ma !
Dziurawe skarpetki się wyrzuca, a nie ceruje ! Na bosaka też jest chodzić wspaniale !
Tylko chcijmy to zobaczyć ! Chcijmy poczuć i się nie bać !
Oddychaj !!!!! Człowieku !!!!!!!!
Jest piękny dzień !!!
Jest tyle rzeczy do zdobycia, tyle cudnych chwil przed Tobą, tylu wspaniałych Ludzi poznasz, i tylu Ludziom możesz pomóc !!!!
Bo tylko kiedy pomagasz , Twoje życie jest jest Wartością !!!
Tylko kiedy pochylisz się nad potrzebującym...czasem to jesteś sam TY ....tylko wtedy Miłość Cie wypełnia...bezgraniczna, bezwarunkowa...i tylko wtedy potrafisz prawdziwie Kochać ....
I jak z tą maska tlenową w samolocie...pamiętaj : Najpierw nałóż ja sobie ! Najpierw poukładaj życie ...odgarnij gruzy przeszłości a potem w pięknym ogrodzie swego serca zasiej kwiaty...najcudowniejsze jakie potrafisz i chcesz je mieć pod oknem....
Kiedy pozbędziesz się strachu...kiedy będzie bezpiecznie...zaczniesz inaczej widzieć...
Zaczniesz zauważać ludzi podobnych Tobie...zaczniesz takich ludzi przyciągać....
Walka ze strachem jest trudna...nie obiecam Ci, że to będzie proste....bo sama codziennie wiele w sobie pokonuję...
Przetrwałam i pokonałam ciężką chorobę Syna ( nie ma większego strachu i bólu niż strach o własne dziecko, kiedy widzisz jak jest reanimowane), potem swoją....to było proste po chorobie Bartka...wiedziałam, że muszę i nie było innej opcji...wygrałam....
Potem były inne lęki...o przyszłość..o przetrwanie i one czasami wracają...do dzisiaj czasem się boję czy dam radę, wychować te moje 4 Skarby...ale przeganiam ten strach dobrymi myślami i wierzę, że przecież to moje najcenniejsze Skarby, więc nawet gdybym miała pracować na 3 etatach ( miałam tak już czasami) to wychowam moje dzieci na dobrych porządnych ludzi...
Przez wiele lat bałam się też co powiedzą ludzie, byłam wychowana w mentalności dulskiej...ale i to już zmieniłam całkowicie....i zupełnie mnie to nie obchodzi....nie zależy mi też na akceptacji środowiska, na akceptacji rodziny...to był trudna droga i to przerobiłam, przeszłam i nie zależy mi na tym, więc się nie boję...
Jest jeszcze jeden lęk, który w sobie noszę...na jakiś czas otoczyłam go murem...choć on nadal jest...
To lęk przed uczuciem, przed miłością...
Wiem, że mam w sobie tyle kobiecości i dobroci, że przyciągam mężczyzn...ale mi na tym wcale nie zależy.
Pilnuję się aby się nie zakochać...bo boję się bólu rozczarowania i cierpienia...
Kilka razy w życiu kochałam prawdziwie...pierwszy raz..nie umiałam tego okazać....potem uczyłam się tego i dwa razy niestety źle wybrałam....i mimo, że niczego nie żałuję, bo mam wspaniałe dzieci....to jednak strach przed ....no własnie ....przed czym ???
Bo nie jest to strach przed odrzuceniem, bo to mnie nie spotkało....w moich 2 małżeństwach...ale raczej jest to strach przed monotonią, rutyną i tym, że druga strona mimo moich starań, przestaje dbać o mnie....i tego nigdy nie można przewidzieć...czyli jednak odrzucenie po jakimś czasie...kiedyś myślałam, że to ja coś źle zrobiłam, ale nie ...ktoś mi to wytłumaczył...bo kiedy dwie strony przestają dbać o siebie...a dba tylko jedna, kończy się miłość...dlatego ja odchodziłam...bo przecież stać mnie na to i zasługuję aby być w pełni szczęśliwa...
Więc skoro to wiem, to : PRZESTAJĘ SIĘ BAĆ !
i CARPE DIEM !!!!!!
Chwytam wiatr, chwytam chwilę, żyję chwilą i ....cieszę się każdym cudnym dniem, który los mi daje !!!!
Dlatego nie boję się miłości :-) ...tak sobie w głowie układam...i zobaczymy co z tym zrobię :-) :-) :-)
Zatem piękna niedziela przed nami :-)
Moja bardzo pracowita będzie :-) i dobrze :-) bo kocham to co robię :-)
Pomyślcie ....jakie życie byłoby piękne gdybyśmy przestali się bać !
A ci co straszą innych...wysyłają ten strach ku sobie...takim tylko trzeba współczuć...i ja tak robię...tylko takie uczucia dla nich i Wam radze dokładnie to samo !
Nowy cudny dzień przed nami :-) pierwszy cały dzień letni :-)
Weźcie dzieci i siebie na spacer :-)
bo pamiętajcie, siebie też trzeba wyprowadzać i przewietrzyć....:-)
a to serce szmaragdowe jest cudne...tylko muszę się odważyć :-)
smutki i strach na bok i wyjdźcie z domu :-)
od razu wszytko wygląda inaczej....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.