Co wolno x-
menadżerowi? Wszystko!
Pracownica ...Pukla" (za moimi plecami) obdzwoniła mój
zespół z poleceniem, żeby nazajutrz stawili się w jego biurze. Handlowcy
poinformowali mnie o tym. Obawiając sie następnego świństwa - na spotkanie
wysłałam razem z nimi swojego męża. Sama. ze z względu na złe samopoczucie
wywołane stresem ( w nocy byłam na pogotowiu), nie mogłam wziąć udziału w tym
meetingu. Zresztą, nie zostałam wcale zaproszona!
To się działo! Były sceny jak z
ustawki. „Pukiel nie chciał męża wpuścić do biura, w końcu jednak ustąpił.
Na tym
zebraniu Prezes Nowak ( Pukiel) postawił moim handlowcom ultimatum: albo
wszyscy przechodzą do niego albo rozwiąże moją Sieć a wtedy wszyscy stracimy
pracę! Handlowcy stanęli za mną murem. „Pukiel" pojął że nic nie ugra więc
odpuścił... Nie na długo, jednak, nie na długo!
Ustanowiłam męża reprezentantem prawnym, aby w moim imieniu mógł
użerać sie z Prezesem Nowakiem. Byłam nerwowo wyczerpana, ledwo pół roku po
porodzie, taki stres i bezsilność. Moje serce chciało wyskoczyć. Przez oft-road
„Pukla" przeżyłam taki wstrząs, że nie wiedziałam jak się nazywam.
„Jest w człowieku bakcyl niezgody na zło. Zabijając ten bakcyl -
zabija się człowieczeństwo." - napisał Jacek Kuroń.
W Firmie X poznałam ludzi,
którzy po jednej, najwyżej dwóch próbach, (próbkach!), stawali się s.......i. Oczywiście
nie wszyscy, mam tam do dzisiaj przyjaciół, którzy trzymają kciuki i kibicują mi, abym wygrała ta mimo wszystko nie równa walkę. „Pukiel" też sie
zeszmacił. Jedynie przez dwa pierwsze lata kariery w Firmie X traktował
podwładnych przyzwoicie i starał się pomagać. Potem... wlazł między wrony i
zaczął krakać jak i one. Gdy otwarcie zwracałam mu na to uwagę, próbowałam
odwodzić od wielu złych rzeczy, odparł:
- Te swoją prawość to możesz sobie w dupę wsadzić, jak ci z tym
dobrze! Twój wybór, twoja sprawa - krzyczał.
Wyznacznikiem
kultury panującej w firmie jest język jakim pracownicy się porozumiewają.
Specjaliści od komunikacji na podstawie odzywki „Pukla" do podwładnej mogą
wysnuć interesujące wnioski. Pisząc o korporacyjnej kulturze, nie myślę o
codziennych uprzejmościach, które oczywiście też są ważne. Chodzi o to, że
sposób komunikowania się większości zwierzchników Firmy X z ludźmi im
podległymi, zdradzał, iż tę instytucję toczy choroba. Przez tego raka
Firma X zamiast biznesowego partnerstwa sprzyjającego rozwojowi, szerzyła model
organizacji zastraszającej pracowników. W pewnym momencie, żeby nie wyjść na
kruchą kobietę , której można wejść na głowę, też zaczęłam przeklinać...czego
potem bardzo trudno sie oduczyć. Owszem , w emocjach zdaża mi się, ale już
wróciłam na właściwą drogę. Tam im wyżej ktos był, tym bardziej klął...a nawet
kiedyś na jednym ze szkoleń managerów usłyszałam : cyt. Jeśli chceci być
menadżerami, to musicie być s........i, bo wtedy będzieci robić karierę. Przyszłość pokazała, że dyrketorami zostawali najczęściej i tak jest do dzisiaj, Ci co
robili największe wałki i najgorzej traktowali ludzi. Porządni w tej firmie są
jak ENDEMITY, czyli ginący gatunek.
Wracając jeszcze do „mojego” szefunia Faraona, który był bezpośrednim przełożonym moim i moich ludzi z Centrali. Jednym z objawów jego staczania się, było oszustwo dotyczące wyjazdu motywacyjnego do
Zakopanego. Rzecz tak mała, że aż trudno
uwierzyć. A jednak! Nie umiałam nigdy znieść i chyba z tym sie zgodzicie, że kiedy szef wyróżnia kogoś , kto na to nie zasłuzył, na tle grupy, a zapomina o kimś, kto naprawde pownien byc wyróżniony, to traci w oczach nie tylko zainteresowanych.Wstawiłam się
wówczas za kolegą, którego nie wyróżnił mimo dyplomu, przyznając należny mu
wyjazd własnemu kolesiowi od kieliszka. Dalej było już tylko gorzej...

Po opisanej wyżej „jeździe", mąż cierpliwie ustalił z
prezesem Marianem Nowakiem porządek dalszej współpracy. Jednocześnie w moim
imieniu złożył wniosek o przeniesienie mojej Sieci do innego Autoryzowanego
Dealera’a. Stwierdziliśmy, że dalsza współpraca z draniem mnie pogrąży, Pukiel
obiecał, że decyzję w sprawie mojego przeniesienia podejmie we wrześniu.
Trwało
upalne lato. W sierpniu wyjechaliśmy na rodzinne wakacje w Bieszczady. Potrzebowaliśmy chwili relaksu, zabawy z dziećmi.
Było bosko! Niestety wróciliśmy tydzień wczesniej, bo Pukiel nie wysłał mi wypłaty. Zatrzymał sobie po prostu na zabezpieczenie magazynu. Jego powiedzonko : Kto bogatemu zabrobni, zrozumiałam co znaczy. Po powrocie zauważyliśmy, że moi pracownicy dziwnie się
zachowują. To były „błyski przed piorunami”. Nie pozwalały wywnioskować nic
pewnego, lecz zasiały w nas poważny niepokój.
We wrześniu (nagroda za rekord sprzedaży w Polsce i najlepszy
wynik w obrocie aparatami marki Sony Ericcson) - wyjechałam do Chorwacji.
Pechowo, w tych pięknych okolicznościach przyrody, nakryłam na jachcie
dyrektora Baker’a z... Telemarketerką. Dziewczyna była tak pijana i pod wpływem
leków , bolał ja ząb, że nawet nie wiedziała co się dzieje.
- Co pamiętasz z rejsu? -
sondował mnie w drodze powrotnej i na lotnisku. Robiłam dyplomatyczne uniki,
niestety, daremnie. Można się było spodziewać, że on będzie mi szkodzić.
Po moim powrocie z Chorwacji, niepokojące zachowania pracowników
przybrały na sile. Huknęło 25 wrześnial Lojalny Klient - (prezes wielkiej
spółki) ostrzegł mnie
telefonicznie.
- Dzwonię, bo jest pani fajną babką, ma pani dzieci i nie
chciałbym, żeby spotkała panią krzywda... Pani pracownicy Kukuła i Sroka
złożyli mi niezapowiedzianą wizytę.
Oznąjmili, że dogadali się z Prezesem Nowakiem, iż przejdą do niego
- w zamian za podwyżkę prowizji o 10%. Nie dość, że odejdą - to pociągną za
sobą cały pani zespół.
-
„Pani Laura już nie będzie pana obsługiwać, ale my zajmiemy się
pańskimi interesami - nie gorzej!” - zapewnili.
Szok! Własną piersią wykarmiłam żmije. Nauczyłam ich sztuki
sprzedaży, wyposażyłam w służbowe samochody, sprzęt, opłacałam hotele, dawałam
nawet gotówkę na drinki dla klientów...
Natychmiast połączyłam się telefonicznie z T. Faraonem -
kierownikiem sprzedaży.
-
Zdecyduj, co mam w takiej sytuacji zrobić? - domagałam się
pomocy od kierownika.
T. Faraon spotkał się ze mną na stacji benzynowej. Nie mógł
uwierzyć w to, co usłyszał. Polecił zgłosić aferę dyrektorowi - Chutliwemu
Robertowi Baker'owi. Natychmiast z mężem do niego pojechaliśmy. Baker obiecał
śmierdzącą sprawę zbadać. Obłudnie klepał mnie po ramieniu mówiąc:
-
Laura, spokojnie! Nic takiego nie może się stać. Ja jeszcze coś
mogę w strukturach i panuję nad sytuacją. Nie ma takiej opcji, żeby twoi handlowcy
zdezerterowali do SRAMAT-u.
27 września wszyscy handlowcy przysłali mi identyczny e-mail. Twierdzili, że: źle nimi kieruję, brakuje im podstawowych narzędzi pracy, itd. Dorzucili też oszczerstwo, że na czas nie wypłacam im wynagrodzeń. (Płaciłam terminowo, mam potwierdzenia przelewów. Nawet więcej! Nigdy nie szczędziłam załodze zaliczek, chociaż nie musiałam tego robić.
Następnego dnia Nowak zwołał u siebie naradę z nimi. Czekali z bukietem róż i prezentem.
Pożegnania
nie przyjęłam - nie po to przyszłam. Bezpodstawne zarzuty - obaliłam. - Nowak
stwierdził że się dogadamy. Obiecał (do 7 października) podjąć decyzję co
dalej? Pozostawił mnie w niepewności.
Tymczasem
zespół złożył mi wypowiedzenia. Kochani handlowcy zapomnieli jednak że
obowiązują ich wypowiedzenia 3-miesięczne. Oznaczało to. że chcą. czy nie -
zgodnie z podpisanymi zobowiązaniami - muszą do końca roku pracować u mnie.
Chcąc przejąć ich natychmiast. Pukiel pokazał im mój tytuł
egzekucyjny (przysłany mu przez Urząd Skarbowy). Udzielił im informacji
gospodarczej szkodzącej innemu podmiotowi gospodarczemu. Posłużyło mu to za
pretekst by ludzi nastraszyć że niby jestem zadłużona, że w każdej chwili
komornik zajmie mi konto — przez co utracą prowizje. Nowak nieetycznie
umniejszył moją wartość jako pracodawcy. Wtedy ...moi ludzie" powołując się
na informację, (do której nie mieli prawa!) - wypowiedzieli mi w trybie
natychmiastowym.
Skarbowa „rewelacja" była nieaktualna, ponieważ w Urzędzie
Skarbowym załatwiłam sprawę i tytuł egzekucyjny został cofnięty. W chwili gdy Nowak
objawił feralny dokument handlowcom, egzekucja już nie istniała! Prezes dobrze
o tym wiedział, lecz skutecznie ludzi
zmanipulował.szkoda, że nie dodał, że miałam nie zapłacony podatek, bo nie wypłacił mi prowizji i zatrzymał na zabezpieczenie bez ustalenia tego ze mną.
Sprawę tę oddałam do sądu, niestety, po długim czasie, gdyż nie
miałam środków na stosowne opłaty. O procesie i sądach opowiem później.
Dzień przed
plagą wypowiedzeń dostaliśmy z mężem zaproszenie na otwarcie nowego biura AD
„Pukla". Na dzień 1 października.
Uznaliśmy,
że na imprezę w tym gronie nie mamy już ochoty. Jednak tego dnia przypadkowo
wracaliśmy od klienta ulicą, przy której ruszyło nowe biuro względy strategiczne
zwyciężyły. Kupiliśmy kwiatek i zajrzeliśmy na trwającą od trzech godzin balangę.
Zamierzaliśmy pogratulować Nowakowi nowej siedziby, mimo tego co ze mną
wyprawiał. Wierzyłam, że uda mi się z nim konstruktywnie porozmawiać. W końcu
byłam jego najlepszym handlowcem, trofea wypełniały aż dwie skrzynki! Gdybym
wszystkie chciała rozwiesić w domu zabrakłoby ścian...
Poza tym,
jeszcze nie tak dawno, Pukiel sprawiał wrażenie przyjaciela mojej rodziny.
Kilka tygodni po tym gdy urodziłam najmłodsze dziecko, jego rodzina również się
powiększyła. Podarowałam mu ciuszki po swoim nieco starszym bobasie.
Wymienialiśmy uwagi o naszych maluszkach. No, istna sielanka! Wcześniej,
..Pukiel" gościł nawet na naszym weselu. Odwiedzaliśmy się w domach.
Byłam
najwydajniejszym handlowcem „Pukla”, dlatego często się mnie radził w sprawach
handlowych. Pomagałam mu chętnie. Ponadto, po całej Polsce szkoliłam dla niego
nowych pracowników. Wszystko to robiłam spontanicznie przekonana, że pomagając
szefowi. - pomagam i sobie. Ta „przyjaźń" kwitła do czasu aż nie pojawiła
się niejaka Mariolka - nowa sprzedająca. Dziewoja o instynkcie drapieżnika,
zaczęła Pukla chytrze osaczać. W przypadku tak doświadczonego przedsiębiorcy
wydaje się to nieprawdopodobne... A jednak! W krótkim czasie nowa zawładnęła
prezesem. Kłamał, iż wychodzi na spotkanie biznesowe, idąc z Mariolką na obiad.
Pamiętam, jak przykro było patrzeć na to, co święciło się w SRAMAC-ie pod
wpływem Marioki, ale... Urodziłam właśnie czwarte dziecko i nie zamierzałam
denerwować się bzdurami. Odpuściłam...
Na otwarciu
nowego biura - „sala szalała”. Muzyka, tańce, wykwintne jedzenie i picie.
Weszliśmy z mężem na piętro, aby przywitać się z Prezesem Nowakiem ( Puklem). W
gabinecie zastaliśmy go wraz z vice-prezesem, dyrektorem Baykerem, Faraonem
i... Naszymi handlowcami! Pili whisky przy wspólnym stole. Wszystko stało się
jasne.
W tak zwanym międzyczasie w Firmie X zaczęła obowiązywać
znowelizowana umowa agencyjna. Weszła w życie dokładnie 1 października. Nic o
tym nie wiedziałam, gdyż komuś bardzo na tym zależało. Komu? No zgadnijcie!
Zgodnie z tą nową umową, mając dokładnie tylu certyfikowanych
ludzi ilu posiadałam, (ja - 6 osób) - zyskiwałam prawo do nawet 30% dodatku
prowizji. Wraz z zespołem miesięcznie odbierałam 80-100 tys. złotych prowizji!
(Oczywiście, bywały i gorsze miesiące.) Co opłacało się Puklowi który wypłaca
mi wynagrodzenie...
Dać moim ludziom 10% prowizji więcej i mi ich odbić, lub wypłacić mi 30% (ode mnie) i 30% od dokonań mojego zespołu.
Podkupił mi ludzi bez wahania, łamiąc umowy i... Obcy mu kodeks etyczny.
Gwiazdy nade mną - prawo moralne we mnie, chciałoby się powiedzieć, gdyby było
do kogo!
Prezes Nowak był przekonany, że zostanę w SRAMAC-ie choćby mi napluł na głowę, bo... Mam
na utrzymaniu czwórkę dzieci. Sądził, że będę zapieprzać jak głupia a on będzie
nadał ciągnąć czyste zyski od moich prowizji.
Tu trzeba
podkreślić, że mister „Pukiel” przez kilka lat zarabiał po kilkaset tysięcy rocznie z wypracowanych przeze mnie pieniędzy
- nie inwestując jednego grosza!!! Nawet do klientów jeździłam na koszt własny
i jednoosobowo ponosiłam wszelkie inne wydatki...
Pukiel, który tak często
mówił o konieczności dżentelmeńskich zachowań, zawiadomił mnie mailowo, że nie
widzi problemu, aby moi handlowcy przeszli do niego. Słoma z butów mu wylazła.
Wyskoczyła! Nie miał odwagi spotkać się ze mną twarzą w twarz. Nota bene
wiedział doskonale, że w osobach „moich” handlowców - zatrudnia złodziei. Mało
tego! Osobiście pomagał im w kradzieży! Bo czego spodziewac się po kimś, kto
zgodził się na takie jego matactwo ?
Obecnie tajemnicą poliszynela jest, że owe przyjemmaczki
„zrobiły” „Pukla” na ponad 100 tys. Nawet gdyby Pukiel wygrał sprawy w
sądzie - od Sroki i Kukuly nie „wydębi” ani grosza. „Wolne ptaki” niczego me
posiadają. Majątki przepisali na swoje kobiety i oficjalnie nigdzie nie
pracują. Nic im me grozi, bo polskie prawo nie umie ich zmusić do oddania
skradzionych pieniędzy.
Choć jestem w posiadaniu wyroku sądowego na tych złodziei -
(opiewa na kilkadziesiąt tys.), nadzieje na ich odzyskanie są nikłe, gdyż Puklowi
dłużni są pięciokrotnie więcej! Nie ma dymu bez ognia. Prezesunio osobiście
nauczył ich kraść. Dał też przyzwolenie na bezczelną kradzież z mojej firmy, za
co należycie mu odpłacili. Nihil fit sine causa - Nic nie dzieje się bez
przyczyny.
|
||||||||||||||
|
||||||||||||||
|
||||||||||||||
|
||||||||||||||
To jeszcze nie wszystko. Sroka z Kukułą i Wyjącą ukradli-mi z
biura telefony i dokumenty. Włamali się do komputera, weszli w system, którym
raportowałam sprzedaż i zafałszowali ją. Zrobili to przed inwentaryzacją, aby
braki nie wyszły na jaw. Kradzież oczywiście zgłosiłam policji. Wówczas SRAMAT
błyskawicznie zamknął mi system
komputerowy Run służący do
rozliczania sprzedaży. Gdy policja odwiedziła Prezesa Nowaka- po moim
zgłoszeniu kradzieży telefonów - ten spokojnie jej oświadczył, że mój system
Run nie istnieje, dlatego nie może sprawdzić czy kradzież faktycznie miała
miejsce...
Lojalny Klient odezwał się znowu! Prosił bym go obsłużyła,, bo nie
ufa Kukułe i Sroce. Ponieważ już me mogłam go obsłużyć, prosił o naprawienie
błędów zdolnych ptaków. Obiecałam mu pomoc - lojalność zobowiązuje. Przy okazji
wystosowałam do klientów (pozyskanych dzięki Lojalnemu) ciepły list, w którym
przepraszałam za niedociągnięcia pracowników i obiecałam je wyprostować.
Podkreślam, nie złożyłam im żadnej oferty handlowej! Niestety, mój list wpadł w
łapy Pukla i zarzucono mi, że kontaktuję się z nie swoimi klientami. Donos
wysłali oczywiście Kukuła ze Sroką, (formalnie będący jeszcze moimi
pracownikami).
Chutliwy Robert dyro , akurat był nieobecny. Osoba, która go
zastępowała w centrali zarządziła deautoryzowanie moich kodów (uprawniających
do pracy) i przez 3 tygodnie pozostawałam bez możliwości zarobkowania,
pozbawiona praw podpisywania umów z klientami. Wszystko po to, aby mnie
zastraszyć. Nauczyć, jak to powiedział później dyr. R. Baker - pokory.
- To
korporacja rządząca się swoimi prawami, a ty jesteś tu tylko numerem!
„Numer" nie ma nic do gadania. Dyplomy i medale powieś sobie w WC. Tyle są
warte! Albo ..Numer" się podporządkuje albo wypie.........j ! - usłyszałam
od dyrektora FIRMY X.
Zwróciłam
się do Faraona (kierownik) z pytaniem, co zrobić żeby łaskawie przywrócili mi
kody? Zaprosił mnie do pokoju dyrektora i kazał odręcznie napisać oświadczenie,
że nigdy nie zbliżę sie do Lojalnego Klienta, podpisałam. Bałam się już własnego cienia...Chciałam mieć prace, miałam leasingi, zobowiązania, wypłaty pracowników... gdzie tyle zarobię ?
Minęło kilka tygodni. Któregoś dnia Lojalny Klient poinformował
mnie, że odwiedził go Prezes Nowak ze świtą i złożył propozycję współpracy
wzbogacona atrakcyjnymi bonusami. I jak łatwo przewidzieć, czynniki finansowe
zwyciężyły. Wbrew woli Lojalnego Klienta, jego dyrektor generalny intratną
propozycję przyjął... Praktyka jednak szybko pokazała, że nie wszystko złoto co
się świeci' Rok korzystania z usług Kukuły i Sroki,
dopiowadzil Lojalnego do szewskiej pasji! Napisał do Firmy X, że
albo będzie go znowu obsługiwać pani Laura, albo odchodzi do innego operatora.
Dzięki temu mogłam powrócić do Lojalnego Klienta...
Muszę jeszcze dodać, ze „Ptacy” obsługując Lojalnego zrobili mu
tyle baboli że odzyskawszy go miałam górę niezapłaconej roboty i zmierzyłam
się z tym bez szemrania. To drobiazg. Zawsze serwisowałam klientów z nastawieniem,
by otrzymywali produkty najwyższej jakości, zgodne z procedurami.
Odeszłam z SRAMAT-u. Nie było to takie proste. Prezes Nowak
spotkał się jeszcze ze mną i złożył mi niemoralną propozycję, która tylko świadczyła o tym jak małym jest człowiekiem
i jak przez tyle lat współpracy, nawet nie starał się mnie poznać. Umówił się
ze mną w kawiarni. Mam do dzisiaj to nagranie. Zaproponował mi łapówkę w zamian
za pozostanie w firmie. A jak odmówiłam, to mnie straszył, powiedział, że mnie
zniszczy i wyląduję na bruku, że naśle na mnie prawników ( co zrobił, tutaj nie
kłamał). Zaproponowałam mu, że może jednak dogadamy się. Kończył sie rok, plan
kwartalny i roczny był zagrożony. Zapytałam ile aktywacji potrzebuje , aby mnie
puścić spokojnie, rozliczyć się i po sprawie. Powiedział , że 100 sztuk sim.
Miał mi przelac moje pieniądze, podpisaliśmy porozumienie u dyr. Baykera,
a tego samego dnia miałam otrzymać swoje
ponad 70 tys. Sprzedałam nawet 63
aktywacje. Brakowało 37 do mojej wolności. Dostałam po 4 dniach 7 tys i to
wszystko. Faktury wystawione, podatki do zapłacenia.
Wiem tylko, że do planu
zabrakło mu 37 sim, ktoś z Centrali mi zadzwonił. Stracił podobno ogromną
premię. Tylko mnie takie rzeczy nie cieszą. Ja do dzisiaj nie odzyskałam ani od
niego, ani od moich byłych
współpracowników jednej złotówki. Ale to już nie długo. Jest zwrot w sprawie i
....będzie dobrze.
Straciłam Firmę...mąż założył sieć u innego agenta, a ja
zostałam jego handlowcem... Jak wiele to zmieniło...o tym później...
Codziennie
chodziłam do lasu przytulać moje brzozy...powierniczki smutków, nie chciałam ,
aby dzieci widziały mój ból , poniżenie i porażkę... Czasami modliłam się o cud.
Do dzisiaj, minęły 4 lata, nie zdażył się....Ja jestem za to innym człowiekiem...lepszym i silnym jak nigdy dotąd....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.