Moje ostatnie dni..tygodnie...miesiące....są bardzo intensywne...
Każdego dnia stawiam czoła sytuacjom o których nie miałam pojęcia, że będą...sytuacjom o których czasem tylko czytałam....sytuacjom, które sprawiają, że każdego dnia uczę się jak być prezesem....
i jestem wdzięczna za każde doświadczenie...za wszystko....
Pomyśleliście teraz : SZALONA !!!
jak można cieszyć się z tego, że zawiedli ludzie, że nie wywiązali się z zobowiązań, a potem ja nie mogłam wywiązać ze swoich, jak można cieszyć się kiedy ktoś kradnie dokumenty z firmy, albo kasuje wszystkie dane w komputerze ? Albo jak cieszyć się, że ktoś kogo znasz 10 lat podkłada Ci nogę, zazdrości i szantażuje, będąc samemu przyczyną temu co się stało ? Jak cieszyć się, że wielu znajomych do tej pory nie ma czasu wpaść na kawę, bo nie mogą znieść, że coś się mi udało...nie wiedząc zupełnie ile trudu i nieprzespanych nocy za mną i pewnie przede mną...
Jak cieszyć się z 10 kontroli w ciągu 3 tygodni....i jak przy tym spać i oddychać normalnie...przynajmniej się staram...
Jak to mawia moja przyjaciółka , starość i dlatego wcześnie rano wstajemy...ja się z tym nie zgadzam...
ja jestem młoda...i kiedy byłam 4 dni w górach...starałam się odciąć od wszystkiego w każdy sposób...spałam do 9-10-tej....
4 dni...aby nabrać dystansu...za mało...ale i za te 4 dni ... dziękuję...
To co Wam dzisiaj napiszę pewnie wielu z Was bardzo zaskoczy, ale też będą i tacy, którzy będą się uśmiechać, bo tego doświadczyli i wiedzą z czym się obecnie mierzę...więc wygląda to tak :
w zeszłym roku przechodziłam totalną metamorfozę...zmieniałam siebie i do dzisiaj to robię...piękna sprawa...
jeszcze raz dziękuję za wszystkie cudowne szkolenia, które mogłam przeżyć...które tak wiele wniosły w moje życie...które od losu dostałam, za darmo....bo tak bardzo pragnęłam tej zmiany...zmiany siebie...bo kiedy ja się zmieniłam i każdego dnia zmieniam...coraz więcej wspaniałych rzeczy się wokół mnie dzieje...
i mimo, że balansuję...że ciągle nie ma jeszcze tak bardzo oczekiwanego spokoju....bo początki firmy są trudne...to obojętnie co by się stało...zdobyłam doświadczenie...więc to puszczam....będę walczyć do końca....i wierzę w wygraną i to, że utrzymam firmę, ale kto wie jak będzie ? Tak wiele już mnie spotkało, że wiem, że nie wiele zależy tak naprawdę od nas...jednak to co potrafię to trzymam w garści i do przodu !
więc zmiany...zmiany...zmiany....
i pewien facet mi wykrzyczał : " wróć do podstaw ! odkryj swój talent ! żyj z pasją ! "
i w ciągu dwudziestu kilku dni...przypomniałam sobie...przy Jego pomocy....i zaczęłam zmiany !!! radykalne...zaczęłam od rezygnacji z pracy w korporacji....potem były poszukiwania...poszukiwania siebie i tego kim jestem....
...a potem przypomniałam sobie moje największe marzenie....i zaczęłam pisać....jak ma wyglądać...i robić biznesplan...tak jak umiałam...policzyłam ...myślałam, że wszystko....wtedy nie wiedziałam o wszystkim....
było wiele rzeczy , które mnie totalnie zaskoczyły, ale też zaufałam moim Inwestorom, bo sprawy budowlane, były mi obce...
...właśnie...znalazłam Inwestorów...
dzisiaj wiem, jakie to ważne czy się sobie ufa...jednego z Nich znałam kilka lat ufałam i ufam do dzisiaj...
...
więc kiedy wiedziałam, że będzie ta firma istnieć zaczęły się prawdziwe schody....
Rejestracja spółki w Polsce : jedno okienko = 8 tygodni :-)
teraz też wiem, jakie to ważne, aby ufało się księgowej....teraz ufam...po " spalonym" ...zapłaciłam już za to ...ale cóż kiedy takie było życzenie Inwestorów...czasami trzeba się było postawić....ale może i tak miało być, wszystko jest potrzebne....teraz mam wszystkie dokumenty do sądu przygotowane, ba nawet Księgowa się martwi kiedy mam tyle kontroli i uczy mnie jakie mam prawa....jest dobrze...
Dowiedziałam się też, że niektórzy sami są prawem, bo skoro jest 6 spółek o nazwie X to 7-ma już być nie może....no to znowu do notariusza i ....kolejne opłaty i czas.....ale tak się wspiera przedsiębiorców...w Polsce...
Jest ...wreszcie jest spółka... NAZWAŁAM JĄ W JĘZYKU SUAHILI : SERCE ...i....aby odebrać klucze trzeba było załatwić projekty i zgody....i jak się burzyłam na to, że wstrzymywano moje przejęcie kluczy...tak teraz jestem wdzięczna....bo byłyby tylko koszty....a tak wielu z nich uniknęłam...dziękuję nawet tym których marudzenie doprowadzało mnie do wściekłości....i to było potrzebne...tak wiele się nauczyłam....
potem są wreszcie klucze....Wielkanoc i moje 42 Urodziny...wspaniałe...byłam taka szczęśliwa...
zupełnie nieświadoma co zaczęłam...co zaczęłam w Wielki Piątek...bo wtedy już nie było odwrotu....
Potem pełne zaskoczenie...mój Wspólnik wyjechał....ale drugi ...nieznany został i....docieraliśmy się ...poznawaliśmy...czasami było bardzo ciężko, ale czułam że robimy coś dobrego...wspólnie....czasami spałam po 2-3 godziny w nocy...okazało się, że muszę się znać na tak wielu rzeczach....uczyłam się...czytałam projekty....decydowałam...czasami gdzie powiesić zlewozmywak...na jakiej wysokości, a czasem w którym miejscu mają być toalety...potem zlewy w kuchni, to była jazda...ale pomógł Przyjaciel...zrobione dobrze...
ech...wybierałam podłogi i meble i miałam przygody w Ikei....a jak ktoś mówi, że ta firma jest prorodzinna...to się mega myli....bo to jak tam zostałam potraktowana....pozostawia wiele do życzenia....i sami się zastanówcie dlaczego nie wolno mieć ich mebli w przedszkolu ???....bo tam trzeba mieć atesty....znowu dostałam lekcję...nauczyła mnie miła Pani z kontroli....
i w końcu, kiedy mało kto wierzył, że zdążymy....9.05. otworzyliśmy....Młody Wspólnik przytrzymał mnie do ostatniej chwili...nerwy miałam w skali jeden do 100....na 1000 na skali.....ale 16.45 skończyliśmy skręcać i ustawiać meble...nie było czasu na fryzjera...makijaż w 3 minuty...zmiana ubrań w moim gabinecie...na spółkę z naszą Gwiazdą na otwarciu : Iwonką, ale dałyśmy radę....
i było jak we śnie....wszystko do dzisiaj widzę...Pan Prezes i ja ....otwieramy...na scenie dwóch prezesów...
...wtedy chyba pierwszy raz było miło być prezesem....
zaczęliśmy mocnym wejściem...żeby jak najszybciej ...jak najwięcej dzieci nas odwiedziło...i było w 2 miesiące ponad 10000 dzieci....tylko w dzień dziecka przeszło przez Miasteczko 3000 ludzi...
Maj i czerwiec wejście było bezpłatne, żeby poczuć...zobaczyć jak bardzo od innych różni się to miejsce...
To było wyzwanie...
i daliśmy radę....choć kiedy zaczęłam dostrzegać, że niektórzy moi pracownicy nie wykonują swoich zadań, że tylko chcą zarabiać, a nie pilnują podstawowych rzeczy....do tego w tym samym czasie okazało się, że przesunąć musiałam termin wypłaty...o kilka dni...okazało się, że jest tak jak mawia mój Przyjaciel: "ludzie są jak gąbka, jak ich przyciśniesz to albo zapach, albo woda, albo zwyczajnie gówno wychodzi..."...wybaczcie kolokwializm...ale chcę abyście to poczuli...jak wielkie wyszło z niektórych...
I to co nadal próbują robić...to jakaś farsa...tylko ja się nie boję...więc ? co wysyłają to do nich wróci....a mi szkoda energii dla nich...
...to co później się wydarzyło...mnie samą zaskoczyło tak bardzo, że do tej pory próbuję zrozumieć...i trudno pojąć...
...szukałam kogoś kto wesprze firmę i znaleźli się wtedy Dobrzy Ludzie.
Mimo, że poprzedni zespół kierowniczy, który w całości pożegnałam, już nie pojawiał się w firmie, było jeszcze sporo do posprzątania, musiałam zgłosić kradzież dokumentów, do tego doszły inne rzeczy, które zostały skasowane....Wyobraźcie sobie, że niektórzy ludzie myślą, że mogą wystawić fakturę za pracę, którą usunęli ??? Sporządziłam odpowiedni protokół, policzyłam straty i miałam 2 dni na organizację w firmie od nowa marketingu....bo zaczynałam półkolonie.
Dałam radę....ale lekko nie było....
Miałam znowu obok dobre Anioły...pojawiła się osoba z Agencji Pracy i....pomogła szybko odbudować Zespół.
Wstałam ...mimo szoku....bo jak się okazało, że moi kierownicy nie przyjmowali zgłoszeń na półkolonie...nie wysyłali do rodziców kwestionariuszy, kiedy policzyłam straty....to ech....lepiej pozostawię to prawnikom....bo i takich już mam, bo bez Nich ani rusz...szczególnie kiedy zarządza się spółką....
...powiem Wam szczerze....to był ogromny cios, kiedy ludzie którzy zapewniali o swojej lojalności, których zatrudniłam, bo prosili mnie o pracę, czasami ktoś za nich ręczył, a zawiedli na całej lini.....to była ogromna moja porażka....
Kiedy potem analizowałam każdego z nich, doszłam do wniosku, że już nikogo nie zatrudnię, bo bardzo potrzebuje pracy, ani dlatego, że rodzice mnie prosili, ani dlatego, że ktoś inny znał ich historię....taką jaką mu opowiedzieli....bo wzięłam CV do reki i obdzwoniłam poprzednich pracodawców....i był szok...dlaczego tego wcześniej nie zrobiłam....??? Bo nie miałam czasu...a trzeba było go znaleźć....i słuchać serca i intuicji....teraz nic nie robię nagle i już....bo tak nie wolno....
....nie jest łatwo być wszystkim....czasami nawet sprzątam...i to też lubię robić....
...piszę Wam o tym wszystkim, żebyście wiedzieli jak to wygląda z drugiej strony.....absolutnie nie po to by się żalić, bo jak to mawia jeden mój wspólnik : " sama tego chciałaś Laura"....a potem dodaje "Pani Prezes"... a ja się tylko uśmiecham....TAK ....CHCIAŁAM....
i były wakacje...półkolonie....czas kiedy mogliśmy zebrać najwięcej rezerwacji minął bezpowrotnie....uderzałam w ślepo: reklamą w mediach, patronatami medialnymi, banery powiesiłam w kilku miejscach i ulotki poszły w miasto....do tego strona www i funpage....za mało....
za mało było dzieci na półkoloniach, aby się utrzymać...
zacisnęłam pasa tak bardzo, że czasem ciężko było oddychać....wakacje ??? urlop ??? kiedy i za co ???
do tego kiedy zaczął się sierpień pojawiły się wszystkie kontrole świata....i zostałam z tym sama....bo mimo, że mam już w biurze 2 nowe osoby....to już jestem ostrożna...po tym co się stało...chyba to nie jest dziwne...
zresztą to dobre 2 Osoby....ale i tak jakby coś to ja za wszystko odpowiadam...wiem, bo mandat mam na siebie...nie na te osoby przez które go dostałam, a które już u mnie nie pracują....
I KONTROLE TEŻ BYŁY DOBRE....
no to teraz myślicie : oszalała !!!!
a jak tak sobie myślę że im mam trudniej, tym lepiej się mobilizuję....i ....WŁAŚNIE TAK MAM :-)
i to nie znaczy, że nie czekam na czas, kiedy będzie spokojnie i dobrze, bo będzie....ale jeszcze DROGA przede mną....
Teraz wrzesień....mam 2 mega projekty....o nich napiszę Wam niebawem....
Wierzę i wiem, że oba się udadzą, .....tak JEST :-)
a , że jeszcze czasem łzy polecą....i nie zmrużę oka w nocy....to pewne...
zabieram się za plan marketingowy....i crowdfunding....i dam radę....Miasteczko Jest Potrzebne Dzieciom !!!
i przyjedzie do nas św. Mikołaj z Laponii......będzie cudnie :-)
i wspaniałych mam Przyjaciół, którzy mnie wspierają....
a prezesem być się uczę....i codziennie dostaję lekcję....
ba nawet żeby ten proces przyspieszyć organizuję u mnie szkolenie : DLA BYŁYCH, OBECNYCH I PRZYSZŁYCH PREZESÓW.....to się będzie działo.....bo PREZES to nie ZAWÓD :-)
pozdrawiam Was serdecznie....
i na koniec taki żarcik i odrobina sarkazmu, wybaczcie :-) ale zrozumiecie :-)
ale weszłam w to z zapałem i zdobywam doświadczenie...i się nie poddam, bo wiem, że najciemniej jest przed Świtem....i najchłodniej...
byłabym głupia mówiąc, że się nie boję, ....boję się czy dam radę....czy dam radę zdobyć na czas wystarczające pieniądze, ale wierzę i zrobię wszystko aby mi się udało...
Moje dzieci obiecały pomóc...
i ja dam radę dla NICH i dla wszystkich dzieci....Miasteczko będzie istniało....
i tak z opowieści jak to jest być prezesem....napisałam manifę....
niech i tak będzie....jestem pogodzona ze Światem....
ale o dzieci zawsze będę walczyć...
nic nie poradzę...i wiem nawet skąd się to bierze....
a jak gdzieś mnie przypadkiem zobaczycie...to wiedzcie, że zupełnie mi na tym nie zależy....
robię to tylko dla DZIECI.....WSZYSTKICH....MOICH I WASZYCH....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.