fb

niedziela, 29 grudnia 2013

szczęście jest w zasięgu ręki ...tylko spójrz inaczej...

Niedziela...

Od 22 lipca 2011 roku...pierwsza niedziela i pierwszy dzień, kiedy czuję jak słońce świeci od środka...
jak rozświetla mnie i wszzystko wokoło...jak działa na moje dzieci...tańczą i śpiewają w kuchni...sprzatają i szykują późne śniadanko :-)
Bartuś powiedział, że dzisiaj każde życzenie moje spełni... to poprosiłam o naleśniki z pysznym morelowym dżemem z Chorwacji...dostałam od Agnieszki...czuję, że będę głównym odbiorcą, bo jestem juz fanka tego dżemu... nawet wymysliłam z nim cissteczka i...mam ochotę je dzisiaj zrobić...zaraz. :-)
Kaju, umył bez szmerania naczynia i wiesza pranie...a malutki Guzio spsąta zabawki...i co chwilkę podbiega by mi dać całuska.
Nawet mój Buntownik KUBA, wychodząc na trening , życzył mi wspaniałego dnia...i zapytał pierwszy raz, czy może zaprosic do nas Zosię...zapytał...

Siedzę sobie przy choince i pierwszy dzień niebo wygląda inaczej...bo zawsze podziwiałam wschody i zachody słońca, ale dzisiaj mimo chmur, mimo mgły, widzę słońce, czuję zapach bzu i wanilii, czuję rozpierającą radość i nawet motyle w sercu....i nie jestem zakochana w mężczyźnie...nie tak łatwo o to ze mną, ale kiedys i ten stan będzie, ale teraz czuje motyle które trzepoca skrzydełkami i przysiadaja na moim sercu i każdy zostawia maleńką kropelke balsamu...tajemniczego balsamu, który gosi moje rany...

muzyka w uszach...słucham MUZYKI MGIEŁ  Marka Plucińskiego http://www.youtube.com/watch?v=vgGYD_T1FnU , coś wpaniałego....

i mój Bocelli http://www.youtube.com/watch?v=bc55Clzeq0E

i jestem bardzo szczęśliwa...

dzisiaj zapowiada sie wspaniała niedziela...

Urodziny Marco, chłopcy idą na lodowisko, a ja z Malutkim z Ciocią na spacer i...wreszcie sie nagadamy :-)

Zaraz idę montowac tort w kształcie piłki dla Marka, uwielbiam tego Chłopca, delikatny i skromny młodzieniec...

Czy kiedyś zastanawialiście się jak wiele można czuć szczęścia w normalnych gestach..robiąc kakao, naleśniki czy choćby myjąc naczynia ???

Wielu ludzi nawet sie nad tym nie zastanawia, jakie szczęście mają , że oddychają, ze maja co jeść, że mają gdzie spać..., że sa wreszcie zdrowi.....trzeba być tak blisko dna...żeby to pojąć ... żeby potem cieszyło wszystko...

Sporo w zyciu mnie spotkało, ale nic nie przypadkiem. Czasami sama przykładałam rękę do danej sytuacji. Oczywiście nie po to aby cierpieć, ale dokonując wyborów, nie wiemy do czego nas zaprowadzą, dlatego ważne jest abyśmy nie obwiniali innych, a umieli " przyjąć to na klatę"...

Nawet w ostatnich 3 dniach miałam lekcję życia...chciałam komus pomóc , a nie spodziewałam się, że tyle mnie te dwie osoby nauczą...niechcący...
Nie wracajcie do tego co było, nie pytajcie dlaczego, nie obwiniajcie siebie na wzajem, bo to droga do nikąd...
Żyjmy tu i teraz, w teraźniejszości, najpiekniej jak umiemy, nie rańmy siebie, nie obwiniajmy, nie oskarżajmy...
żyjmy z radościa, uśmiechem i lekkością dziecka, które jest beztroskie i nieświadome wielu spraw, dlatego takie dobre ...i bezbronne niestety, ufne...i dobre...

Nie zmienią mnie ani ludzie, którzy mnie skrzywdzili, ale instytucje...oni sami w ten sposób prowadzą w pewnym sensie do własnej autodestrukcji...bo kiedy oszukuja innych sami tego doznają, prędzej niz myślą na sobie, tylko to będzie bardziej bolało ...
Dlatego nie warto tracić energii na szukanie sprawiedliwości i nie myle tego z odzysakniem tego co mi zabrano...bo to zuepłnie inna bajka...
Firma X odda mi pieniądze, ale czy wróci mi czas ? Czy jakiekolwiek pieniędze są w stanie zapłacić ból i strach po środku nocy ??? Czy wróci to mi to wszystko ? NIE

Jednak ja jestem w jakiś sposób wdzięczna im za to co się stało...w jakiś sposób...maleńki, ale jednak...
I nie jest to syndrom sztokholmski, tylko prawda urzeczywistniona w życiu jakie mi zgotowali...
odkryłam tak wiele prawd, odkryłam jacy ludzie mnie otaczali, oni sami sie odkryli, ba nawet mega PR niektórych o tym jak pomagaja innym i ile to im ludzie zawdzięczają, okazał się tylko PR , a do prawdy mu daleko...bo jeśli komus pomagasz, robisz coś z czystości serca, to czy trąbisz o tym Całemu Światu ????
Czy nie więcej warte jest , kiedy wiesz Ty i osoba której pomagasz ???
A z PR jest często tak, że nie wiesz kiedy życie go zweryfikuje, okaże się,  że to nie prawda i co wtedy ???

A tak dzisiaj znowu katharsis i  kolejne odkrycie ...samo wyszło...ostatnio duzo takich spraw wyłoniło się z mgły...

Bądźmy dobrzy dla innych...

Kiedyś była ta akcja : NIEWIDZIALNA RĘKA...warto to robić...w taki właśnie sposób...

więc pomyślmy, komu by tutaj pomóc, komu coś dać, tak od serca, może przynieść węgla sąsiadce, może popilnowac dziecka, a może zwyczajnie wysłac sms do kogoś znajomego z życzeniami miłego dnia, tak po prostu bez okazji...lub wypic herbatę z sąsiadem ?

czekam na Wasze pomysły...

ide robic piłkarski TORT :-)


wspaniałej Niedzieli Wam wszystkim :-)









sobota, 28 grudnia 2013

dzisiaj kawałeczek duszy mojej...

Skoro dałeś mi Panie
Kolejny krzyż,
Widac Wiesz , że wytrzymam,
Dam radę..
Skoro dałeś mi Panie
Tak ciężki,
Widać Wiesz, ze udźwignę, poradzę...
Jakze ciesze się Panie
Ze nie bedę sama
Bo na tym krzyżu

Ty Jestes Panie...

***
Mgła podnosi się nad szczytami
Paruje jak gorące mleko,
Podawane przez Babcię, w chorobie…
Widać będzie lepiej…
Pomiędzy czubkami drzew,
Przekrada się delikatnie,
Jak anioł…
Tutaj człowiek czuje się bliżej Boga,
Bliżej nieba,
I nawet marzenia,
Nabierają realnych kształtów
Dziękuję…

***

Szczyty gór
Skąpane w chmurach
Urwisko z prawej strony
Urwisko z lewej strony
I ta świadomość…
Jak wielki jesteś Boże
A jaka ja malutka.

***

Jest i niebo
Pozostały teraz szczyty
Do zdobycia…
I mogę je zdobywać
Całe życie,
Jak w piosence
„Jest tyle gór do zdobycia…”
I zdobędę.

wiersz, który zawsze jest ze mną....


a to wiersz, który wiele razy był ze mna...

Boze, proszę
Zatelefonuj do Szymona,
Albo chociaz podeslij Jego numer,
Najlepiej komórkowy...
Wyjechał na wojnę,
No tak, zapomniałama...
To zapisz mnie chociaż
W kolejke
Jak wróci
żeby była jakaś nadzieja.



tak pisałam .....

dzisiaj nowy etap i wiersz...

***

dziękuję za każdy dzień...
dziękuję za dary losu...
dziękuję za ludzi wokół...
...
jestem wdzięczna Panie...

...

za każde doświadczenie...
i sobie dziekuję za wytrwałość...

...

brak słów...

rzadko tak mam...

...

ale i milczeć sie uczę ...


...

więc dzisiaj zaczynam już milczeć i wsłuchiwać się w ciszę...


i cieszę się moim szczęściem...

zasłuzyłam na nie :-) 



czwartek, 26 grudnia 2013

rzecz o tym jak z larwy w motyla się zmieniam...

Trzy dni sie zbieram, aby o tym napisać...jak do jeża. Może dlatego, że to sięga tam głęboko...w zakamarki duszy...

Moi przyjaciele mówią: pisz, pisz Laura....to będzie lżej...to piszę...

Wiecie , to nawet zabawna historia z ta larwą. Miłam mieć na imię Filon, ale że nigdy w życiu nie jest tak jak zaplanujemy, to urodziła się dziewczynka. Mój Ojciec nie tylko romantyczny, ale tez i oczytany był i Pertrakę czytał i tak zostałam Laurą. Mała Laurka , pieszczotliwie nazywana tak przez Dziadka, który kiedy mnie przywieziono ze szpitala kazał kartkę z imieniem nad łóżeczkiem powiesić, żeby wiedział jak ma się do dziecka zwracać :-), ta Laurka była bardzo żywym dzieckiem. Wszędzie mnie było pełno.
Kiedy poszłam do szkoły, były dzieci które nie umiały wymówić mojego imienia, więc łatwiej było mówić Larwa niż Laura. Nawet moja Ciocia do dzisiaj mówi Laura ( dosłownie fonetycznie).
Przestałam lubić moje imię, nawet sie go wstydziłam. Przedstawiałam sie jako Ania. Mój brat nawet wierszyk wymyslił o moim przezwisku, a kiedy poszłam do Liceum przykazałam mu, aby się nie ważył kiedykolwiek tak mnie nazwać. Pisząc o tym polecam Wam książkę "Freakonomia" Dubner SJ, Levitt SD (http://www.empik.com/freakonomia-swiat-od-podszewki-dubner-stephen-j-levitt-steven-d,371841,ksiazka-p) polecam. Autorzy tej ksiązki to dziennikarz i Profesor Ekonomii, który został nim w wiek 27 lat. To jakie ważne informacje niesie z sobą imię i jaki ma wpływ na nasze życie i życie tych , którym je nadajemy, coś niesamowitego.
Tak więc Laurka została Larwą...i tak było bardzo długo ...mimo, że od studiów polubiłam swoje imię i podobało mi się jak Chłopcy się nim zachwycali, to ja nadal siebie nie lubiłam. Teraz wiele rzeczy rozumiem, ale wtedy ...myślałam, że jest inaczej.
Biegłam...biegłam przez studia, potem w małżeństwie...każde doświadczenie mnie zmieniało, czy zawsze w dobrą stronę ? Nie zawsze.
Kiedy ma się 20-25 lat, człowiek niczego sie nie boi, zdobywa co tylko jest do zdobycia. Ja robiłam całe mnóstwo rzeczy, których teraz wiem, że nie odważyłabym się zrobić. I nie wynika to z tego, że bałabym się, ale w większości z odpowiedzialności za moje 4 serca, które urodziłam. Kiedy miałam 22 lata wędrowałam po górach, zdobywałam kolejne szczyty, skakałam na bandżi na mostach w Smolnikach, nurkowałam, jeździłam motorem po lesie i uwielbiałam kiedy wiatr rozwiewał moje włosy. Może to nic wielkiego dla wielu ludzi...dla mnie wtedy to było bardzo wiele wolności...Marzyłam o podróżach w nieznane miejsca i poznawanie innych kultur. Podróżowałam czytając książki. uwielebiałam czytać. Kiedy dostałam na zakończenie roku w nagrodę ksiązkę: KOLEJĄ PRZEZ ŚWIAT, to juz byłam w tych wszystkich miejscach, czytałam , śniłam i marzyłam. Miałam swój Świat. teraz wiem, że najcenniejsze były te spacery po łące, w lesie, kiedy pisałam wiersze, rozmyślałam, kiedy marzyłam i tak bardzo wierzyłam, że kiedyś moje życie się zmieni. Na studiach zrobiłam kurs wychowawców kolonii i mogłam podróżować i jeszcze ktos mi za to płacił. Płaciło PKP, bo to dziećmi pracowników PKP się zajmowałam. To była wspaniała przygoda. Polskę zjeździłam bardzo dokładnie. Są dwa miejsca, które jeszcze mam w planach : Góry Świętokrzyskie i Kielecczyzna. I to kiedyś nadrobię.
Dzieci kiedy przyszły na Świat, zmieniło sie wszystko, zmieniły sie priorytety.
Ech, jak sobie tylko przypomnę, jak szłam do przodu, jak trudno było mnie zatrzymać, jak kochałam mój dom i moją Rodzinę...i jak życie nie pozwalało mi na długie chwile szczęścia...
Kiedy urodził sie Kubuś pragnęłam domu i wsi, tak bardzo . Kiedy skończył rok, kupilismy dom i otworzyłam tam swój pierwszy biznes, kwiaciarnię. Pięknie szło, mimo że nie uczyłam się nigdy w tym kierunku, mimo że miałam propozycję pracy w szkole na wsi i mieszkania, wolałam być u siebie. Czy jednak zawsze jest tak jak zaplanujemy ? Szybko sie przekonałam, że nie. Urodził sie Bartuś i ...2,5 roku mieszkalismy więcej w szpitalach niż w domu. Musialismy sprzedac dom, firme zamknąć...ech długi i jeszcze Kajtek był w drodze. Ciąża zagrożona. Modliłam się, aby donosić. Po dwóch cięciach cesarskich ledwo chodziłam. Wtedy moja wrażliwość była poddana szczególnej próbie. W szpitalu wiele widziałam. Obok umierały dzieci, które jeszcze dzień wcześniej bawiły sie z moim Synkiem. Karetka zabierała mnie do Kliniki Położniczej a tam obiecywałam po kilku dniach pobytu, ze będe leżeć, a jechałam do szpitala do Bartka. Kiedy urodził się Kaju, było jeszcze trudniej...karmiłam piersią maleństwo, a starszy brat był chory w szpitalu, a najstarszy Kubuś zbuntowany, bo mamy prawie nie widział. Ileż ja wtedy wojen w sobie odbyłam, ileż trudnych wyborów. Jak prosiłam Boga, aby choroba synka przeszła na mnie, tylko, żeby był już zdrowy. Niczego bardziej nie pragnęłam.Kiedy krzyczał po nocach z bólu, wymiotował, ważył 9,5 kg a miał 2,5 roku, przerobiłam wszystkie diety świata....ciagle błąd w diagnozie. lekarze mowili jedno, a ja wiedziałam swoje, że ciagle nie wiedzą. Kiedy pewnego dnia znany pofesor powiedział, że moje dziecko ma SM i że wszscy mogą to chłopcy mieć, mówił, ze to jakis gen recesywny....tego było zbyt wiele...płakałam kilka dni, nie mogłam się z tym pogodzić, nie pozwolę !!!! nie pozwolę umrzeć moim dzieciom !!!!!
Po kilku dniach poszłam do mojej sąsiadki, lekarki, poprosiłam o książki medyczne i pomoc.
Obejrzałam film "Olej Lorenza", wróciły mi siły i postanowiłam odkryc co jest mojemu dziecku.
Wspólnie z Sąsiadką zrobiłysmy listę chorób, gdzie próby alat i aspat są wysokie.
Okazało sie bardzo szybko, że ów słynny profesor to naciągacz i kłamczuch. Sąsiadka wzięła do zbadania lek, który podobno ze Stanów dla Małego przyiózł, oczywiście nie za darmo, a to był GUAJAZYL, syrop na kaszel. Tym bardziej szukałysmy odpowiedzi , co jest Bartkowi?  w ciagu 2 lat miał 17 kuracji antybiotykiem i innymi lekami i było tylko gorzej. po około 2 tygodniach zostały nam dwie choroby: Lamblia, pasożyt dwunastnicy i grzybica. Na pierwszą przeleczyłam sama Bartka, poszłam po receptę i podałam lek, bo nie ma on wpływu na organizm. Nie było poprawy. Na druga szukałam jeszcze potwierdzenia. Byliście kiedys tak blisko czegoś, że nie zauważyliście tego??? Bo ja tak miałam. Rozwiązanie było tuż tuż, ale ja go nie widziałam. Zrobiłam jednak odpłatnie badania krwi z szczegółowym rozmazem i one mi potwierzdiły, że to grzybica. Dokładnie przeczytałam jak leczyć, ale tez wiedziałam, ze musi to leczenie poprowadzić lekarz, bo mogło podczas podabnia leków dojść do żółtaczki mechanicznej. Byłam u 4 lekarzy...nikt sie nie podjał. Nawet  nie chcieli mi uwierzyć, że Bartek jest chory na grzybicę wielonarządową. Kajtuś miał 6 tygodni i drugie szczepienie Engeliksa i ...pani doktor zaszczepiła go bez mojej wiedzy i zgody, szczepionką o której dzień wcześniej mówili w dzienniku, że wybuchła afera, że Sanepid zakupił szczepionkę od Koreńczyków i jest ona na innej populacji ludzi sprawdzona i skuteczna u nas około 30%....kiedy mi pielegniarka po szczepieniu o tym powiedziała, objechałam lekarkę, zabrałam karty z ośrodka i trzasnełam drzwiami. Wściekłam się nieziemsko...powiedziała, że nie spytała mnie bo przecież sprzedałam dom, aby leczyć syna, to nie miałabym na szczepionkę odpłatną !!! Jak mogła !
Następnego dnia poszłam do ośrodka z drugiej strony osiedla i ...Pani doktor chciała przyjąc moje dzieci pod skrzydła, ale kiedy zobaczyła kartotekę Bartka, zaproponowała innego lekarza, bo ma juz i tak pacjentów więcej niż dopuszczaja normy ( nie wierzyłam , ze mnie to spotyka)
Szłam korytarzem i gorace łzy spływały mi po policzkach...modliłam sie o cud, nie pierwszy raz...
i stało się, wpadłam na lekarza...zapytałam czy jest pediatrą ? BYŁ, a czy umie leczyć dzieci chore czy tylko zdrowe?   BYŁ w szoku.... zaprosił mnie do gabinetu i po 15 minutach zapytał o dodatkowe badania, kto zlecił, powiedziałam, ze to ja zrobiłam, zapytał jaką mam specjalizację, a ja na to, że nie jestem lekarzem, tylko matematykiem...ale tak bardzo chciałam aby moje dziecko było zdrowe...tak bardzo, że zaczełam sama szukac odpowiedzi co mu jest.Płakaliśmy wspólnie... Potwierdził moją diagnozę, ustaliliśmy leczenie... Gdyby ktokolwiek zrobił posiew na grzyby ? gdyby ? gdyby ???
Po pierwszej przespanej nocy mojej i Bartka, przespanej, pobiegłam do łóżeczka sprawdzic, czy oddycha...wystraszyłam się... ( jak się wie co to strach o własne dziecko, to....trudno potem sie nie bać)
Obudziłam go, a On usiadł w łóżeczku i powiedział :" ceść mamo...."  On mówił !!! płakalismy wspólnie, on nie tylko mówił, on nadawał cały czas...to dziecko, które było tak zamknięte w bólu, które nawet nie płakało i nie krzyczało przy zakładaniu wenflonu w szpitalu...ten mój malutki niebieskooki robaczek mówił....dziękuję  Ci Boże...potem po kuracji leczyłam go jeszcze u Homeopaty u Pani dr. Wiki, pomogła i przestał krzyczec ze strachu w nocy. Później ortopeda i rehabilitacja nóżek, bo przy takim braku wapnia, choroba zatoczyła szersze kręgi. Codzienne ćwiczenia nóżek nauczyły mnie jeszcze większej cierpliwości i wytrwałości...ciągle się tego uczę...
Bartek dzisiaj jest zdrowy, świetnie sie uczy, wygrywa konkursy i chce byc lekarzem, lub weterynarzem. Czy to przypadek ???
Byliśmy wszyscy zdrowi...tak myalałam. Cieszyłam sie każdym dniem, każdym spacerem z moimi dziećmi, każdym promieniem słońca....zaczełam malować obrazki na szkle...nawet zarabiałam na tym i całkiem nieźle...az pewnego dnia...wracałam z dziećmi z przedszkola...Malutki w wózku i....ciemno w oczach i karetka zabrała mnie do szpitala. zrobili badania, wypuścili do domu. Kilka dni później to samo pod prysznicem. Znowu badania, szpital i ...nic.
Po około miesiącu padłam w drzwiach domu, Kubus zawołał sasiadkę a ta pogotowie...
GUZ przysadki...
...
o tym nie chce pisac, przebiegłam ta chorobę, jak katar...jeden moment tylko był trudny, dzień przed operacja, kiedy napisałam listy do dzieci, ale tylko był to moment, potem tak bardzo wierzyłam, że wszystko bedzie dobrze, że musiało byc ! i było...

Takie przezycia wydawałoby się , że wiążą małżeństwo, że teraz skoro wytrwalismy tyle, to będzie juz zawsze dobrze...
...
Pewnego dnia zrozumiałam, że dłużej tak nie dam rady, że nie potrafię, że nie moge być z kimś dla kogo nic nie znaczę....kto okłamywał mnie i to w tak ważnych sprawach...ech...
Zabrałam dzieci i wyprowadziłam się...bo gdybym została jeszcze dzień...nie wiem co by sie stało...miałam sny, ze mnie topi , dusi cos, ktoś i wiedziałam, ze dłużej nie dam rady...

Nie walczył o nas, ale walczył ze mną...szybko też znalazł pocieszycielkę...była od dawna obok...

Nigdy nawet jeden raz nie żałowałam, że odeszłam...
Po tym jak ludzie się rozstaja widac ile dla siebie znaczyli, to nie slogan, to jest tak.
Nie chce tutaj tego opisywać, ale dziwne jest, że mężczyźni ( niektórzy) mszcza się na matce dzieci, zaniedbując dzieci , dziwne.

Wtedy zaczęła sie na dobre moja metamorfoza....ona juz się działa, ale kiedy pod koniec związku trafiłam do "Rozmów w Toku" i producentka u Ewy Drzyzgi zapytała mnie : jakie ma Pani największe marzenie? a ja odpowiedziałam : żeby kupic dzieciom buty na zimę....wiedziałam że czas na zmiany... kiedy potem w drodze powrotnej pod pociąg rzucił sie 27 lat chłopak i zginał, znowu pojawiła sie releksja, czas na zmiany...
Potem w kilka tygodni otworzyłam firmę, nie mając srodków, ale miałam tyle determiancji, tyle marzeń...chciałam dla moich dzieci czegoś więcej niż wegetacji...i tak jest do dzisiaj...

Później 3 lata wspaniałego życia...uczyłam się języków, nawet prawo jazdy skończyłam kurs choc tak sie bałam i spełniały sie moje marzenia. W Firmie X byłam managerem, obsługiwałam tzw. celebrytów, dbałam o ich finanse, bo rachunki za telefon to tez finanse. Czułam sie potrzebna i zrealizowana i było bezpiecznie finasowo. Pospłacałam wszystko, bo nie mieliśmy rozdzielności. Trwało to 2 lata. W tym czasie jeździłam z Synami w góry, wędrowaliśmy. Było cudnie...
Sporo tez pracowałam nad sobą. szkoliłam w całej Polsce. Przez moje ręce przeszły setki handlowców. Uczyłam ich jako praktyk, tego co potrafię sama najlepiej.
Nie szukałam miłości, przeganiałam ochotników, nie to było w mojej głowie. Ponadto dzieci, nie chciałam im mieszac w głowach. Kiedyś nawet przyprowadzili Pana od w-f , bo chcieli nas poznać...wiedziałam że chcieliby abym z kims była i aby ten ktos tez dbał o nich, wychodził na piłke, na rower, nie tylko mama...choc bardzo się starałam, nauczyli mnie jazdy na rolkach nawet...
Chodzilismy w nocy oglądac gwiazdy i wspólnie wygłupialiśmy w lesie...
Wtedy tez dotarło do mnie, że ja i dzieci jesteśmy Rodziną....moi bliscy-dalecy odrzucili mnie jako " dno społeczne" , no cóż...było jeszcze trudniej...
Najgorszy był ten strach....że jestem całkiem sama....owszem byli znajomi, przyjaciele, ale to nie to samo.

Pewnego dnia piorun strzelił mnie w serce i zakochałam się.
...
Po pół roku znajomości dzieci poznały mojego znajomego, kiedy byliśmy w górach.
Od razu go zaakceptowały i to sprawiło, że i ja się do niego przekonałam, wczesniej spotykalismy sie na kawie, nic więcej...
Przezyłam piękną Miłość i z tej Miłości jest mój najmłodszy Skarb- Romek. jestem za ta miłość wdzięczna, bo nie każdy ma dane w życiu kolejny raz kochac tak bardzo....tak bardzo, żeby nie zauważyć tego, co ważne.

To co zrobiła korporacja to jedno, ale tez pozowliło mi to własnie odkryć z kim jestem.

Po 5 latach małżeństwa , za kilka dni będzie rok, jak rozstaliśmy się.

Od roku jestem sama ...z wyboru ...

Jednak od roku pracuje nad sobą bardzo intensywnie, tak bardzo jak nigdy wcześniej. Zaczęłam pytać :
w jakim celu to wszystko ???
I myślę, że wreszcie wiem...szukałam odpowiedzi i ...przyszła.

Nie myślcie, że otwieram zakon, o nie. A propos zakonu, to moja ukochana Babcia kiedys powiedziała, że ja to się nadaję do Zakonu św. Marcina, a ja na to : cóz to za zakon ?
To taki zakon, gdzie dwie pary nóg i jedna pierzyna...no cóż, Babcie miałam mądrą i wytłumaczyła mi, że życie w rodzinie jest większym wyzwaniem niż klasztor.

Dlatego wierzę, że jeszcze kiedys spotkam te oczy, ale to przyjdzie samo...

Teraz mam cel i traktuje go jako misję: chcę pomagać innym , chcę pomagac rodzicom i dzieciom, chce pokazywać, jak wązne jest spędzanie wspólnie czasu, rozmowy, chce uczyć dobrych nawyków i uczyć spędzania czasu rozdziców z dziećmi i dzieci z rodzicami...

Musiałam tyle przeszkód pokonać, aby to zrozumieć...

Pisze tego bloga, bo czas zapobiegać pewnym rzeczom ...lepiej zapobiegać niz leczyć...

dzisiaj ludzie zatracają się w pracy...biegną....a tracą to co mają najcenniejsze...czas z bliskimi...

ten rok był wyjatkowo trudny , ale też wyjatkowo dużo się nauczyłam i jestem wdzięczna za każdego człowieka na mojej drodze...

dziś juz nie jestem larwą, ale motylem...który jest symbolem nowego życia, nowej szansy, nowej ja...
i choć motyle nie żyją długo, ja ciągle się odradzam w dobrym słowie, w dobrych uczynkach, w pomocy innym....

mam jeszcze sporo do zrobienia...





niedziela, 22 grudnia 2013

Wigilia 6 lat temu :-) opowieść :-)

Był rok 2007. Zbliżały się Święta. Moi Chłopcy Kubuś ( 11 lat), Bartuś ( 8 lat), Kajtuś ( 6 lat) jak co roku mieli przygotowac listy do Mikołaja. Następnie owe listy oddawali mi do wysłania. Listy były otwarte , bo musiałam wiedzieć ile pieniędzy mam wysłać Mikołajowi, bo przecież On sam na  wszystkie rzeczy nie zarobi. Dzieci każdego roku już w listopadzie szykowałay listy, tak jak umiały. Przynosili  z supermarketów gazetki i wybierali co chca, wycinali i był colllage , ale i list.

Tego roku był juź 4 grudnia i...nic....
Zaniepokoiłam się tym i pytam: chłopcy , nie chcecie prezentów od Mikolaja ???

Oczywiście, że chcieli.

To dlaczego ich nie daliście ??? Kilka dni trwało zanim doszliśmy o co chodzi....

Po 3 dniach postanowwiłam działać.

Żaden z nich nie chciał powiedzieć co napisali...

W końcu najmłodszy został zabramy na plac zabaw i użyłam wszystkich sposobów, aby uzyskać informację.
Okazało się, że chłopcy chcą sprawdzić, czy naprawde istanieje św. Mikołaj.
Mały twierdził, ze Kubuś nakłuwał im palec szpilką i składali przysięge krwi....no to bardzo na poważnie.

Moje dziecko zbierało bakugany i był złoty bakugan za 39 zł...i posunełam się do przekupstwa, aby wyjąć od niego co to za list napisali. Długo sie trzymał, ale bakugana bardzo chciał mieć, więc....opowiedział co wymyślili.

Okazało się, że Oni CHCĄ mieć RODZEŃSTWO :-) i o to napisali list do Mikołaja...

Śmiałam sie bardzo długo z tego marzenia, będąc po trzech CC ( cięcie cesarskie) nie zakładałam i nie planowałam kolejnej ciąży....

Kiedy pod koniec stycznia odkryłam , że jestem w ciąży, byłam w szoku , pełne zaskoczenie...i brat dla Chłopaków.
w 7 tygodniu ciąży byłam w Laponii u Mikołaja i ...wiedział, że jestem w ciąży, a przecież nie było jeszcze widać...brzuszka :-)

Pomyślałam, że może warto marzyć :-) , bo jednak marzenia sie spełniają.

9 miesięcy później urodziłam Romusia - Guzika ( sam sie tak przedstawia)
chłopcy wierzą w Mikolaja...uśmiechaja się, ale wierzą, a ja ? Jak mam nie wierzyć? To skąd Mikołaj wiedział o
ciąży i trzech synach ???

Jestem wdzięczna za to wszystko :-)



wigilijny wiersz dzisiaj...sprzed laty...jutro będzie piekna opowieść wigilijna... moja własna, autentyczna...

Wigilia
Jest w roku taki jeden wieczór
Zachrypniętym głosem
Składamy życzenia
Dopala się wosk świecy
Drżą gałązki świerku
Chwila zadumy, zastanowienia
Przezroczyste kropelki,
Kulają się po policzku
Przezroczyste a niby mgła
Zasnuwa oczy
Wszystkiego najlepszego
Radości z Narodzin
Bożej Dzieciny
I szczęścia w roku przyszłym
Życzymy…



Jutro opowieść o liście do Mikołaja i spełnionym prezencie :-)

czwartek, 19 grudnia 2013

dzisiaj bajka o tym co się działo w FIRMIE X...

Za górami, za lasami, za siedmioma dolinami,rozsiane po całej Polsce,  były sobie krasnoludki które pracowały u gargameli.
Kiedy taki krasnoludek przychodził do pracy, dostawał telefon, komputer w biurze , aby wypisac miał gdzie umowę, samochód aby miał jak jeździć do klientów, robiono mu nawet wizytówki i miał wyposarzone biuro w papier, ksero, a nawet express do kawy itd, wszystko, żeby mógł pracowac " dla wspólnego dobra".Nie zarabiał ogromnych kwot, ale był szczęsliwy, bo nie wiedział , że może więcej.
Pewnego dnia pojawili się czarodzieje i zaczęły sie zmiany. Zamiany sa potrzebne i pomalutku zaczęło to wszystko wyglądac jak bajka. Krasnoludki zostały namówione do przejścia z etatów na własne firmy, bo nazywali je inni PREZESAMI ( widziałam takie wizytówki) albo WŁAŚCICIELAMI ( takie tez sie zdażały ). Wtedy krasnoludki pobrały kredyty, lesingi , same musiłay zadbac o wszystko. Gargamele szczęsliwi, ze z Nich to spadło. Pomału przestawali dbać, szkolić, cokolwiek, bo przecież to krasnoludki teraz mają sobie zapewnić, w końcu mają firmy. Potem kolejna przemiana , z krasnoludków wyłonili sie liderzy, takie grubaski, i Ci zostali sieciowymi. Wygodnie strasznie i gargamele wszystkie biura polikwidowali i przydzielili krasnoludki do grubasków tak ,aby nie było samodzielnych krasnoludków. Tylko krasnoludki, które sprzedawały bardzo duzo, miały byc same , a jak otwierały własne chatki, to wyłaczano im wszystkie nowe krasnoludki, aby rezygnowały i były radościa gargameli z ich osobistym wynikiem. Takim sposbem garagmele mają krasnoludki, które na nich zarabiaja, są samowystarczalne i mają byc grzeczne, bo to przeciez krasnoludki :-)  Na grubasków tez wiele spadło, bo musieli sporo zainwestowac w swoje chatki , a zysk cięzko zarobic , bo duzo jest krasnoludków , którzy kradną, robią czerń ( który spada na grubaski a nie gargameli, jak by ktos pomyslał), a do tego mogą byc mimo że wyszkolone przez grubaski , zabrani bez niczego do gargameli, bo dla gargameli to wygodne, albo bo" można przeciez pójśc tam gdzie lepiej płacą". takie czarne krasnoludki nie rozliczają sie z grubaskiem i grubasek płacze, bo ten czarny krasnoludek na przykład pracuje dalej u tego samego gargamela. razem smieja sie z grubaska, a ten musi się nauczyć, ze trzeba poszukac prawnika, musi wypełnic weksel i iść do Sądu, bo nikt mu nie pomoże. A czarne krasnoludki dalej pracują u gargamela i śmieja sie w oczy , na spotkaniach i nie tylko.  Takie życie grubaska,  który dostał na swoje barki odpowiedzialność ,a premia czasami jest a czasami nie. Jeden taki grubasek żeby zrobic plan dosprzedał kilka drobnych muszek żeby dostac premie sieciową dla grubasków, a za to garagamel zawołał go do wiedźmina ( to wyższy urzędnik w królestwie krasnoludków ) i wczesniej z nim omówił jak go nastraszyć i  zrobił to, a po co , aby nie wypłacic premii. Tylko kilka miesięcy wczęsniej ten sam gargamel prosił tego samego krasnoludka aby pomógł zrobic plan jemu i sprzedał kilkadziesiąt muszek . To jak to jest ???
Garagmele dostają gadżety, papier, teczki i inne rzeczy, kopy reklamowe, i premiee, a koszty ???? tylko straszne pałace maja z czego utrzymać, a krasnoludkom i grubaskom wysyłają nam pudełka na muszki, a poza tym nic więcj , bo juz zeby zapłacić za złapanie muszek, o to to nie ? każdy sposób jest dobry zeby nie zapłacić. Nikogo sie nie boja, bo co może zrobic grubasek, lub krasnoludek ? skoro oni sa świetnie dogadani z wiedźminami?
Ale ze to bajka, to musi byc szczęsliwy koniec.

Przyjeżdża główny czarownik i ... odczaruje wiedźminów, zabierze władze gargamelom, a krasnoludki zabierze do swojej Chatki  , bo przeciez pudełka na muszki moga miec od Niego i dalej moga łapac muszki i będa szczęsliwe, bo wreszcie bedą mogły oddychać pełna piersią i łapac muszki. Bo czy nikt nie widzi do czego to wszystko zmierza?

Lubie opowiadac bajki moim dzieciom i dlatego sie rozmarzyłam...

jak masz pomysł na inne zakończenie chętnie przeczytam :-)

tak to wkliełam na portalu, ależ zrobiło sie gorąco, sa i inni poszkodowani, coraz więcej...

wtorek, 17 grudnia 2013

to już ostatnia firma działająca jak korporacaja, mimo że sie od tego odżegnuje...ostatnia w której pracowałam...

W lipcu zadzwonił telefon, aż dwa razy. Zadzwonił ktoś z przeszłości…zapytał czy możemy się spotkać. Jak się potem okazało, obie osoby współpracowały ze sobą, a ja myślałam, że to takie zrządzenie losu …
Otrzymałam propozycję stworzenia sieci agencyjnej, sprzedaży energii i budowania zespołu. Usłyszałam, że po 4 dniach od podpisania kontraktu pieniądze są na koncie, że ludzie w firme E zarabiają od kilkunastu do kilkuset tysięcy na miesiąc. Do tego jakie to dile robią itd. Aż mi wstyd, że taka dorosła i dojrzała osoba jak ja w to uwierzyła. Tak bardzo dostałam od życia po tyłku, a ciągle to samo.
Już widziałam mój sukces, obiecałam sobie, że tylko stane na nogi i potem zrobię to o czym zawsze marzyłam, własny biznes…

Po tym spotkaniu zadzwoniłam do mojego przyjaciela od 22 lat i zaproponowałam spółkę. Porozmawialiśmy i …pojechaliśmy do Warszawy na szkolenie.
Również w centrali tej firmy słyszeliśmy, od samego Prezesa, że nie są korporacją, że wszystko dużo szybciej się tam załatwia i będzie nam tam mega dobrze.

Z zapałem ruszyliśmy  do pracy…zwerbowaliśmy 22 osoby…przeszkoliliśmy, motywowaliśmy….koszty koszty koszty….a brak efektów. Podpisaliśmy kilkanaście umów i napotkaliśmy pierwszy mur…w centrali nasze umowy były wersyfikowane po kilku tygodniach. Musiałam jeździć, błagac, prosić, pyskować czasami, aby ktos nam pomógł. Upominałam się o swoich ludzi i ich wypłaty…

Poszły już oszczędności, a wypłaty nie było…

Kiedy w końcu chciałam zobaczyć dlaczego ludzie nie sprzedają, postanowiłam sama pojeździć. Okazało się, że owszem kilka procent firm ma tylko zmienionego dostawcę energii, ale reszta jest zlojalizowana przez macierzystego dystrybutora, nie rzadko w podstępny sposób. firmy nawet nie wiedziały, że Pan elektryk który sprawdzał licznik, podpisał jedna kartką lojalkę na 24 miesiące z nimi.
Ponadto kiedy naszego dyrektora zwolniono, człowieka który zaprosił mnie do tego biznesu, okazało się, że owe dile to nic innego jak nieetyczne umowy z właścicielami galerii handlowych….znowu szok.
Nie potrafię oszukiwać a tutaj mam  jeszcze namawiać do tego innych ???
Okazało się też, że ustalenia dotyczące np. stoiska na targach, już sa nieaktualne, a targi się odbyły i trzeba zapłacić….kolejne upokorzenie…firma potraktowała nas jak trutni. Znowu to  samo…a dyrektorem został dawny kolega z firmy X…czy to przypadek ?  Napisał do mnie list i …przeszłość wróciła. Poleciały łzy…postanowiłam nie odpisywać, czekam …za kilka dni wyślę informację do zarządu…

Od kilku tygodni jestem w domu, piekę domki z piernika i zarabiam na życie…pracuję po 12 godzin, ciągle szukam kolejnych Klientów i się nie poddaję.

Zaplanowałam swój biznes, pracuje nad materiałami marketingowymi, szukam lokalu, znalazłam inwestora i….wreszcie to co kocham będę robić.

Już teraz , piekąc domki z piernika, jestem bardziej szczęśliwa, niż kiedykolwiek wcześniej…

Wrócę jeszcze do firmy E, gdzie w październiku w ramach nagrody za największy zespół w Polsce zorganizowany, otrzymałam bilet na NAC….
Tam spotkałam kogoś, kto zmienił moje życie o 360 stopni, ale o tym jutro…

O ironio, po NAC-u gdzie wysłała mnie firma E, zrezygnowałam ze współpracy z Firmą E …. Taka rzecz się stała…obudziłam się i szeroko otworzyłam oczy…



poniedziałek, 16 grudnia 2013

z pamiętnika Lidera korporacyjnego...a potem nawet agenta...

2    sierpnia
Nie potrafię poleniuchować w łóżku, choć zawsze myślałam, że tak będzie gdy dostanę jeden dzień - cały dzień urlopu! Nie było go przez 8 lat, nawet macierzyńskiego, Wstaję wcześnie jak skowronek, krzątam się po kuchni, piekę...
5 sierpnia
Zbieram się po niedzieli, nowa praca - nowe życie. Tamto zostawiłam w tyle. Zostawiłam prawnikom najlepszym w Polsce. Kilka dni na odpoczynek, choć za dużo mam już tego wolnego. Wszystko posprzątane, nawet piwnice, teraz już tylko muszę się uczyć na egzamin. Zdawałam ich już wiele, więc i ten zdam, to nie problem. Cieszę się jak przed pierwsza randką!
30 sierpnia
Nowa praca, nowe życie…znowu w ferworze walki, dzieci Ida do szkoły, Malutki do przedszkola, sporo wydatków wyszykować całą Czwórkę…
30 września
Zmiana agenta, okazało się , że dawni znajomi z Firmy X jako wspólnicy to pomyłka i to ogromna. Ich zamiary zbudowania grupy i sprzedania spółki są nie dla mnie. Centrala sugeruje z kim mamy robić biznes…trzecie podejście i mamy agenta. Wypytuje nas co się stało w Firmie X , dokładnie chce poznać mechanizm, bardzo nam współczuje, zapewnia o swoich dobrych intencjach, gwarantuje wypłatę, szczerzę …nie chce zabezpieczenia, bo…zobaczył już że ma uczciwych ludzi przed sobą…

Listopad, grudzień
Radość, sprzedaję, znowu odwiedzam moich Klientów, setki , za chwile będzie 1000 sim przeniesionych z Firmy X, święta spokojne….ostatnie spokojne Święta jak się okazało potem, na co najmniej kilka lat…
Styczeń, luty, marzec…
Pierwsze problemy, nie ma towaru dla nas, a mamy ciągle zatrudniać, mamy już ponad 10 osób w zespole…nie ma co sprzedawać…
Kwiecień…
Bomba wybuchła…płakałam całą drogę z Łodzi…okazało się, że nasz agent zrobił dokładnie to co zrobiła nam Firma X…tylko nie zabrał wszystkich handlowców na raz, tylko po jednym przejmował dając po 15 % prowizji więcej…nie wierzyłam…nie wierzyłam…nie wierzyłam…
Teraz wiem dlaczego tak bardzo wypytywał, dlaczego pytał o szczegóły...sama go nauczyłam jak nas okraść ...
 Znowu to samo…ile ja mogę wytrzymać ???
Postanowiłam , że koniec…
W maju i czerwcu dokańczałam tylko to co było zaczęte, ale nie otrzymywałam sprzętu…więc zrezygnowałam…
Długo by opowiadać , firma mojego męża zadłużona dodatkowo 120 tys…w tym RAJU…
On się poddał…ja zaczęłam szukać czegoś…co sprawi , że będzie bezpiecznie…
Jest cos takiego w człowieku, że kiedy dużo go spotka, to czuje ogromną potrzebę pomagania innym. Ja urodziłam się społecznikiem, uwielbiam pomagać. Na jednym ze spotkań fundacji poznałam Julkę…dietetyczkę szaloną i zwariowaną i gadatliwą jak ja…zabrała mnie na śniadanie BNI… a tam ?
Usłyszałam o profesorze Modzelewskim i ochronie przed US i ZUS.
Kiedyś gardziłam zawodem agenta , unikałam agentów którzy do mnie dzwonili, a czasem byłam wręcz opryskliwa, a przez to nie zadbałam o bezpieczeństwo mojej Rodziny i tylko do siebie mogę mieć pretensje, że nie dałam szansy nikomu przedstawić mi oferty. Teraz opowiadając o tym, zdobywałam zaufanie Klientów. Potrafię mówić i chętnie się dzieliłam moją wiedzą handlowca.

Jednak zostałam Agentem Ubezpieczeniowym.

Dzisiaj myślę, że to dlatego, że kiedy pracowałam w Firmie X i uczyłam handlowców autoprezentacji mówiłam tak:


Laura Kubas. Mam 40 lat i 4 Synów. Urodziłam się w Puszczy i marzę, aby mieszkać w górach. Mam swoje cele i marzenia w życiu , ale najbardziej pragnę dobrego wykształcenia moich Synów i Domu pachnącego ziołami w którym będą duże okna i widok na górskie szczyty. Dlaczego zaczynam od marzeń ? Bo bez nich jesteśmy pyłkiem… listkiem na wietrze… To one popychają nas do celu i to one sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi.

Przeczytałam kiedyś taką sentencję : „Myśli tworzą słowa, słowa tworzą czyny, a czyny kształtują charakter człowieka.”  

Moja ukochana Babcia mawiała, że każdy dzień trzeba dobrze rozpocząć i żyć teraz , dzisiaj J
Dlatego dzień zaczynam ulubiona herbatą w pięknej filiżance, w zależności od nastroju i pogody za oknem J tak budzą się dobre myśli.


Zostałam agentem bo… no właśnie… nie doszukujcie się dlaczego, bo los tak chciał…
Czasem jednak jest tak, że jak powiemy ileś razy , że czegoś nie chcemy… to właśnie to dostajemy, a to taki chichot losu.

Nie ważne co w swoim życiu robiłam, bo CV mam piękne, ale istotne jest to, że będąc najlepszym handlowcem w pewnej korporacji, podczas jednego ze szkoleń, miałam przedstawić autoprezentację. Jak jest ona ważna w pracy handlowca, nie muszę tłumaczyć.
Otóż podczas tej prezentacji powiedziałam :
Laura Kubas firma X, pracuje 6 lat w branży, sprzedaję od dziecka, a właściwie to kiedyś usłyszałam wywiad z Krzysztofem Antkowiakiem i powiedział, że On to właściwie urodził się z płyta gramofonową… i moja wyobraźnia poszalała, więc ja mogę  stwierdzić, że moja Matka urodziła mnie z kasą fiskalną…. , potem dodałam: więc sprzedawałam w swoim życiu wszystko, nawet prezerwatywy u koleżanki w aptece, ale nigdy nie sprzedawałam ubezpieczeń i nigdy do tego nikt mnie nie namówi. 
I TAK DRODZY PAŃSTWO POWTÓRZYŁAM TO KILKASET RAZY NA INNYCH SZKOLENIACH i WYRZEKAŁA SIĘ ŻABA BŁOTA...

 Zakończyłam współpracę z firmą x i nie pytajcie dlaczego, bo na to pytanie odpowiedziałam w książce, która w 2014 roku ukaże się w księgarniach. Jest to moje 5-te dziecko które pisałam 9 miesięcy, czyli jak przykładna matka tyle co trwa ciąża.

Potem było kilka miesięcy przerwy, kiedy szukałam, szukałam miejsca dla siebie, miejsca, gdzie postawiłam sobie warunki : mają pracować dobrzy ludzie, będzie szeroka gama produktów, miejsca gdzie Klienci będą wracać i gdzie sprzedaż będę mogła prowadzić na bazie relacji i poleceń, bo to moja ulubiona forma pozyskiwania Klientów, wreszcie miejsce, gdzie jak popracuję ciężko kilka lat, to będę miała możliwość coś z tego przekazać dzieciom. Długo szukałam… długo bo jednak co miesiąc rachunki trzeba płacić, wyżywić 4 dzieci to też nie błahostka. Pewnego dnia na zebraniu w fundacji, spotkałam Julkę. Ona zabrała mnie na śniadanie BNI, a tam… Joanna opowiadała o prof. Modzelewskim. Borykając się z przeszłością miałam w ostatnim czasie do czynienia z US i ZS. Zapytałam podczas tego śniadania czy inne firmy ubezpieczeniowe też maja taki fantastyczny produkt ? Ochrona przed US i ZUS i taki znany profesor jeździ na rozprawy i pomaga???  NIKT Tego nie ma- usłyszałam.

WTEDY WIEDZIAŁAM, ŻE JA TYM BĘDĘ OTWIERAĆ DRZWI DO FIRM, ŻE TO BĘDZIE MÓJ PRZYSŁOWIOWY BUT.

Potem poszło lawinowo, Joanna poznała mnie z Krzysztofem , a On ze swoim obecnym SZEFEM. W tzw. Międzyczasie odwiedziłam inne firmy ubezpieczeniowe, chciałam dobrze wybrać, chciałam być pewna, że wybór jest właściwy i jakby utwierdzić się w przekonaniu, że to właśnie miejsce dla mnie.
Opowiadałam Klientom, jak kiedyś gardziłam zawodem agenta ubezpieczeniowego i jak nawet miałam alergię na agentów, tak wielką, że nigdy nie poznałam nawet oferty ubezpieczeń na …życie i nie tylko. Jak nie czułam potrzeby , aby mieć polisę, bo jak można czuć ochotę na homara, jak się nie wie jak on smakuje, bo się go nigdy nie jadło?  Wierzcie mi, to działało! 
Wchodziłam do firm, proponowałam ochronę przed US i ZUS, a wtedy opowiadałam o wszystkim, o nietrafionych decyzjach i możliwości ubezpieczenia się przed nimi, o tym jaki szeroki jest wachlarz ubezpieczeń dla firm, jak wiele firm z tego korzysta.

Nie pytam dlaczego, ale w jakim celu tam się znalazłam się i tam i wiem, że wszystko po to abym wiedziała jak się zabezpieczyć na przyszłość, jak zadbać o rodzinę i firmę.

Po niecałym roku zrozumiałam, że nie dam rady z tego utrzymać moich dzieci i siebie…w tzw. Międzyczasie szukałam już czegoś innego, dorabiałam w banku, na rynku sprzedając sery, wysyłając meiling…ech czego ja nie robiłam…Moje życie prywatne też uległo zmianie, w styczniu tego roku rozstałam sie z mężem...to była moja decyzja. teraz pozostały mi do utrzymania juz tylko dzieci. Kilka tygodni trudnych. Potem w kwietniu wypadek. Miesiąc w gipsie, kule 6 miesięcy...to dopiero lekcja pokory... kiedy nie można pracowac na wysokich obrotach, kiedy trzeba zarobić na życie i opłaty, kiedy nie ma się już siły czasem wstać i iść...pilnowałam sie, aby nie dopadła mnie depresja...
W nocy do lasu, brzozy podlane moimi łzami ...zauważyałam, że uciekam od ludzi, że łatwiej mi porozmawiać z kims na FB, niż spotkać się z przyjaciółmi, czy znajomymi...
W takiej sytuacji człwoiek nie chce litości...poza tym niektórzy myślą, że bieda jest zakaźna...nie chciałam tak sie czuć...

dzieci wypełniały mi czas...umilały...uwielbiam z nimi spacery do naszego lasu, karmienie kaczek i niestety nie moge od kwietnia ani wyjść pograć z nimi w piłkę, ani pobiegać...bardzo  mi tego brakuje...
Do tego ta walka z NFZ , operacja za 7 lat...cała akcja mediach, telewizja i jest operacja w innym mieście, niestety i ją musiałam teraz sama przełożyc na luty, ale o tym jutro...

Aż pewnego dnia zadzwonił KTOŚ z przeszłości…
Wtedy wydawało mi się, że wreszcie los się do mnie uśmiechnął…

Jutro opowiem jakie były fakty…i jak bardzo to wydarzenie zmieniło moje życie…







piątek, 13 grudnia 2013

w raju i w sądzie...

29 lipca, 
spokojnie i już bez emocji, 
ciężko jeszcze ruszyć z miejsca
ale jest nowy wiatr, świeży wiatr, 
jeszcze jutro chcą mnie upokorzyć, 
ale nic z tego, bo jest we mnie spokój...
Miłość moich Dzieci...
Malutki jakby czuł co się dzieje, 
przychodzi i tuli się i co chwilkę:
Mamo , ja Cię nie lubię, ja KOFAM...
i dlatego z rana pojadę i...
rozprawię się z NIMI...
a potem od poniedziałku: Nowe Życie, 
Nowa FIRMA, Nowe wyzwania :-)
będzie dobrze...
Bo jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam ?


30.lipca, 
spokój i miłość, 
znowu jest bezpiecznie...
dziwne, ale kiedy odeszłam od mojego pierwszego męża
czułam to samo...
żałowałam tylko, że nie dało rady zmienić tego wcześniej
i tak jest teraz...
Wtedy po 10-ciu latach małżeństwa
teraz po 8 -iu latach pracy.
Mówią, że kiedy Pan Bóg gdzieś zamyka drzwi,
natychmiast gdzieś indziej otwiera okno,
i wcale nie po to aby wyskoczyć...
A mnie chyba sobie upodobał,
bo ciągle mnie doświadcza,
a zawsze potem otwiera mi nie jedne a troje innych drzwi ,
i to jest piękne...
bo wiem, że zawsze coś dla mnie szykuje,
coś dobrego, coś nowego, to ekscytujące...
a ja jak małe dziecko
każdy dzień uczę się Jego
i ciągle myślę
że za mało Go kocham...
Już inaczej zadaję pytanie: dlaczego?
Nie pytam dlaczego ja?
ale czemu to ma służyć?
i zawsze słyszę jedno:
Ucz innych dobrego :-)
Uczę, i przykładem i życiem
dlatego mam siłę, której ONI nie są w stanie pokonać...
to jest moja odpowiedź : DLATEGO

Pyk! I mnie nie ma... To najgorszy sposób w jaki lojalny pracownik możne rozstać się z firmą. Bierzesz do ręki komórkę i... O mój Boże! Taka jest również cena bycia liderką. Jesteś stale na widoku, nawet upokorzenie przeżywasz publicznie.
Po akcji „Pyk i cię nie ma!", dyr. HUANITA zaprosiła nas do stolicy, niby to na rozmowy...
Nasz prawnik ostrzegł nas, że jeśli w Warszawie FIRMA X wypowie mężowi umowę Sieciowego, to możemy się jedynie latami sądzić. Nie będziemy mogli przenieść się do żadnej konkurencji. Ja, miałam w umowie 100 tys. kary za nielojalność, o Roman aż 250 tysięcy! Dlatego za radą naszego mecenasa, wypowiedzieliśmy umowy FIRMIE X z ich winy, bo wówczas w ciągu 30-tu dni można zgodnie z prawem przy pomocy oświadczenia - uwolnić się od łojalek. W ten sposób Romek zrzucił pomarańczowe pęta, zaś ja będąc jego pracownicą... Niech pozostanie naszą słodką tajemnicą, czy mnie zwolnił z lojalki czy też nie?
Swoim wypowiedzeniem wywołaliśmy w FIRMIE X efekt domina! Wielu Ekspertów Klienta Przedsiębiorczego poszło za naszym przykładem. Dzwonili do mnie, pytali, jak i co należy zrobić, aby się uwolnić. Co
się działo!              
Autoryzowany Dealer Kolegi twierdził, że nie wolno samemu zwolnić się z pracy - wyłącznie szef może zwolnic pracownika. Nie przyjął do wiadomości wypowiedzenia ze swojej winy. Upierał się, że B nadal jest jego handlowcem.
Nie  prawda! Nawet niewolnicy wiedzą czym jest rewolucja. Kolegę B Firma prześladowała. Jeździli za nim szpiedzy i podglądali czy swoim klientom nie proponuje ofert konkurencji...
Od kolegi E, jego AD wypowiedzenie co prawda przyjął, lecz natychmiast wręczył mu - „wypowiedzenie pracownikowi przez pracodawcę, z winy pracownika" Cyrk! Oczywiście  w świetle prawa liczy się wypowiedzenie wręczone jako pierwsze


CO jeszcze? AD „Yogi, (któremu z mężem podlegaliśmy) me przysłał Romkowi pisemnego wypowiedzenia wyłączenia kodów umożliwiających handel. Mówił jedynie przez telefon, co nie ma żadnej mocy prawnej. Słowo usłyszane jest niewidoczne, aktywna jest litera pisana.
Dlatego, będąc w Warszawie, mąż słusznie zarzucił zwierzchnikom że uniemożliwiono mu wykonywanie pracy, bez jakiegokolwiek uzasadnienia? Stołeczne spotkanie zostało zaaranżowane dla dobra naszego Autoryzowanego Dealera „Yogi”. On twierdził pisemnie, że nie otrzymał żadnego uzasadnienia z Centrali. Wiemy, że otrzymał po pół roku. Do nas stosowne uzasadnienia me dotarły nigdy.
Trudno pojąć jak w państwie prawa można kogoś ad hoc pozbawić źródła utrzymania, bez żadnych konsekwencji?!  Potem YOGI wypowiedział dyscyplinarnie umowę FIRMIE X, ewenement na skalę Kraju.  Muszę stwierdzić, że mimo różnic między nami, lubiłam rozmowy z szefem YOGI, ze mną postępował raczej uczciwie, pomagał w ciągnących się sprawach z AD SRAMAT i chciał dobrze. I jemu wszystko się też usnęło spod nóg, kiedy mnie wyłączono. Może wspólnie zewrzemy szeregi niebawem ???
„Warszawski szczyt” (nie mylić z orgazmem!) odbył się w gabinecie dyr. HUANITY. Bankowo obserwowały nas kamery, inaczej nie byłoby potrzeby zasiadania właśnie tam. Obecna była prawniczka FIRMY X oraz nie mogący powstrzymać swojej radości dyr., Bayker, który kiedyś nie omieszkał mi powiedzieć, że to jest jego ambicjonalną sprawą abym straciła pracę. No cóż, bał się, że kiedyś przypadkiem spotkam jego Żonę…ech gdybym tylko chciała, nawet nie wie ilu ludzi znam z jego otoczenia , znajomych, od bliskich znajomych nawet na pediatrze jego dzieci kończywszy. Poznań to dziura, a ja jestem lubiana i towarzyska. Gdybym tylko chciała…
Huanita powtarzała jak zdarta płyta, że nie rozpocznie negocjacji, póki mąż nie wycofa wypowiedzenia z winy pracodawcy. Twardo trwaliśmy przy swoim. Wtedy  twierdziła, że zaprosiła nas do rozmów nie wiedząc, iż Romek właśnie złożył wypowiedzenie z winy FIRMY X.
Wobec impasu - zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Nagle okazało się, że Huanicie jednak zależy, i, dawaj! Znowu namawiała nas do cofnięcia wypowiedzenia. Ni z gruszki ni z pietruszki — zaczęła mi mówić po imieniu!
- Laura, na pewno się dogadamy - szczebiotała. Zwróciłam jej uwagę, że to spotkanie służbowe. - Wiem, że „w tej firmie jestem tylko numerem”, ale pozostało we mnie człowieczeństwo.
- Nie poddamy się! - szybko trzasnęliśmy z Romkiem drzwiami, żeby się nie zatrzasnąć w kolejnej pułapce zastawionej przez FIRMĘ X.
Wróciliśmy do Poznania z niczym. FIRMA X postawiła mur głupoty, nie było o czym
rozmawiać.


Lipiec i sierpień 2011 to były straszne dni, godziny nawet minuty! We wrześniu me mieliśmy za co posłać dzieci do szkoły. Przyjaciele poznosili zeszyty, złożyli się na podręczniki. Koledzy pożyczyli nam pieniądze na chleb. To żenujące dla FIRMY X dla naszej rodziny, paradoksalnie! - wzmacniające. Ta sytuacja pokazała, jakie czcze były słowa mocodawców o lojalności, szacunku, etyce? Możemy polegać jedynie na sobie. Kolejny raz dostrzegłam wartość naszej rodziny. Szłam i płakałam, bo zdałam sobie sprawę, że moje dziecko miało prawie 3 latek, a ja byłam z nim kilkanaście razy na spacerze w tym czasie… O jakże było mi ciężko, ale i dziękowałam za to opamiętanie…i doświadczenie, mimo wszystko…
Po wylocie z pracy, co jakiś czas spotykałam na mieście kolegów z FIRMY X. Od jednego, który ujrzał mnie na spacerze z dziećmi, usłyszałam:
- Cześć Laura! Nareszcie robisz to do czego zostałaś stworzona!
Przełknęłam łzy. Mówił to dupek, który niedawno ze mną bezskutecznie rywalizował... Dupek, który zawodowo sporo mi zawdzięczał. Ale ten dupek, nie był jeszcze najgorszy.
Na przykład Grabarz, odwiedził mnie w domu z propozycją, że obsłuży moich klientów, (bo ja już nie mogę), a zarobioną prowizją się podzielimy. Potrzebowałam pieniędzy jak kania -dżdżu, więc zaufałam zwierzakowi i dałam mu kilka atrakcyjnych kontaktów. Obsłużył tych klientów, nieźle zarobił, a mnie nie odpalił ani grosza! Kiedy domagałam się obiecanej sumy, z miną niewiniątka odrzekł: przecież ty nie możesz już zarabiać w FIRMIE X! Typowa Hiena Cmentarna.


W Raju i w sądzie
Od września 2011 z powodzeniem sprzedawałam telefony dla firmy Ray. Jak zawsze byłam pracowita i efektywna. Jednak skutki krzywdy jaka mi wyrządzono w FIRMIE X - wciąż trwały. Niosłam garb. Za ciężki na kobiece plecy.
Od dwóch i poi roku nie posiadałam konta bankowego. Na wszystko powchodził komornik. Dzień za dniem spłacałam długi, których nie zaciągnęłam. Czułam się jakbym była człowiekiem podrzędnej kategorii, a jestem nieprzeciętnie uzdolnioną Polką. Kobietą aktywną, z zasadami.  Matka Wspaniałych Synów. Czułam się zastraszana. Nie wiem czy gdyby me dzieci, to bym to wszystko wytrzymała...
To, co mi wyrządzono w FIRMIE X sprawiło, że zaczęłam pytać Boga. nie jak większość łudzi: DLACZEGO? Tylko: CZEMU MA SŁUŻYĆ TO, CO MNIE SPOTKAŁO?
Wiem, że z tego, co zarabiałam w Ray-u żylibyśmy godnie, gdyby me ogony długów, które się za nami ciągnęły. Nie dawaliśmy już rady! To nie życie, to udręka. Miotałam się od prawnika do prawnika a pozwy sądowe, często cofały się, ponieważ trzeba opłacić 5 procent od wysokości kwoty, o którą się sądzi.
Kiedy złożyłam przed sądem oświadczenie majątkowe, sędzia pouczył mnie, że gdy otwierałam działalność gospodarczą - powinnam mieć środki na prawników, bo w Polsce działalnośc gospodarzca jest obarczona wysokim ryzykiem. Odpisałam mu, że zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej, obywatel oczekuje, że złodziej będzie ścigany z mocy prawa! Dopiero to sprawiło, że moje powództwa w sądach drgnęły Ale to trwało zbyt długo.
Nauczyłam się, że pozew sądowy można napisać samodzielnie, nawet nie trzeba zakwalifikować czynu i dalej opisać co się zdarzyło. Do prawników należało zakwalifikowanie czynu i numery paragrafów. Dowiedziałam się tez, że mogę wystąpić o pełnomocnika z urzędu ze wskazaniem , do sprawy cywilnej, o czym nie miałam pojęcia. Prawników, którzy stanęli na mojej drodze, wolę nie wspominać. Poza jednym uczciwym człowiekiem, który ma firmę windykacyjna i pomaga mi do dzisiaj, choć 1 zł nie zarobił jeszcze, jestem mu za to niezmiernie wdzięczna. Pozostali chcieli min. 10 tys za sczytanie umowy , która miałam ponad 200 stron i matematyczne wzory, które mało komu są zrozumiałe. Jak nie zrozumiałe były dla Sądu , też się przekonałam

Jak się domyślacie nie jestem jedyną ofiarą FIRMY X. Moja przyjaciółkę ze studiów Firma X tak „zmanipulowała", że w ciągu pół roku jest 380 tys. w plecy! 
Innym mój dobry kolega, już nie jest w Firmie X, bo jego handlowiec zrobił wałek i podrobił podpis klienta pod umową. Uciekł potem za granicę. Co z tego, to wszystko spłaca Ignacy, który ma taką gromadke jak ja i boryka się jeszcze drugi raz z nowotworem w domu. Kiedy patzre na niego, to zastanawiam się skąd ma tyle siły....ja mam tylko długi.
Większość zła bierze się stąd, że FIRMA X nie interesuje się tym co Autoryzowani Dealerzy wyprawiają z podlegającymi im handlowcami i Sieciowymi jakim i ja byłam. Pazerni AD bezczelnie mataczą. Na pierwszy ogień biorą Sieciowych, Ekspertów Klienta Przedsiębiorczego poprzez nich bijąc też w szeregowych sprzedawców (HI).
Umowy agencyjne w FIRMIE X były sformułowane w taki sposób, żeby handlowcy wszystkiego się bali! Same zakazy i nakazy. Zero poszanowania praw pracownika czy handlowego partnera. Brak przestrzegania zasad współżycia społecznego. Te umowy są po prostu wyzywająco asymetryczne, oczywiście na korzyść FIRMY X. A przecież każda umowa powinna być symetryczna. Mam nawet na to opinię kilku niezależnych źródeł.
Nie dość na tym! W każdej umowie znajduje się zapis, że nie wolno nikomu jej pokazywać. No i koło się zamyka. Handlowiec wpada w potrzask, zaszczuty jak zwierzę!
O opresyiności przepisów wprowadzonych w FIRMIE X niech świadczy fakt, że za
2
brak przysłowiowego „przecinka" w nagraniu służbowej poczty głosowej, kolega oberwał od firmy X karę w wysokości 5000 zł!!! Zamiast jak chciała FIRMA X, zakończyć wypowiedź skierowaną do klienta, słowem: Pozdrawiam! - pomylił się i powiedział: Do usłyszenia!
Będąc uczciwa, dokładna, zaangażowana - tego samego odczekuje od partnerów biznesowych. Natomiast tam nie ma mowy o honorze, zaś partnerstwo dla firmy X  jest pojęciem nieznanym.



Rozpoczęłam nowy rozdział w Ray-u….a jakim Ray-em się okazał…opowiem jutro, choć tylko wspomnę, że tam połowa ludzi pracowała w FIRMIE X, a ludzie tak szybko się nie zmieniają, niektórzy nigdy…dzisiaj to wiem…